[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O zachodzie s³oñca destylator da³ im kolejne pó³ kubka wody i kiedy j¹ wypili, wtuleni w siebie zapadli w ciê¿ki, przypominaj¹cy œmieræ sen.Coœ obudzi³o Craiga; przez chwilê myœla³, ¿e to nocny wiatr w zaroœlach.Z trudem zmusi³ siê do tego, ¿eby usi¹œæ.Przechyli³ g³owê nas³uchuj¹c — nie wiedzia³, czy ci¹gle ma halucynacje, czy te¿ naprawdê s³yszy cichy, wznosz¹cy siê i opadaj¹cy dŸwiêk.Zda³ sobie sprawê, ¿e za chwilê zacznie œwitaæ, horyzont rysowa³ siê wyraŸnie ciemn¹ lini¹ pod aksamitnym niebosk³onem.Potem nagle dŸwiêk siê wzmocni³ i Craig go rozpozna³.Charakterystyczny rytm czterocylindrowego silnika landrovera.Trzecia Brygada nie porzuci³a posagu.Zbli¿ali siê nieub³aganie jak hieny, które zwêszy³y krew.Daleko na pustyni zobaczy³ parê reflektorów, ich blade promienie ko³ysa³y siê i przechyla³y, gdy samochód posuwa³ siê po nierównym terenie.Siêgn¹³ po ka³asznikowa.Nie móg³ go znaleŸæ.„Ashe Levy musia³ go ukraœæ — pomyœla³ gorzko — zabra³ go ze sob¹ na hienie.Nigdy nie ufa³em temu sukinsynowi."Za³amany Craig wpatrywa³ siê w zbli¿aj¹ce siê œwiat³a.W ich promieniach tañczy³a ma³a, chochlikowata postaæ, ¿Ã³³ty, miniaturowy213cz³owieczek.„Puk — pomyœla³ — wró¿ki.Nigdy nie wierzy³em we wró¿ki.Nie mów tego, kiedy tak siê mówi, jedna z nich umiera.Nie chcê zabijaæ wró¿ek.Wierzê w nie." Przez jego rozgor¹czkowany umys³ przewija³a siê fantazja pomieszana z przeb³yskami jasnoœci.Nagle zobaczy³, ¿e ma³ym, pó³nagim, ¿Ã³³tym cz³owieczkiem jest Buszmen, przedstawiciel pustynnego plemienia Pigmejów.Buszmeñski tropiciel, Trzecia Brygada korzysta z us³ug buszmeñskiego tropiciela, ¿eby ich wywêszyæ.Tylko Buszmen by³by zdolny biec ca³¹ noc po ich œladach, odnajdywanych w œwietle reflektorów landrovera.Œwiat³a samochodu zab³ys³y nad nimi jak teatralna rampa, Craig podniós³ rêkê i zas³oni³ oczy.Œwiat³o by³o tak jasne, ¿e sprawia³o ból.W drugiej rêce, za plecami trzyma³ bagnet.Dopadnê jednego, mówi³ sobie, i za³atwiê.Landrover zatrzyma³ siê zaledwie kilka kroków od nich.Ma³y buszmeñski tropiciel sta³ obok, trajkocz¹c coœ i klekocz¹c w tym swoim dziwnym ptasim jêzyku.Craig us³ysza³, jak otwieraj¹ siê drzwi landrovera, i spoza oœlepiaj¹cych œwiate³ wy³oni³ siê jakiœ mê¿czyzna.Craig rozpozna³ go w jednej chwili.Genera³ Peter Fungabera — podœwietlony od ty³u œwiat³em reflektorów wydawa³ siê wysoki jak olbrzym, kiedy kroczy³ w stronê Craiga zwiniêtego w k³êbek na pustynnym piachu.„Dziêki ci, Bo¿e —modli³ siê Craig—dziêkujê ci, ¿e przys³a³eœ mi go, nim umar³em", i œcisn¹³ w rêku bagnet.