[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zauwa¿yli jednak, by si porusza³.Nathan Brazi³ wiedzia³, ze oczekuj¹ od niego wskazówel Pierwszy raz w ¿yciu odczuwa³ ca³y ciê¿ar odpowiedzialne œci.Wkoñcu to on ich w to wci¹gn¹³.Niewa¿ne, ¿e wszysc go na to namawiali, odpowiedzialnoœæ spoczywa³a na nin a on nie mia³¿adnego pomys³u, co robiæ dalej.— No có¿ — podj¹³ — jeœli zostaniemy tu — umrzem z g³odu, albo skoñczy nam siê powietrze, albo te¿ i jedn i drugie.Zawsze mo¿emy to zrobiæ, powinniœmy jedna przynajmniej rozejrzeæ siê.Musi prowadziæ st¹d jakie wyjœcie.— Pewnie nawet szeœæ! — powiedzia³ Hain zgryŸliwi! Brazi³ wszed³ na jeden z transporterów, który nagle rvszy³.By³ tak zaskoczony, ¿e odjecha³ ju¿ spory kawale!nim ktokolwiek zdo³a³ wykrztusiæ s³owo.— Lepiej wchodŸcie! — krzykn¹³ do nich — inaczej si pogubimy.Nie mam pojêcia jak to siê zatrzymuje!56-ddala³ siê coraz bardziej, gdy wreszcie Wu Ju-li zdecy-ra³a siê do³¹czyæ, a pozosta³a dwójka posz³a w jej œlady.'empo nie by³oosza³amiaj¹ce, ale pas bieg³ na pewno bciej od poœpiesznego kroku cz³owieka.Nim Brazi³ zdo³a³ (ostrzec, wynurzy³a siê przednimi wiêksza, szersza p³atna.Zeœlizn¹³ siê na ni¹, potkn¹³ i upad³, tocz¹c siê przez rilê.- Uwaga! Platforma! — ostrzeg³ ich.Jego towarzysze trzegli niebezpieczeñstwo i zeskoczyli z pasa, z trudem pytaj¹crównowagê.- Najwidoczniej tym pasem nale¿y ca³y czas iœæ — podzia³a Vardia.— Wtedy po prostu wstêpuje siê na p³atne.Popatrzcie!Przed sam¹ platform¹ jest w³aœciwie :a pasów, ka¿dy kolejny trochê wolniejszy.'ransporter zatrzyma³ siê nagle.- ¯adnych drzwi — zauwa¿y³ Hain.— Idziemy dalej?- Myœlê, ¿e tak — ohoho! — krzykn¹³ Brazi³ robi¹c k.Inny pas ruszy³ w przeciwnym kierunku!- Wygl¹da na to, ¿e ktoœ idzie nam na spotkanie — artowa³ Brazi³, choæ zupe³nie nie by³o mu do œmiechu.ci¹gn¹³ i sprawdzi³ swójpistolet, dostrzegaj¹c k¹tem , ¿e Hain robi to samo.Vardia nadal œciska³a w garœci ij miecz.Widz¹c zbli¿aj¹c¹ siê olbrzymi¹ postaæ, cofnêli siê na dru-soniec platformy.Widziana z bliska, nie przypomina³a niczego, como¿na by³o spotkaæ w poznanej dot¹d czêœci ;echœwiata.ej czekoladowobr¹zowy tu³Ã³w by³ niewiarygodnie sze-i, a uk³ad ¿eber sprawia³, ¿e miêœnie klatki piersiowej iawa³y siê tworzyækanciaste p³yty.Owalna g³owa, rów-; br¹zowa i pozbawiona w³osów za wyj¹tkiem ogromnych tych w¹sów morsa pod szerokim,p³askim nosem.Sze-iro ramion, po trzy w rzêdzie po obu stronach tu³owia — rwykle silnie umiêœnionych, ale, za wyj¹tkiemgórnej y, ³¹cz¹cych siê z kulistymi gniazdami niczym szczypce ba.Poni¿ej tu³Ã³w przechodzi³ w szereg ogromnych, br¹-^-¿Ã³³tychpasiastych ³usek prowadz¹cych