[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pożałujesz, jeśli spróbujesz mnie wykiwać - ostrzegł.- Powiedz,dlaczego właściwie szukasz tego Ticka.- Sally grozi niebezpieczeństwo.Muszę znaleźć Ticka.Muszęmu powiedzieć.- Niech to szlag - mruknął barman.- Postaw się na moim miejscu.Colin zmarszczył nos, widząc kosz wilgotnych ścierek.- Więc? - spytała Kumiko.- Jeśli jesteś kapusiem, a ja cię poślę do tego Ticka, zakładając,że go znam, a on akuratjest w coś wplątany, to mnie załatwi.Prawda?Ale jeśli nie jesteś, to ta Sally pewnie mnie załatwi, gdybym ci niepomógł.Rozumiesz?Kumiko skinęła głową.- Pomiędzy kamieniem a twardym miejscem.Tego idiomu użyła Sally, a Kumiko uznała go za bardzo poetycki.- Właśnie.- Bevan spojrzał na nią dziwnie.- Proszę mi pomóc.Ona jest w wielkim niebezpieczeństwie.Przejechał dłonią po przerzedzonych żółtych włosach.- Pomoże mi pan - usłyszała swój głos.Poczuła, że zaskakuje na miejscezimna maska matki.- Niech mi pan powie, gdzie mogę znaleźć Ticka.Zdawało się, że barman zadrżał, choć w korytarzu było aż nazbyt ciepło,parno, a zapach piwa mieszał się z ostrą wonią środków dezynfekcyjnych.- Znasz Londyn?Colin mrugnął do niej.- Orientuję się.- Bevan! - Alice wysunęła głowę zza rogu.- Brudy.- Policja - przetłumaczył Colin.- Margate Road, SW2 - rzucił Bevan.- Nie znam numeru,nie znam telefonu.- Niech cię wypuści tylnymi drzwiami - poradził Colin.- Tonie są zwyczajni policjanci.Kumiko miała na zawsze zapamiętać nieskończoną podróż londyńskimmetrem.Colin przeprowadził ją spod Róży i Korony doHolland Park i w dół, tłumacząc, że jej chip MitsuBanku jest terazgorzej niż bezwartościowy.Jeśli go wykorzysta, żeby zapłacić zataksówkę albo kupić cokolwiek, jakiś operator z Sekcji Specjalnejzobaczy rozbłysk transakcji niby płomień magnezji na kratownicycyberprzestrzeni.Ale musi trafić do Ticka, odpowiedziała; musidotrzeć na Margate Road.Zmarszczył czoło.Nie, stwierdził.Poczekajdo zmroku; Brixton nie jest daleko, ale teraz, za dnia, ulice sązbyt niebezpieczne.Policja współpracuje ze Swainem.Ale gdziemoże się ukryć, spytała.Prawie nie miała gotówki; idea waluty,monet i banknotów wydawała jej się dziwaczna i obca.Tutaj, stwierdził, kiedy zjeżdżali windą pod Holland Park.Za cenę biletu.Obłe, srebrzyste sylwetki pociągów.Miękkie, wytarte siedzenia w szarościach i zieleniach.I ciepło, cudownie ciepło; kolejna nora w krainie nieustannego ruchu.30PorwanieLotnisko wessało senną Danielle Stark w pastelowy korytarz, wypełnionyreporterami, kamerami, udoskonalonymi oczami.Porphyrei trzej ludzie z ochrony Netu przeprowadzili Angie przez zacieśniającysię krąg dziennikarzy: choreograficzny rytuał, bardziej związany zzapewnieniem dramatycznych nagrań wideo niż z bezpieczeństwem.Wszyscy obecni zostali już sprawdzeni przez ochronę i biuro prasowe.Po chwili ona i Porphyre zostali sami w ekspresowej windziezmierzającej do heliportu, który Net utrzymywał na dachu terminalu.Drzwi otworzyły się na podmuch mokrego wiatru ponad jaskrawooświetlonym betonem, gdzie czekała już nowa trójka ochroniarzyw luźnych, odblaskowe pomarańczowych kurtkach.Angie przypomniałasobie, jak pierwszy raz zobaczyła Ciąg.Jechała wtedyz Turnerem pociągiem z Waszyngtonu.Jedna z pomarańczowych kurtek poprowadziła ich przez rozległąbetonową równinę do oczekującego śmigłowca, dużego dwuwirnikowegofokkera wykończonego czarnym chromem.Porphyrepierwszy wsiadł po delikatnych, matowoczamych stopniach.Ruszyłaza nim, nie oglądając się za siebie.Odkryła w sobie nową determinację.Postanowiła skontaktowaćsię z Hansem Beckerem przez jego paryskiego agenta.Ciągłość znałnumer.I musi jakoś załatwić sprawę z Robinem.Wiedziała, żepewnie czeka już na nią w hotelu.Śmigłowiec polecił im zapiąć pasy.Podnieśli się.W dźwiękoszczelnej kabinie panowała cisza; czułatylko mrowienie w kościach.Przez jedną chwilę miała wrażenie, żemoże odwzorować w myślach całe swoje życie, zobaczyć je takim,jakim było.Właśnie to przesłonił i ukrył narkotyk, pomyślała; to byławolność od bólu.W siedzibie odejścia duszy, odezwał się metaliczny głos spomiędzyblasku świec i brzęczenia ula.- Panienko.To Porphyre z fotela obok; pochylił się do niej.- Miałam sen.Coś czekało na nią przed laty w Necie.Nic podobnego do loa, doLegby i innych, choć wiedziała, że Legba jest Panem Skrzyżowań,jest syntezą, kardynalnym punktem magii i komunikacji.- Porphyre - zapytała.- Dlaczego Bobby odszedł?Wyjrzała na splątaną świetlną kratownicę Ciągu, na kopuły rozjaśnioneczerwonymi reflektorami.I zamiast nich widziała pejzażdanych, który zawsze przyciągał go z powrotem do tego, co uważałza jedyną grę wartą zachodu.- Nie wiem, panienko - odparł Porphyre.- Kto wie?- Ale słyszysz różne rzeczy.Wszystko.I plotki.Zawsze słyszałeś.- Dlaczego teraz pytasz?- Już czas.- Pamiętam rozmowę, rozumiesz? Jak ludzie, którzy nie sąsławni, mówią o ludziach, którzy są.Może ktoś, kto przyznawał siędo znajomości z Bobbym, rozmawiał z kimś innym i to się jakośrozeszło.Bobby był dobrym tematem, ponieważ był z tobą, rozumiesz?To dobry punkt, żeby od niego zacząć, panienko, ponieważon nie uznałby takich słów za pochlebne.Prawda? Mówiło się, żepróbował sam kombinować, ale znalazł ciebie, a ty wyskoczyłaśwyżej i szybciej niż cokolwiek, o czym mógłby zamarzyć.Zabrałaśgo ze sobą na szczyt.Gdzie pieniądze, które w Barrytown nawet musię nie śniły, są tylko drobnymi.Angie skinęła głową; patrzyła na Ciąg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]