[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmieńmy jednak tylko terminologię przy opisie dokładnie tegosamego zjawiska, podstawmy zatem w miejsce "wyższa postać materii" słowo"Nadistota", niekoniecznie pisane z dużej litery, a już jakiś obrońca fałszywiepojmowanego humanizmu spali nas na stosie w imieniu najwyższego kultu, o którymnie wiadomo właściwie, czym on jest.Ręczę panu, że żaden człowiek, nawetmieszkańcy uniesionego miasta, a w ich liczbie może również i my sami, którzyzbudowaliśmy tę śmiałą teorię (Teorię Względności Życia) - nikt dosłownie znaszej trzeciej generacji nie uwierzy w Nadistoty.Cały krąg nie denerwuje nas.Ale jego krótki łuk, ten akurat kawalątek, gdzie ktoś nas - zwykłą koleją rzeczy- musi wyprzedzać, wydaje się nam absurdalny.Szokuje nas myśl, że nie jesteśmywe Wszechświecie najważniejsi w danej chwili.Jest to problem nie fizyki - alewyłącznie ambicji, do którego żadna nauka ani jej argumenty nie mają dostępu.Detronizując siebie samych w hierarchii bytów, wywołujemy we własnych umysłachtaki sam szok, jaki wywołał Kopernik swoją krytyką systemu geocentrycznego wświadomości ludzi mu współczesnych.Wiemy dobrze, ile czasu było potrzeba naobalenie geocentryzmu.Obecnie panuje na Ziemi niewiele mniej mroczna epokaantropocentryzmu, ciasny pogląd, odmiana tego samego kultu.Rozkoszujemy sięzłudną świadomością, że wprawdzie prawa natury są nieubłagane, lecz na całeszczęście one nas wcale nie dotyczą, gdyż walka o byt toczy się nisko u naszychstóp.My sami odkrywcy tego uniwersalnego prawa - we własnym mniemaniu stoimyjuż poza nią, jako ostateczni zwycięzcy: na samym szczycie łańcucha pokarmowego.Nie chcemy, nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że ktoś może nas co dzieńpożerać bez użycia siekaczy.I biada takiemu heretykowi, który by nas kiedywyprowadzał z błędu.Pójdzie na stos, gdyż zawsze będą istniały jakieś k o ś c io ł y razem ze swym nie spisanym prawem powszechnego ciążenia wstecz.Nigdy nieuwierzymy w Nadistoty.Nie możemy uwierzyć, że wysoko nad nami, wśródniebosiężnych poziomów wielowymiarowego Wszechświata trwa wciąż równie zażartawalka na życie i śmierć, walka o kolejną postać materii.Że między innymizmagają się tam w bezlitosnych zapasach takie potęgi, o jakich nam się nawet nieśni, i że znacznie niżej - lub wyżej, z innego punktu widzenia - najpierw naszezwierzęce ciała, a potem umysły biorą w niej udział całkiem nieświadomie, jakokolejne, szeregowe ogniwa tego nieskończonego ciągu, w którym nie ma takichsłów, jak "żywe i martwe" oraz "wysokie i niskie" lub "dobre i złe" - tylko sąsame konfiguracje, stany prawdopodobieństwa, potencjały, bieguny i fale,przemieszczenia, błyskawiczne skoki i spadki, wolne przemiany, osobowości wosobowościach, ciągłe odstępstwa od poprzednich norm, związane ściślenieustannym dążeniem do zmiany fazy i do doskonałości niezmiennej, wyczerpanakombinacja układów tego, co istnieje, a jeszcze jest tam jakaś m y ś 1, którejniestety - lub na całe szczęście - nigdy nie zdołamy do samego końca przeniknąć.Ponadto uważam, że nikły blask tych niepozornych, drobniutkich "piegów"rozsianych w górze, które ledwie kiedy chcemy zauważyć na niebie nocą, jestwcale nie mniej ważny od spęczniałego codziennymi zabiegami b 1 a s k upotężnych cielsk naszych wciąż nowych i coraz bardziej eleganckich samochodów,którym tu oddajemy bałwochwalczą cześć.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]