[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musimy pozostawiæNietoperza Opatrznoœci.Albo Nietoperz, albo my wszyscy.— To za³atwia³o sprawê.Bez Nietoperza Brazilowi coraz bardziej doskwiera³ brak r¹k i innych akcesoriów, którymi móg³by trzymaæ i manipulowaæprzedmiotami.Choæ by³ to szeœciok¹t nietechnolo-19 Pó³noc przy studni dusz 289giczny, niektóre po¿yteczne i obronne narzêdzia mog³yby siê tu przydaæ, te jednak otrzyma³y Wuju i Vardia.Centaur mia³ dwaautomatyczne pistolety na proch, przypasane do skrzy¿owanych na piersi taœm nabojowych.Vardia mia³a dwa ró¿ne pistolety.Wyrzuca³y gaz utrzymywany pod ciœnieniem w do³¹czonych plastikowych butelkach.Kiedy naciska³o siê mocno na spust,krzemieñ zapala³ gaz, który uwalnia³ siê w kontrolowanym tempie.Miotacz ognia by³ dobry na oko³o dziesiêæ metrów i niemusia³ byæ specjalnie celny, by przynieœæ zamierzony skutek.Wuju oczywiœcie nigdy nie strzela³a z pistoletu i nie nabra³awielkiej wprawy, próbuj¹c na oceanie.By³a to jednak mimo wszystko skuteczna broñ krótkiego zasiêgu, o dzia³aniu przynajmniejpsychologicznym, robi³a te¿ masê ha³asu.— Bêdziemy siê trzymaæ pla¿y — przypomnia³ im Bra-zil.— Je¿eli bêdziemy mieli szczêœcie, bêdziemy mogli pokonaæ ca³¹trasê bez zag³êbiania siê w las.Doœæ zadowoleni, jak na warunki w jakich siê znaleŸli, podziêkowali Umiau, które ich a¿ tu doholowa³y i syreny odp³ynê³y.Brazi³ powiedzia³: — Ruszajmy, g³osem pe³nym raczej napiêcia, ni¿ podniecenia.Piasek i olbrzymie iloœci wyrzuconego na brzeg drewna wstrzymywa³y ich marsz, kilkakrotnie stwierdzili równie¿, ¿e musz¹wejœæ na p³yciznê, ¿eby obejœæ jakiœ punkt, ale w ogóle podró¿ przebiega³a dobrze.Mieli dobry czas.Oko³o zachodu Brazi³ oceni³, ¿e przeszli ju¿ wiêcej ni¿ po³owê drogi.Poniewa¿ po zapadniêciu zmrokuwidzieli bardzo s³abo, a Vardia czu³a siê lepiej, jeœli siê zakorzeni³a, zatrzymali siê na noc, która, mieli nadziejê, mia³a byæ ichjedyn¹ noc¹ w tym tajemniczym szeœciok¹cie.Piaszczysta gleba nie by³a dla Vardii najlepsza, zdo³a³a jednak znaleŸæ twarde, mocne miejsce blisko skraju lasu i usadowi³a siêna noc.Ona i Wuju odpoczywa³y, a przybój uderza³ w podwodne ska³y zaraz za lini¹ brzegow¹, a póŸniej z sykiem wpelza³ napla¿ê.Coœ zaniepokoi³o Wuju, która zbudzi³a innych.— Nathan — powiedzia³a — je¿eli to jest nietechnologicz-290ny szeœciok¹t tak jak Murithel, to jak dzia³a twoje urz¹dzenie do mówienia? Przecie¿ w zasadzie ci¹gle jest to po prostu radio.Taka myœl nigdy nie przysz³aby Brazilowi do g³owy.Pomyœla³ przez chwilê.— Trudno mi powiedzieæ — odpowiedzia³ ostro¿nie — ale na wszystkich mapach itd.jest on okreœlony jako nietech-nologiczny, a generalna logika rozk³adu szeœciok¹tów podpowiada to samo.Nie mo¿e wiêc dzia³aæ, chyba ¿e jest produktemubocznym translatora.One dzia³aj¹ wszêdzie.— Translator! — powiedzia³a ostro.— Czujê, jak mi uwiera w gardle.Sk¹d one pochodz¹, Nathan?— Z Pó³nocy — odpowiedzia³.— Z ca³kowicie krystalicznego szeœciok¹ta, który hoduje je tak jak siê hoduje kwiaty.To¿mudna robota i nie wypuszczaj¹ ich zbyt wiele.— Ale jak on dzia³a? — nalega³a.Nie jest przecie¿ maszyn¹._^_— Nie, nie jest maszyn¹ w sensie, w jakim myœlimy o maszynach — odpowiedzia³.— Nie s¹dzê, by ktokolwiek wiedzia³, jakto dzia³a.Zosta³ on, jeœli dobrze pamiêtam, stworzony w taki sam sposób jak wiêkszoœæ wielkich wynalazków, to jest przezprosty przypadek.Najbardziej prawdopodobne jest to, ¿e jego drgania powoduj¹ rodzaj sprzê¿enia z mózgiem planety (mózgiemMarkowa).Wstrz¹snê³a siê nieznacznie, a Brazi³ przysun¹³ siê do niej, s¹dz¹c, ¿e przyczyn¹ by³ spadek temperatury.— Chcesz p³aszcz? — spyta³.Pokrêci³a g³ow¹ przecz¹co: — Nie, pomyœla³am o mózgu.Jakoœ dzia³a mi na nerwy — ta ca³a potêga, potêga tworzenia iutrzymywania tych wszystkich prawide³ dla wszystkich tych szeœciok¹tnych komórek, operowania translato-rami, a nawetprzemiany ludzi w coœ innego.Myœlê, ¿e ta idea w ogóle mi siê nie podoba.Pomyœl o rasie, która mog³a coœ takiego zbudowaæ!To mnie przera¿a.— Brazi³ potar³ jej ludzkie plecy ³bem, powoli.— Nie przejmuj siê takimi sprawami — powiedzia³ miêkko.— Ta rasa dawno wymar³a.Nie porzuca³a tematu: — Ciekawajestem — powiedzia³a19t 291tonem jakby nieobecnym — co by by³o, gdyby oni ci¹gle gdzieœ tu byli, gdzieœ tu siê krêcili.To by oznacza³o, ¿e wszyscyjesteœmy zabawkami, wszyscy! Maj¹c si³ê i wiedzê, ¿eby to wszystko stworzyæ, byliby tak bardzo od nas wy¿si, ¿e nawetbyœmy o tym nie wiedzieli.— Potrz¹snê³a nim i spojrza³a mu w oczy.— Nathan, co bêdzie je¿eli jesteœmy dla nich tylkoigraszk¹?Odpowiedzia³ twardym spojrzeniem: — Nie jesteœmy — mówi³ cicho.— Markowianie odeszli — umarli i odeszli.Ich duchyto mózgi takie jak ten, który kieruje t¹ planet¹ — po prostu gigantyczne komputery, zaprogramowane i automatycznie siêkonserwuj¹ce.Pozosta³e ich duchy to ludzie, Wuju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]