[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spêdzi³em trochê czasu z Dybowskim podczas jego wyprawy do Konga - westchn¹³ Hunter.- ZaprzyjaŸniliœmy siê nawet.Tak, tak, œmia³y to by³ cz³owiek.Niejedno te¿ prze¿yliœmy razem.PóŸno ju¿ dzisiaj, opowiem o tym kiedy indziej, chodŸmy teraz spaæ.Najgorzej, gdy na noc nachodz¹ cz³owieka wspomnienia.Dobranoc!ZASADZKABy³ wczesny ranek.Na wschodzie zza pagórków wyjrza³o s³oñce, lecz na po³udniu, nad Jeziorem Wiktorii, gromadzi³y siê o³owiano-granatowe chmury.- Dlaczego nie zwijamy obozu? Przecie¿ dzisiaj mieliœmy wyruszyæ w dalsz¹ drogê? - zawo³a³ Tomek, podbiegaj¹c do grupki mê¿czyzn rozmawiaj¹cych przed namiotem Smugi.- Zastanawiamy siê w³aœnie, co zrobiæ - odpowiedzia³ zafrasowany Wilmowski.- Pan Smuga czuje siê gorzej, a lada chwila mo¿e nadejœæ burza.- Przecie¿ wczoraj pan Smuga nie mia³ ju¿ gor¹czki, sk¹d siê wiêc wziê³o to nag³e pogorszenie?- Widzisz, to nie ten sam ch³op co przed trzema dniami.Podsun¹³em mu manierczynê z jamajk¹, a on nawet nie pow¹cha³.To z³y znak.- rzek³ bosman Nowicki.- Jest ociê¿a³y i apatyczny - doda³ Hunter.- Mimo to radzê na nic nie zwa¿aæ i ruszyæ w drogê.Niech lekarz garnizonowy w forcie w Kampali zbada go jak najprêdzej.- Jestem tego samego zdania.Nie waha³bym siê, gdyby nie chmury zapowiadaj¹ce mo¿liwoœæ nadejœcia burzy - powiedzia³ Wilmowski.- Czy tutaj czêsto s¹ burze? - zwróci³ siê Tomek do Huntera.- W pasie od trzydziestu do piêædziesiêciu mil wokó³ Jeziora Wiktorii nie ma œciœle okreœlonych pór deszczowych.Deszcze padaj¹ tu najczêœciej w styczniu, lutym, czerwcu i lipcu.W tym w³aœnie czasie na zachodnich i pó³nocno-zachodnich wybrze¿ach czêsto zdarzaj¹ siê bardzo silne ranne deszcze i burze z grzmotami - wyjaœni³ tropiciel.- Wobec tego tatuœ s³usznie obawia siê wyruszenia w drogê, gdy¿ znajdujemy siê w³aœnie na pó³nocno-zachodnim wybrze¿u jeziora - stwierdzi³ Tomek.- Radzê natychmiast ruszaæ - upiera³ siê Hunter.- Niepokoi mnie nienaturalny kolor rany na ramieniu pana Smugi.Powinniœmy jak najszybciej znaleŸæ siê w Kampali.Je¿eli wybuchnie burza, to lektykê chorego okryjemy brezentem.- Czy podejrzewa pan mo¿liwoœæ zaka¿enia? - zapyta³ Wilmowski.Hunter zamyœlony spogl¹da³ na gromadz¹ce siê na niebie czarne chmury.Dopiero po d³u¿szej chwili cicho wyrazi³ sw¹ obawê:- Przez ca³y czas intryguje mnie myœl, dlaczego napastnicy nie zabili Smugi.Przecie¿ taki rodzaj zemsty najbardziej odpowiada³by tchórzliwemu Castanedowi.Z ³atwoœci¹ mogli zatrzeæ œlady zbrodni.- Nie brak mu sprytu.Nasze podejrzenia w ka¿dym razie skierowa³yby siê ku niemu i Kawirondo - odezwa³ siê Wilmowski.- Castanedo wiedzia³ o tym dobrze, nie chcia³ wiêc komplikowaæ sobie wygodnego ¿ycia.