[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Benedykt zacz¹³ dyktowaæ dalej:- ".poniewa¿ odstêp miêdzy oczyma i policzkami maj¹ wiêkszy ni¿ u innych, koœci policzkowe doœæ daleko od podbródka, nos p³aski i dosyæ ma³y."- Tak jak Hamo! - pisnê³a z zadowoleniem Jeza, lecz umilk³a spostrzeg³szy, ¿e przeszkadza, a przede wszystkim nie zyskuje poklasku.- ".powieki ich niezbyt du¿ych oczu s¹ bardzo blisko brwi.Tatarzy maj¹ szczup³¹ taliê i rzadki zarost."- To rzeczywiœcie tak jak Hamo - zawtórowa³ Jezie Rosz.- Jak popatrzeæ na przyk³ad na w¹sy Czerwonego Soko³a.To porównanie rozgniewa³o syna hrabiny na pewno bardziej ni¿ wszystkie inne, przypomnia³o mu bowiem, jak ogromnie jego przybranej siostrze podoba³ siê Arab.- Kobiety - próbowa³em ratowaæ sytuacjê - nie licz¹ w³osów na brodzie, dla nich liczy siê.- Kobiety - przerwa³ mi Hamo - nie umiej¹ liczyæ, pisaæ i myœleæ.Nie potrzebujê ¿adnej!- Brawo! - ozwa³ siê Wawrzyniec.- Oszczêdzisz sobie wiele k³opotów!- "U Mongo³Ã³w - ci¹gn¹³ Benedykt - ka¿dy mo¿e mieæ tyle ¿on, ile zdo³a utrzymaæ, dziesiêæ, piêædziesi¹t, sto."- To ja nie chcê wychodziæ za m¹¿! - wtr¹ci³a siê znowu Jeza.- Potrafiê to samo co mê¿czyzna i do tego mogê mieæ dzieci!- Bez mê¿czyzny? - rozeœmia³ siê Hamo, lecz tu wmiesza³ siê Rosz.- Ma przecie¿ mnie - uzasadni³ niezale¿noœæ swojej towarzyszki zabaw, która go wprawdzie drêczy³a, jednak¿e wobec osób trzecich zawsze stawa³ w jej obronie.- Jesteœcie chyba rodzeñstwem? - spyta³ Benedykt podejrzliwie.- To siê oka¿e, jak siê pobierzemy! - wprawi³a go w zdumienie Jeza i Benedykt spiesznie wróci³ do swoich Mongo³Ã³w.Ich przyk³ad mia³ mu pomóc w ukazaniu, o ile wy¿sza jest moralnoœæ Koœcio³a chrzeœcijañskiego.- "Tatarom wolno poœlubiaæ krewne oprócz w³asnej matki i córki oraz rodzonej siostry.W wypadku œmierci ojca synowie s¹ nawet zobowi¹zani do poœlubienia jego ¿on z wyj¹tkiem w³asnej matki."- Bogu dziêki - oœwiadczy³ Hamo - ¿e istnieje ten wyj¹tek! - i wszyscy wybuchnêli œmiechem.- Nie macie pojêcia, jak hrabina szala³a - doda³ - gdy dziœ rano nie znalaz³a dzieci w pawilonie.Przyprowadzi³a Guiscarda, który siekier¹ otworzy³ otwór od do³u, tak ¿e ledwie zd¹¿y³em uciec.W ¿elaznych drzwiach zazgrzyta³ klucz i wszed³ postawny rycerz, którego dzieci nie widzia³y od czasu jego bytnoœci w Otranto.Rozpozna³y go natychmiast.- Zygisbert! - zawo³a³a Jeza i skoczy³a na jego szerok¹ pierœ, zarzucaj¹c mu rêce na szyjê.- Cudownie, ¿e jesteœ! - Wyci¹gnê³a sztylet i wymachiwa³a nim przed siw¹ brod¹ goœcia.Rosz tak¿e stan¹³ przed nim z ³ukiem i strza³ami.- Oho - zagrzmia³ potê¿ny Teuton - mój ma³y rycerz! - Podniós³ ch³opca i posadzi³ sobie na rêce.Z pewnoœci¹ by³by dobrym ojcem, ale zamêt wypraw krzy¿owych nie pozwoli³ mu za³o¿yæ rodziny.Ucieczki przed samotnoœci¹ szuka³ Zygisbert w zakonie niemieckich rycerzy.Ca³ym sercem by³ oddany Roszowi i Jezie, a dzieci czu³y to mimo jego zewnêtrznej surowoœci.Hamo przypomnia³ sobie rozmowê z rycerzem, który zapewne w porozumieniu z hrabin¹ chcia³ go pozyskaæ dla zakonu krzy¿ackiego.Cierñ, jakim by³a dla niego matka, tkwi³ tak g³êboko, ¿e m³odzieniec ledwie powita³ Zygisberta i ci¹gn¹³ swoj¹ opowieœæ:- WyobraŸcie sobie: rozwœcieczona wpad³a do biskupiej sypialni, a wygl¹da³a jak kwoka, której zabrano kurczêta! Miko³aj jeszcze w nocnym stroju kaza³ j¹ Jarcyntowi zaprowadziæ do Jana Turnbulla, który zbeszta³ j¹, trzês¹c ze wzburzenia g³ow¹ - Hamo udanie naœladowa³ starca.