[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.) EPILOG PIERWSZY - TRANSCENDENTALNY: Szybując ku górze, usłyszał nagle tuż zasobą czyjś niewyraźny, przerywany czkawką głos: -Dziękuję panu, ppanie starszy.Chciałeś pan dobrze, przepra.szam, że takwyszło. Obejrzał się.Duch szybujący za nim,poruszał się dziwnie falistą trajektorią. EPILOG DRUGI - GROTESKOWY: .Poczuł, jak j e g o prawe przednie koło podskoczyłona czymś miękkim.Zatrzymał się gwałtownie, ponieważ ktoś nadepnął mu pedałhamulca. - Do licha! - pomyślał w popłochu.-Chciałbym wiedzieć, co t e r a z jest moją d ł o n i ą? EPILOG TRZECI - KONSEKWENTNY: Wsobotni poranek Ben wezwał dozorcę i poinformował go, że lokator z trzeciegopiętra, profesor Canter, w piątek po południu czul się źle, a teraz nieodpowiada na telefon i dzwonek do drzwi.Wyłamano więc drzwi i znaleziononieprzytomnego staruszka leżącego w ubraniu na tapczanie. Przewieziono go do szpitala, gdzie pozostaje po dziśdzień.Organizm profesora funkcjonuje zupełnie normalnie, jednak lekarzom nieudaje się przywrócić mu przytomności.Ponieważ trwało to już szereg miesięcy,lekarze zastanawiają się, czy należy kontynuować sztuczne odżywianie pacjenta, iw ogóle, co robić dalej z tym niezwykłym przypadkiem. EPILOG CZWARTY - ENIGMATYCZNY: Wsobotni poranek znaleziono zwłoki profesora Cantera na ławce w parku, w pobliżuInstytutu Biochemii.Przy denacie znajdowała się teczka zawierająca butelkę zzielonkawym płynem, którego skład chemiczny nie wskazuje na trujące właściwości.Lekarz sądowy nie znalazł żadnych oznak mogących przemawiać za zabójstwem lubsamobójstwem.Należy przypuszczać, że przyczyną zgonu była niewydolnośćkrążenia. EPILOG PIATY - BEZ KROPKI NAD "i", CZYLI OTWARTY: Profesor Canter ocknął się nagle, czując szarpanie zaramię. - Niech pan tu nie śpi, bo pana okradną! -powiedział chudy policjant, przyglądając się bacznie twarzy profesora. - Och, zdaje się, że już to zrobili! - wykrzyknąłCanter, macając ławkę obok siebie.- Nie ma mojej teczki! - Czy było w niej coś cennego? - Panie sierżancie! Tam był.Tam był eliksirnieśmiertelności! - Hm.A jak on wyglądał? - Był w sporej butelce. - Wbutelce? - sierżant uśmiechnął się domyślnie.- Wie pan co, panie starszy?Odprowadzę pana do domu! - Ale ta teczka! Trzeba jąkoniecznie. - Znajdziemy, znajdziemy - mówiłsierżant uspokajająco, biorąc staruszka łagodnie pod ramię.- Lecz najpierwpójdziemy do domu.Jeśli jeszcze coś było w tej butelce, to już teraz pewnie itak jest pusta.Ale to żadne zmartwienie.Tu, niedaleko, jest dobrze zaopatrzonysklep.Kupi pan sobie nową, pełniutką. EPILOG SZOSTY - TRYWIALNY: Portier Instytutu Biochemiiznalazł zwłoki profesora Cantera w piątek około godziny szesnastej w jegogabinecie. Wezwany lekarz stwierdził zgon wskuteknadużycia halucynogenów. EPILOG SIODMY - POGODNY: Profesor Canter ocknął się wfotelu.W drzwiach gabinetu stal Matti, portier z popołudniowej zmiany. - Czas do domu, panie profesorze! Już dwadzieścia potrzeciej! - Och, rzeczywiście! Czy Tilli już wyszła? - Tak, jakiś kwadrans temu. - Aha.- mruknął profesor do siebie.- Widocznie sięzdrzemnąłem.Szkoda. Bardzo lubił, gdy jego młoda,zgrabna laborantka towarzyszyła mu w drodze do domu przez park.Czuł się wtedy,jakby znów był młodym studentem i przez kilkanaście minut mógł nie pamiętać oswym artretyzmie i siedemdziesiątce na karku. powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]