do ogromnej, ;owo skrêconej dolnej czêœci, rodzaju zwiniêtego od-57w³oku — gdyby go rozprostowaæ, móg³ mieæ przynajmnu piêæ metrów d³ugoœci.Stwór obserwowa³ ich du¿ymi, podobnymi do ludzkie oczami z czarnymi Ÿrenicami.Zbli¿aj¹c siê do platform] klepn¹³ porêczlewym dolnym ramieniem.Pas zatrzyms siê przed sam¹ platform¹.Przez chwilê, która zdawa³a si trwaæ w nieskoñczonoœæ, poprostu mierzyli siê wzrokiem -czworo ludzi w trupio bia³ych kombinezonach i ten przed stawiciel niewiarygodnie obcegogatunku.W koñcu stwór wskaza³ na nich, a nastêpnie górn¹ par ramion uczyni³ ruch, naœladuj¹cy zdejmowanie he³mu.Wi dz¹c, ¿e tkwi¹bez ruchu, ponownie pokaza³ na nich, a pc tem wykona³ coœ, co mog³o wygl¹daæ na kilka g³êbokie oddechów.— Myœlê, ¿e próbuje nam powiedzieæ, ¿e mo¿emy tuta swobodnie oddychaæ — powiedzia³ Brazi³ ostro¿nie.— Na pewno on tak s¹dzi, ale czym on oddycha? -zauwa¿y³ Hain.— Nie mamy wyboru — odpar³ Brazi³.— I tak prawi skoñczy³o siê nam powietrze.Mo¿emy zaryzykowaæ.— Spróbujê — rozleg³ siê nieoczekiwany g³os Wu Ju-1 Mówi¹c to, odpiê³a swój he³m, nie bez trudu ze wzglêdu n zak³Ã³ceniakoordynacji ruchów, które j¹ gnêbi³y.W koñc he³m upad³ u jej stóp.Odetchnê³a g³êboko.Nic siê nie sta³o.Oddycha³a!— W takim razie i ja spróbujê — powiedzia³a Vardia -i posz³a wraz z Brazilem w œlady Wu Ju-li.Przez chwilê Hain opiera³ siê, w koñcu jednak przekons ny, ¿e wszyscy bezpiecznie oddychaj¹, równie¿ zdj¹³ he³rPowietrze wydawa³o siê nieco wilgotne i mo¿e nieco 2 bardzo przesycone tlenem — czuli przez chwilê lekki zawri g³owy,który zaraz min¹³.Poza tym wszystko w porz¹dku.— I co teraz? — spyta³ Hain.— Niech mnie licho, jeœli wiem — odpar³ Brazi³ szcz< r¿ê.— Jak siê przywitaæ z ogromnym morso-wê¿em?— A niech mnie licho — wykrzykn¹³ stwór w doskona³y) jêzyku Konfederacji — jeœli to nie jest Nathan Brazi³.Strefa(wejœcie upiorów)V ca³ej grupie nikt nie wydawa³ siê bardziej zdumiony Nathan Brazil.- Jakoœ czu³em, ¿e ciê tu przyniesie — ci¹gn¹³ stwór.— ;zeœniej czy póŸniej wszyscy weterani tu l¹duj¹.- Znasz mnie? — spyta³ Brazil z niedowierzaniem.•Stwór wybuchn¹³ œmiechem: — No pewnie — i wzajem-', chyba ¿e mia³eœ o jedno odm³odzenie za du¿o.Znam to lucie, sammia³em takie problemy, gdy wpad³em do Stud-Powiedzmy, ¿e ludzie faktycznie trochê siê tu zmieniaj¹.iii pójdziecie ze mn¹,zadbam o wasz¹ wygodê i dam chê wskazówek.— To powiedziawszy, stwór rozwin¹³ siê ty³u, po czym zwin¹³ siê ponownie domniej wiêcej 'och metrów, sadowi¹c siê na pasie.— Wsiadajcie! — za-?ci³.Spojrzeli na Brazila.— Nie s¹dzê, byœmy mieli wiêkszy 'bór — powiedzia³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]