- Hamo - hukn¹³ Zygisbert - mê¿czyzna nie gada tyle.A rycerz nie oœmiesza nikogo! - Hamo umilk³ zawstydzony.- Hrabina i jej wierny przyjaciel Jan Turnbull potrafi¹ dojœæ do porozumienia - grzmia³ dalej - zarówno co do sprawy, jak i co do odpowiedniej chwili.Pozostajemy przy niedzieli! - Poniewa¿ jednak zapowiedŸ pana z Öxfeldu nie spotka³a siê z naszym zrozumieniem, Zygisbert poczu³ siê zmuszony dorzuciæ: - Co oznacza, ¿e macie skoñczyæ w ci¹gu najbli¿szej doby.- W ¿aden sposób nie zd¹¿ymy! - u¿ali³ siê Benedykt, próbuj¹c szukaæ pomocy u mnie i u Wawrzyñca, lecz Krzy¿ak nie rzuca³ s³Ã³w na wiatr.- Streszczaj siê, mnichu! - uci¹³.- Im zwiêŸlej, tym wiêcej ludzi to przeczyta³ - Po czym wyszed³.- Do roboty! - zawo³a³ Wawrzyniec.- Williamie, teraz twoja kolej!- "W walce - dyktowa³ Benedykt - chêtnie wysy³aj¹ przodem jeñców wojennych z ujarzmionych plemion; gdy ktoœ ucieknie z szeregu, zabijaj¹ wszystkich.Aby liczba wojowników wydawa³a siê wiêksza, w tylnych szeregach wsadzaj¹ na konie kuk³y, które wraz z jad¹cymi wierzchem kobietami i dzieæmi maj¹ udawaæ potê¿n¹ armiê."- Czy dziewczêta mog¹ walczyæ? - dopytywa³a siê Jeza.- Kobiety je¿d¿¹ konno i galopuj¹ tak samo zrêcznie jak mê¿czyŸni, ucz¹ siê tego ju¿ jako dzieci, podobnie strzelania z ³uku, dlatego wszyscy, zarówno ch³opcy, jak i dziewczêta, nosz¹ spodnie i takie same kaftany.- Obieca³eœ mi spodnie - przypomnia³a Jeza i wskaza³a na zaopatrzony w mosiê¿ne okucia podró¿ny kufer Polaka, w którym, jak przypuszcza³a, znajdowa³a siê ta wymarzona czêœæ garderoby.Rosz jednak wtr¹ci³ natychmiast:- Najpierw powiedz jej jeszcze, ¿e dziewczyny nawet w spodniach nie mog¹ braæ udzia³u w walce.Nawet jeœli potrafi¹ siê obchodziæ z ³ukiem, nie strzelaj¹ tak dobrze jak mê¿czyŸni.Powiedz jej to!- Kobiety tworz¹ stra¿ tyln¹ i mog³yby w³¹czyæ siê do walki, gdyby mê¿czyŸni zaczêli tchórzliwie uciekaæ, co siê nie zdarza, bo potem za karê zostaliby zabici.- Spodnie! - nudzi³a Jeza.- Daj jej te spodnie, ¿ebyœmy mogli ruszyæ dalej! - za¿¹da³ Wawrzyniec i Benedykt, odsun¹wszy rygle skrzyni, podniós³ wypuk³e wieko i zacz¹³ grzebaæ w suknach, dywanach, naczyniach i innych przedmiotach.W koñcu wyci¹gn¹³ dzieciêcy kapelusz z rondem ozdobionym aksamitn¹ lamówk¹, obci¹gniêty ¿Ã³³tym jedwabiem z wyhaftowanymi kwiatami i aplikacjami w kszta³cie liœci, na górze zakoñczony czerwonym guzikiem z korala.Polak kokieteryjnie w³o¿y³ kapelusz na g³owê, ale Jeza nie da³a siê odwieœæ od swego marzenia.- Czy to s¹ spodnie? - spyta³a z wyrzutem, gdy mnich wydoby³ jakiœ zwi¹zany rulon.- Kaftan zapaœnika - wyjaœni³ mrukliwie Benedykt i po³o¿y³ ubiór na wieku.Na kaftanie widnia³ haftowany jedwabn¹ nici¹ smok, który jakby siedzia³ na szerokim skórzanym pasie ozdobionym nabijanymi gwoŸdziami.Rosz wyda³ okrzyk radoœci.Potem mnich wyj¹³ buty z cholewami z czerwonej skóry, lamowane kolorowymi paskami, z zielon¹ jedwabn¹ podszewk¹, subtelnie obr¹bione.PóŸniej pokaza³ aksamitne i jedwabne suknie, bogato wyszywane per³ami i przetykane z³ot¹ nitk¹.Skrajem ka¿dej sukni bieg³ fryz przedstawiaj¹cy fale i góry, wykonany z turkusów i kryszta³Ã³w.- Ten wzór nazywa siê "wêz³em nieskoñczonoœci" - objaœni³ Benedykt, dumny ze swojej wiedzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]