„W gard³o — powiedzia³ sobie — kiedy pochyli siê nade mn¹." Zebra³ resztki si³ — genera³ Peter Fungabera pochyli³ siê nad nim.Teraz! Craig siê wytê¿y³.„Wbij ostrze w jego gard³o!" Ale nic siê nie sta³o.Jego cz³onki nie reagowa³y* by³ skoñczony.— Muszê pana poinformowaæ, ¿e jest pan aresztowany za nielegalne wtargniêcie na terytorium Republiki Botswany, sir — powiedzia³ genera³ Fungabera, ale jakimœ zmienionym g³osem.By³ on g³êboki i ³agodny, a w ciê¿ko akcentowanym angielskim pobrzmiewa³o przejêcie.„Nie nabierze mnie—pomyœla³ Craig—oszust", i zobaczy³, ¿e Peter Fungabera ma na sobie mundur sier¿anta botswañskiej policji.— Madê szczêœcie.— Przyklêkn¹³ na jedno kolano.— ZnaleŸliœmy miejsce, gdzie przeszliœde przez drogê.— Uniós³ do ust Craiga pokryt¹ filcem butelkê z wod¹.— Jedziemy za wami od wczoraj, od trzeciej po po³udniu.Ch³odna, s³odka woda trysnê³a Craigowi do ust i sp³ynê³a po brodzie.Wypuœci³ bagnet i schwyta³ butelkê obiema rêkami.Chtia³ po³kn¹æ ca³¹ wodê naraz, chria³ siê w niej utopiæ.By³a tak cudowna, ¿e jego oczy zala³ysiê bamiPrzez ³zy zobaczy³ na otwartych drzwiach landrovera herb botswañskiej policji.— Kto? — wpatrywa³ siê w genera³a Fungaberê, ale nigdy przedtem nie widzia³ tej twarzy.By³a szeroka, z p³askim nosem, malowa³a siê na niej troska i przejêcie.214T— Kto? — zakraka³.— Proszê nie mówiæ, musimy natychmiast zabraæ pana i tê pani¹ do szpitala we Frandstown.Mnóstwo ludzi umiera na pustyni, mieliœcie cholerne szczêœcie.— Nie jest pan genera³em Fungabera?—wyszepta³.— Kim pan jest?— Policja Botswany, patrol graniczny.Sier¿ant Simon Mafekeng do pañskich us³ug, sir.Jako ch³opiec, przed wielk¹ wojn¹ ojczyŸnian¹, pu³kownik Niko³aj Bucharin towarzyszy³ ojcu podczas polowañ na stada wilków, które w czasie d³ugich, dê¿kich, zimowych miesiêcy terroryzowa³y ich wioskê po³o¿on¹ na odludziu na wysokim Uralu.Te wyprawy w rozleg³e, mroczne lasy tajgi wykszta³ci³y w nim g³êbok¹ pasjê myœliwsk¹.Znajdowa³ przyjemnoœæ w przebywaniu w odosobnionych, dzikich miejscach i w pierwotnej radoœci sprawdzenia swoich zmys³Ã³w w starciu z niebezpiecznym zwierzêciem.Mimo szeœædziesiêciu dwóch lat w pe³ni zachowa³ wzrok, s³uch, wêch i nadzwyczajny zmys³ urodzonego myœliwego, pozwalaj¹cy mu przewidzieæ wszystkie ruchy i wybiegi ofiary.Wraz z niemal komputerow¹ pamiêci¹ do faktów i twarzy cechy te umo¿liwi³y mu przeœcigniecie innych w pracy i wynios³y go na sam szczyt jego wydzia³u w dziewi¹tym departamende, gdzie zawodowo zajmowa³ siê polowaniem na najniebezpieczniejsz¹ zwierzynê — polowaniem na cz³owieka.Kiedy polowa³ na dziki i niedŸwiedzie w wielkich posiad³oœdach rekreacyjnych, zarezerwowanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]