[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nie bój się, nic mi się nie poprzestawiało.To jestUltradźwiękowy Gwizdek na Roboty - my go nie słyszymy, za wysoko, ale robotyznakomicie.O, już jest. Z szumem kół nadjechał robot śmieciowy - śmieciobot - iszybkimi ruchami ramion zaczął ładować rozsypane naczynia do swego pojemnika. - To świetny pomysł, znaczy, ten gwizdek - powiedziałBill.- Można ot, tak sobie wezwać robota wtedy, kiedy się go potrzebuje.Czymógłbym dostać taki? W końcu jestem teraz pracownikiem sanitarnym, tak jak pan icała reszta. - Hm, to jest raczej coś specjalnego - odparł Basurero,otwierając tym razem właściwe drzwi prowadzące do kantyny.- Trudno je zdobyć,jeżeli wiesz, co mam na myśli. - Nie, nie wiem, co pan ma na myśli.Dostane taki, czynie? Basurero zignorował jego pytanie.Wczytywał się z uwagą wjadłospis, a potem wybrał odpowiedni numer.Chwycił wyrzuconą z podajnika porcjęmrożonego posiłku odzyskowego i wsadził ją do radarowego podgrzewacza. - No? - nalegał Bill. - Jeżeli musisz koniecznie wiedzieć - odparł niecozażenowany Basurero - to bierzemy je z niespodziankowych paczek z kaszką manną.To zabawki dla dzieci.Pokażę ci, gdzie leżą, to będziesz mógł obie jedenznaleźć. - Pewnie, że sobie znajdę.Też chcę przywoływać roboty. Usiedli z podgrzanymi już porcjami przy stole i Basureroskrzywił się, stukając palcem w tackę, z której jadł. - Sami przyczyniamy się do naszej klęski.Zobaczysz, co sięteraz będzie działo, kiedy wyłączyliśmy transmiter. - Próbowaliście topić je w oceanie? - Pracują nad tym w Sekcji " Wielki Plusk".Niewiele cimogę powiedzieć, bo wszystko jest ściśle tajne.Musisz zdać sobie sprawę, żeoceany, jak zresztą wszystko na tej cholernej planecie, są dokładnie zabudowane,a poza tym niewiele już jest w nich miejsca.Sypaliśmy tam wszystko, co siędało, aż w końcu poziom wody podniósł się na tyle, że podczas przypływów zaczęłazalewać niżej położone korytarze.Co prawda ciągle topimy to i owo, ale już naznacie mniejszą skalę. - Jak to robicie? - zapytał zdumiony Bill. Basurero rozejrzał się uważnie dookoła, a potem pochyliłnad stołem, przyłożył palec wskazujący do nosa, mrugnął, uśmiechnął się izasyczał cicho. - To tajemnica? - domyślił się Bill. - Właśnie.Meteorolodzy wściekliby się, gdyby siędowiedzieli, że to my.Po prostu odparowujemy wodę z oceanu, zostawiając w nimsól.Potem, kiedy usłyszymy, że na górze pada, przełączamy część rurociągów ipod olbrzymim ciśnieniem wypompowujemy wodę na zewnątrz! Meteorolodzy mało szałunie dostają bo od chwili, kiedy przystąpiliśmy do realizacji Projektu "WielkiPlusk" roczny opad deszczu w strefie umiarkowanej wzrósł o trzy cale, a opadyśniegu na biegunach są tak obfite, że najwyższe poziomy załamują się pod jegociężarem.Ale co tam, pompujemy, ile wlezie! Tylko nie mów o tym nikomu, bo tościśle tajne. - Jasne.To rzeczywiście znakomity pomysł. Uśmiechając się z dumą Basurero wymiótł do czysta zawartośćswojej tacki i wepchnął ją do otworu w ścianie, ale w tej samej chwili ze zsypuwypadło czternaście innych tacek i rozsypało się po stole. - Popatrz! - zacisnął zęby, momentalnie wyleczony z dobregonastroju.- Wszystko się na nas wali.Jesteśmy na samym dole i to, co wyrzucająna wyższych piętrach ląduje tutaj, a my nie mamy już co z tym robić.No nic,muszę już lecieć.Zdaje się, że będziemy musieli wprowadzić w życie awaryjnyplan , "Wielka Pchła". Wstał z miejsca i ruszył ku drzwiom.Bill uczynił to samo. - Czy "wielka Pchła" też jest ściśle tajna? - Przestanie być, kiedy z nią ruszymy.Przekupiliśmyjednego inspektora z Departamentu Zdrowia, żeby stwierdził inwazję owadów -nosicieli chorób w jednym z wielkich segmentów mieszkalnych wiesz, tych na milęszerokich, długich i wysokich.Wyobraź tylko sobie:147.72S.9S2.000 stópsześciennych wymarzonej przestrzeni na odpadki! I żeby to się tak marnowało!Wysiedlą wszystkich, niby żeby tylko przeprowadzić dezynfekcję, a my tam od razuwładujemy plastykowe tacki. A mieszkańcy nie będą protestować? - Oczywiście, że będą ale co im to da? Wyjaśnimy im, żezaszła po prostu pomyłka i zalecimy dochodzenie swoich praw drogą urzędową, adroga urzędowa na t e j planecie to jest naprawdę coś ! Dziesięć do dwudziestulat, minimum.Tu jest twoje biuro - wskazał na otwarte drzwi.- Urządź się,przejrzyj raporty i postaraj się coś wymyślić do następnej zmiany. Zniknął za zakrętem korytarza. Było to małe biuro, ale Bill i tak był z niego bardzodumny.Zamknął drzwi i obrzucił pełnym podziwu spojrzeniem szafę, biurko,odchylany fotel, lampę - wszystko wykonane z najróżniejszego rodzaju pustychbutelek, puszek, pudełek, pojemników, zasobników i innych odpadków.Dość jednakza chwytów, będzie miał na nie jeszcze masę czasu.Trzeba brać się do roboty.Otworzył z rozmachem drzwi szafy i we wnętrzu ujrzał czarno odziane, brodate,blade zwłoki.Zatrzasnął szafę i pośpiesznie oddalił się w przeciwległy kątpokoju. - Tylko spokojnie, żołnierzu - powiedział na głos.-Widziałeś już niejedne zwłoki i nie ma powodu, żebyś miał się przejmować akurattymi. Wrócił do szafy i ponownie otworzył drzwi. Zwłoki otworzyły małe, zaropiałe oczka i popatrzyły naniego znacząco.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]