[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ona włączyła się w tę grę z entuzjazmem godnymdoświadczonej nałożnicy z tureckiego haremu. - Nie masz powodu do skruchy ani do wyrzutów - próbował jąpocieszyć.- Byłaś jak opętana.To wina narkotyku. - Ja to zrobiłam - upierała się.- Ja.ja! I chciałam tego!Och, jakąż zepsutą, nędzną dziwką jestem! - Nie przypominam sobie, żebym ci proponował pieniądze. Nie chciał okazać się człowiekiem bez serca.Próbował tylkorozzłościć ją tak bardzo, by zapomniała o upokorzeniu.I udało mu się.Skoczyłana nogi i paznokciami zaatakowała jego twarz i pierś.Przeklinała go słowami,których wysoko urodzona i dobrze wychowana dama epoki wiktoriańskiej w ogóle niepowinna znać Burton pochwycił ją za nadgarstki i trzymał, a ona przeklinała.Wreszcie umilkła i rozpłakała się.Wtedy poprowadził ją do obozowiska.Ogniskobyło tylko kupką mokrego popiołu.Zebrał górną warstwę i dorzucił do żaru garśćtrawy, chronionej od deszczu przez gałęzie.W słabym świetle dostrzegł śpiącądziewczynkę, skuloną pomiędzy Kazzem i Monatem pod żelaznym drzewem.Wrócił doAlicji, która przysiadła pod jakimś pniem. - Nie podchodź - powiedziała.- Nie chcę cię więcej widzieć.Już nigdy.Zhańbiłeś mnie, zbrukałeś.I to po tym, jak dałeś słowo, że będzieszmnie chronić! - Możesz marznąć, jeżeli masz ochotę - oświadczył.-Chciałem.tylko zaproponować, żebyśmy się przytulili razem, dla ciepła.Ale jeśliwolisz cierpieć, proszę bardzo.Powtórzę tylko, że to co uczyniliśmy, byłospowodowane narkotykiem.Nie, nie spowodowane.Narkotyki nie generują pragnień idziałań, one tylko sprawiają, że przestajemy się.opierać.Nasze normalnezahamowania zniknęły i żadne z nas nie może winić ani siebie, ani drugiego.Byłbym jednak kłamcą twierdząc, że mi się to nie podobało.I ty równieżskłamałabyś tak mówiąc.Po co więc ranić sobie sumienie? - Nie jestem taką bestią jak ty! Jestem dobrą chrześcijanką,bogobojną, cnotliwą kobietą. - Nie wątpię - odparł sucho Burton.- Jednakże pozwól, że razjeszcze podkreślę pewną sprawę.Nie sądzę, że uczyniłabyś to, co uczyniłaś,gdybyś w głębi serca nie pragnęła tego.Narkotyk zniósł twoje zahamowania, ale zpewnością nie wcisnął ci pomysłu do głowy.Idea już tam była.Działanie byłoefektem przyjęcia narkotyku, ale pochodziło od ciebie; z tego, co chciałaśzrobić. - Wiem o tym! - wrzasnęła.- Czy myślisz, że jestem jakąśgłupią, prostą dziewką służebną? Mam swój rozum! Wiem, co zrobiłam i dlaczego!Nigdy nie przypuszczałam, że jestem taką.taką o s o b ą! Jednak musiałam byćwłaśnie taka! Musiałam! Burton starał się ją pocieszyć, przekonać, że w naturze każdegoczłowieka istnieją jakieś niechciane żywioły.Zapewniał, że tego właśniedotyczył dogmat grzechu pierworodnego: była człowiekiem, więc w jej duszy tkwiłymroczne żądze.I tak dalej.Lecz im bardziej się starał, tym Alicja czuła sięgorzej.Wreszcie, drżący z zimna i zmęczony bezużyteczną argumentacją,zrezygnował.Wczołgał się między Kazza i Monata i przytulił do siebiedziewczynkę.Ciepło, przykrycie z trawy i dotyk nagich ciał uspokoiły go.Zasypiając, słyszał jeszcze cichy szloch Alicji.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]