[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wyjąłem portfel, a z niego cienką broszurka zatytułowaną"Wykaz ważniejszych epidemii?".Ta ulotka-broszurka zawiera daty wszystkichwielkich epidemii, typy epidemii, śmiertelność w procentach i inne dane.Zwielką ulgą stwierdziłem, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie.Nowy Jork, sierpień 1988 rok.Nowy Jork w sierpniu 1988 roku miał być poważniedotknięty Niebieską Zarazą. - "Wykaz ważniejszych epidemii"? - spytała czytając miprzez ramie.- A co to takiego? Powinienem był się od niej odsunąć.A nawetzdematerializować.W naszej firmie obowiązują bardzo ścisłe przepisyzabraniające komiwojażerom udzielania jakichkolwiek informacji, poza tymi,których uczą nas udzielać na kursach.Ale teraz było mi wszystko jedno.Stwierdziłem nagle, że mam ochota porozmawiać z tą ładną, jasnowłosą dziewczynąw osobliwym stroju, siedzącą ze mną w słońcu, w mieście skazanym. - "Wykaz epidemii" - powiedziałem - zawiera wykaz dat imiejsc, w których występowały lub będą występowały największe epidemie.Naprzykład wielka zaraza w Konstantynopolu w roku 1346 albo zaraza londyńska zroku 1664. - Domyślam się, że był pan tam? - Tak.Zostałem tam wysłany służbowo przez moją instytucję,Medyczną Służbę Czasu.Między innymi mamy licencje na sprzedaż leków naobszarach objętych epidemią. - To wobec tego pan pochodzi z jakiegoś miejsca wprzyszłości, gdzie znają podróże w czasie? - Tak. - To cudowne - powiedziała.- Pan objeżdża tereny objęteepidemiami sprzedając pigułki.Prawda mówiąc nie wygląda pan na kogoś, kto byzarabiał na nieszczęściu innych. - Nie znała nawet połowy prawdy i nie miałem najmniejszegozamiaru jej wtajemniczać. - To praca niezbędna - powiedziałem. - Tak czy siak przeoczył pan fakt, że tu nie ma żadnejepidemii. - Musiała zaistnieć jakaś pomyłka.Mam specjalnegoczłowieka, który ma za zadanie zjawiać się przede mną i przeprowadzaćrozpoznanie terenu. - Może zabłądził w jakimś innym strumieniu czasu czy coś wtym rodzaju? Najwyraźniej świetnie się bawiła.Dla mnie cała ta sytuacja byłakoszmarna.Ta dziewczyna, jeżeli nie będzie należała do grona nielicznychszczęściarzy, nie przeżyje tej epidemii.Ale jednocześnie rozmowę z nią uznałemza fascynującą.Po raz pierwszy w życiu miałem okazje rozmawiać z ofiarą zarazy. - Miło było z panem porozmawiać - powiedziała. Mówiąc między nami, nie wiem, czy mogę wykorzystać tę nasząrozmowę. - Wolałbym, żeby pani tego nie robiła.- Wyjąłem z kieszenigarść kapsułek.- Proszę, niech pani to weźmie. - Ale naprawdę. - Mówię poważnie.To dla pani i pani rodziny.Proszę jezatrzymać.Przydadzą się, zobaczy pani. - No już dobrze, dziękuję bardzo.Miłych podróży w czasie. Patrzyłem, jak odchodzi.Kiedy skręcała za róg, odniosłemwrażenie, że wyrzuca kapsułki.Ale nie byłem pewien.Usiadłem na ławce w parku iczekałem. Zbliżała się północ, kiedy zjawił sięGeorge.Rzuciłem się na niego z wściekłością. - Co się stało? Zrobiłem z siebie cholernego idiotę! Tutajnie ma żadnej epidemii! - Spokojnie - odparł George.- Miałem być tutaj tydzieńtemu, ale dostaliśmy polecenie od władz, żeby na rok zawiesić całą działalność.A potem kazali nam odwołać odwołanie i działać dalej według pierwotnegoharmonogramu. - Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? zapytałem. - Powinieneś zostać zawiadomiony.Ale wszystko siępomyliło.Naprawdę bardzo mi przykro.Ale możemy zaczynać od zaraz. - A czy rzeczywiście musimy? - spytałem.- Czy musimy co? - No wiesz. Wytrzeszczył na mnie oczy. - Co się z tobą dzieje? W Londynie zachowywałeś sięzupełnie inaczej. - Ale to było w roku 1664.A teraz mamy 1988.Jesteśmybliżej naszych własnych czasów.A ci ludzie wydają się bardziej.ludzcy. - Mam nadzieje, że się nie spoufalałeś - powiedział George. - Naturalnie, że nie. - No, to w porządku - uspokoił się George.- Wiem, że tapraca z emocjonalnego punktu widzenia może się wydawać obrzydliwa, ale musisz nato patrzeć realistycznie.Rada Statystyczna dała im wiele szans.Dała im bombęwodorową. - To prawda. - Ale jej nie użyli.Rada zapewniła im też wszelkie możliweśrodki do prowadzenia wojny bakteriologicznej na dużą skale, ale i tego niewykorzystali.Tak samo zresztą Rada wyposażyła ich we wszelkie informacjeniezbędne do dobrowolnego zmniejszania wzrostu populacji.I też nie potrafilisię zmusić, żeby po nie Biegnąć.Po prostu w dalszym ciągu mnożyli się na oślepwypierając inne gatunki i siebie nawzajem, zatruwając ziemię i prowadząc jakbynigdy nic gospodarkę rabunkową. Wiedziałem to wszystko, ale dobrze, sie jeszcze raz terazmusiałem tego wysłuchać. - Nic przecież nie może rosnąć bez końca - ciągnął George.- Wszystko, co żyje, musi podlegać jakiejś kontroli.U większości gatunkówrównowaga jest utrzymywana automatycznie.Ale istoty ludzkie przekraczaływszelkie granice.I dlatego same muszą się tym zająć.A jeżeli nie mogą albo niechcą, to ktoś to musi za nich robić. Nagle George wydał mi się zmęczony i zatroskany. - Ale ludzie nigdy nie dostrzegają koniecznościprzerzedzenia swoich szeregów.Nigdy się niczego nie uczą.Stąd potrzeba naszychepidemii. - No już dobrze, zaczynajmy. - Te epidemię przeżyje około dwudziestu procent oznajmiłGeorge. Myślę, że chciał dodać sobie otuchy. Wyjął z kieszeni płaski srebrny flakon.Odkorkował go.Podszedł i wlał jego zawartość do ścieku. - No to już.Za jakiś tydzień możesz zacząć sprzedawaćswoje pigułki.Potem nasz harmonogram przewiduje Londyn, Paryż, Rzym, Istambuł,Bombaj i tak dalej. Skinąłem głową.Trzeba to było zrobić.Ale czasem trudnobyć ogrodnikiem ludzi.przekład : Zofia Uhrynowska- Hanasz powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]