- S³usznie, s³usznie pan rozumuje - przytakn¹³ Hunter.- Gdyby zdo³a³ usun¹æ nas po cichu ze swej drogi, nie budz¹c wobec siebie i Kawirondo podejrzeñ, na pewno by siê ani chwili nie waha³.Przecie¿ je¿eli z³o¿ymy Anglikom oficjalny meldunek, poparty zeznaniami Samba, Castanedo powêdruje za kratki.- Tak te¿ bêdzie, jak amen w pacierzu! NieŸle pan to wykombinowa³ - powiedzia³ z uznaniem bosman.- Od razu powinniœmy byli wzi¹æ go na postronek i oddaæ w rêce Anglików.- Jaki wniosek wyci¹ga pan ze swych domys³Ã³w? - krótko zapyta³ Wilmowski.- Zak³adam, ¿e Castanedo pragn¹³by siê nas pozbyæ nie budz¹c podejrzeñ - ci¹gn¹³ Hunter.- Dlaczego wiêc jedynie og³uszono Smugê? NiegroŸna rana na ramieniu nie powinna budziæ obaw, a tymczasem w³aœnie ona nie goi siê i j¹trzy.Czy nie przysz³o wam na myœl, ¿e ostrze no¿a mog³o byæ nasycone powolnie dzia³aj¹c¹ trucizn¹? Gdyby Smuga zmar³ na terenach Luo, nikt by o to nie podejrzewa³ Castaneda czy Kawirondo.- To by by³o straszne.- szepn¹³ zatrwo¿ony Tomek.- Do stu zdech³ych wielorybów! - wykrzykn¹³ bosman.- S³ysza³em i ja w³Ã³cz¹c siê po œwiecie, ¿e Murzyni znaj¹ ró¿ne sztuczki z truciznami.- O nieszczêœcie nietrudno.Bosmanie, za³Ã³¿ brezent na lektykê, a pan Hunter niech da has³o do wymarszu - zarz¹dzi³ Wilmowski, wys³uchawszy tropiciela.- Tomku, pomó¿ panu Hunterowi, ja siê zajmê naszym rannym przyjacielem.- Jestem gotów, tatusiu - zawo³a³ ch³opiec.Wilmowski postanowi³ nie odstêpowaæ Smugi, tym samym dowodzenie ludŸmi spad³o ca³kowicie na Huntera.Tropiciel energicznie zabra³ siê do przygotowañ do wymarszu.Osobiœcie dopilnowa³, aby sprawnie zwiniêto obóz, rozdzieli³ baga¿e pomiêdzy tragarzy i wyda³ specjalne rozkazy dobrze uzbrojonym Masajom, którzy, mieli ubezpieczaæ boki karawany.Wkrótce wszyscy stanêli w szyku.Tu¿ za chor¹¿ym Sambem mieli iœæ czterej Kawirondo nios¹c lektykê z rannym; za nimi sz³y zwierzêta juczne i tragarze.Tyln¹ stra¿ stanowili bosman i Tomek.- Ho, ho! Nie spodziewa³em siê po tym flegmatyku tyle energii.Zdaje siê, ¿e w opresji mo¿na na nim polegaæ - chwali³ Huntera bosman Nowicki.- Tak, tak, ale Mescherje i jego ludzie równie¿ spisuj¹ siê doskonale - doda³ Tomek.- Niech pan siê przyjrzy, z jak¹ gorliwoœci¹ przebiegaj¹ wzd³u¿ karawany popêdzaj¹c tragarzy.- Owszem, niczego sobie draby.Wydaj¹ siê byæ zdatni do wypitki i do bitki.Goni¹ z wywieszonymi ozorami i b³yskaj¹ œlepiami jak prawdziwe ogary.Niebo coraz bardziej zaci¹ga³o siê czarnymi chmurami.Niebawem, mimo dnia, zapanowa³ pó³mrok.Od po³udnia uderzy³ pierwszy podmuch gor¹cego wiatru.Zaraz te¿ rozleg³y siê chrapliwe g³osy Masajów nawo³uj¹cych tragarzy do poœpiechu.Bokiem œcie¿ki przemknê³y jak widma dwa szakale i znik³y w g¹szczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]