[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zagraj mi coœ Lindy Fox — poprosi³ Emmanuel.Elias w³o¿y³ kasetê do odtwarzacza i obaj s³uchali.Krynice rzewne, wolniej toczcie wody.— Doœæ — powiedzia³ Emmanuel.— Wy³¹cz to.— Zatka³ sobie uszy rêkami.— To okropne.— Wstrz¹sn¹³ siê.— Co siê sta³o? — Elias wzi¹³ ch³opca w ramiona i przytuli³.— Nigdy nie widzia³em, ¿eby coœ ciê tak zdenerwowa³o.— On tego s³ucha³, kiedy moja matka umiera³a! — Ch³opiec wpatrywa³ siê w brodat¹ twarz Eliasa.Pamiêtam, pomyœla³ Emmanuel.Zaczynam sobie przypominaæ, kim jestem.— Co siê dzieje? — powiedzia³ Elias, przyciskaj¹c ch³opca do piersi.Zaczê³o siê, uœwiadomi³ sobie Emmanuel.Nareszcie.To by³ pierwszy z sygna³Ã³w, które ja.ja sam.przygotowa³em.Wiedz¹c, ¿e prêdzej czy póŸniej zadzia³aj¹.Ch³opiec i mê¿czyzna patrzyli sobie w oczy.¯aden z nich siê nie odzywa³.Dr¿¹c na ca³ym ciele Emmanuel, ¿eby nie upaœæ, trzyma³ siê z ca³ej si³y starego brodacza.— Nie bój siê — powiedzia³ Elias.— Eliasz — wyszepta³ ch³opiec.— Ty jesteœ Eliasz, który przychodzi przed wielkim i strasznym dniem.Elias, tul¹c ch³opca i czule go ko³ysz¹c, powiedzia³:— Ty nie musisz siê niczego obawiaæ w tym dniu.— Ale on musi.Adwersarz, którego nienawidzimy.Nadszed³ jego czas.Bojê siê za niego, bo teraz ju¿ wiem, co siê wydarzy.— Pos³uchaj — powiedzia³ Elias cicho.Ty, który by³eœ gwiazd¹ najjaœniejsz¹, spad³eœ z nieba na ziemiê.Le¿ysz teraz, bezradny, w zgie³ku jej narodów.Nie taki by³ twój zamys³.„Szturmem niebiosa zdobêdê, gwiazdom narzucê moje panowanie, na górze, w miejscu bogom nale¿nym zasiêdêna najdalszych kresach pó³nocy.Potem wzniosê siê wy¿ej, nad ³awice chmur,i takim siê stanê jak On".Teraz czeka ciê Szeol.Tam bêdziesz str¹cony:w bezdenn¹ otch³añ.Lecz przedtem gawiedŸ bêdzie ciê ogl¹daæ,gapiæ na ciebie i twój los roztrz¹saæ*.— Widzisz? — powiedzia³ Elias.— On jest tutaj.To jest jego miejsce, ten ma³y œwiat.Przed dwoma tysi¹cami lat uczyni³ go swoj¹ fortec¹ i zbudowa³ wiêzienie dla ludzi, jak kiedyœ w Egipcie.Przez dwa tysi¹ce lat ludzie p³akali i znik¹d nie by³o pomocy.Ma ich wszystkich.I myœli, ¿e jest bezpieczny.Emmanuel, przytulony do starca, wybuchn¹³ p³aczem.— Wci¹¿ siê boisz? — spyta³ Elias.* Ptze³o¿yUanusz Jêczmyk.77— P³aczê razem z nimi.P³aczê z moj¹ matk¹.P³aczê ze zdychaj¹cym psem, który nie p³aka³.P³aczê za nich.I za Beliala, który upad³, jak jasna gwiazda poranna.Upad³ z nieba i zacz¹³ to wszystko.P³aczê te¿ za siebie, pomyœla³.Bo jestem moj¹ matk¹, jestem tym zdychaj¹cym psem i wszystkimi cierpi¹cymi ludŸmi.Jestem, pomyœla³, t¹ jasn¹ porann¹ gwiazd¹.nawet Belialem.Jestem tym wszystkim i tym, czym siê to sta³o.Starzec trzyma³ go mocno.7Kardyna³ Fulton Statler Harms, naczelny pra³at rozleg³ej organizacji obejmuj¹cej Koœció³ chrzeœcijañsko-islamski, nie rozumia³, jak to mo¿liwe, ¿e jego specjalny fundusz reprezentacyjny nie wystarczy na pokrycie wydatków jego kochanki.Podczas gdy fryzjer goli³ go wolno i starannie, zastanawia³ siê, czy nie ma zbyt s³abego wyobra¿enia o potrzebach Deirdre.Pocz¹tkowo to ona zbli¿y³a siê do niego; zadanie samo w sobie nieproste, gdy¿ wymaga³o pokonania hierarchii szczebel po szczeblu tak, ¿eby nie spaœæ przed osi¹gniêciem szczytu.Deirdre reprezentowa³a wówczas Œwiatowe Forum Swobód Obywatelskich i mia³a listê ich naruszeñ.Nie bardzo pamiêta³, jak do tego dosz³o, doœæ, ¿e wyl¹dowali w ³Ã³¿ku, i teraz, oficjalnie, Deirdre pe³ni³a funkcjê kierowniczki jego sekretariatu.Za swoj¹ pracê pobiera³a dwa wynagrodzenia: jedno widoczne, zwi¹zane z prac¹, i drugie, niewidoczne, pochodz¹ce z zasobnego konta, którym Harms móg³ rozporz¹dzaæ wed³ug swojej woli.Co siê dzia³o z tymi wszystkimi pieniêdzmi z chwil¹, kiedy trafia³y w rêce Deirdre, Harms nie mia³ najmniejszego pojêcia.Ksiêgowoœæ nigdy nie by³a jego mocn¹ stron¹.— Czy ojciec ¿yczy sobie usun¹æ tê ¿Ã³³t¹ plamê? — spyta³ golibroda, wstrz¹saj¹c zawartoœci¹ flakonika.— Bardzo proszê.— Harms skin¹³ g³ow¹.78— Czy ojciec myœli, ¿e Lakersi przerw¹ pasmo pora¿ek? Przecie¿ kupili ostatnio tego.jak mu tam, co ma dwa metry osiemdziesi¹t.Gdyby nie zgromadzili.— S³ucham wiadomoœci, Arnoldzie — powiedzia³ Harms, pukaj¹c siê w ucho.— Rozumiem, ojcze — powiedzia³ Arnold, spryskuj¹c wod¹ utlenion¹ siwiej¹ce w³osy naczelnego pra³ata.— Ale jest coœ, o co chcia³em ojca spytaæ.Chodzi o kap³anów homoseksualistów.Czy Biblia nie zabrania homoseksualizmu? Nie bardzo widzê, jak kap³an mo¿e byæ praktykuj¹cym homoseksualist¹.Wiadomoœci, których Harms usi³owa³ s³uchaæ, dotyczy³y stanu zdrowia prokuratora maksimusa Œwiatopogl¹du Naukowego Nicho-lasa Bulkowsky'ego.Zosta³o zorganizowane w jego intencji uroczyste czuwanie modlitewne, ale Bulkowsky uparcie nie reagowa³.Harms wys³a³ sub rosa swojego osobistego lekarza, ¿eby do³¹czy³ do grona specjalistów ratuj¹cych ¿ycie prokuratora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]