[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Po prostu myœlê — powiedzia³ na g³os.— Co robisz, Manny? — spyta³ Elias wchodz¹c do pokoju.Przyczynowoœæ zosta³a odwrócona.Zrobi³ to, co potrafi³a Zina,zmieni³ kierunek czasu.Rozeœmia³ siê uradowany.I us³ysza³ g³osdzwonów.— Widzia³em chinwat — powiedzia³ Emmanuel.— W¹ski most.Mog³em po nim przejœæ.— Nie wolno ci tego robiæ.— A co znacz¹ dzwony? Dzwony dzwoni¹ce z oddali?— Daleki odg³os dzwonów oznacza bliskoœæ Zbawiciela.— A kto jest tym Zbawicielem?— Chyba ty sam — powiedzia³ Elias.— Chwilami rozpaczliwie potrzebujê pamiêci.Wci¹¿ s³ysza³ dzwony, bardzo dalekie, bij¹ce powoli, ko³ysane, jak wiedzia³, przez pustynny wiatr.To sama pustynia przemawia³a do niego.Pustynia za pomoc¹ dzwonów usi³owa³a mu przypomnieæ.— Kim j a jestem?—spyta³ Eliasa.— Nie mogê powiedzieæ—odpar³ Elias.— Ale wiesz.Elias kiwn¹³ g³ow¹.62— Wszystko by³oby znacznie prostsze, gdybyœ mi powiedzia³.— Musisz to powiedzieæ sam.Kiedy przyjdzie czas, bêdziesz wiedzia³ i powiesz to.— Ja jestem.— zacz¹³ ch³opiec niepewnie.Elias uœmiechn¹³ siê.Us³ysza³a g³os wychodz¹cy z jej w³asnego ³ona.Z pocz¹tku siê przestraszy³a, a potem zrobi³o siê jej smutno, czasami pop³akiwa³a, a nudnoœci nie ustêpowa³y.Nie przypominam sobie, ¿ebym czyta³a o tym w Biblii, myœla³a.¯e Mada mia³a poranne nudnoœci.Pewnie dostanê obrzêków i porobi¹ mi siê rozstêpy.O tym te¿ nic nie czyta³am.To by³by dobry napis gdzieœ na murze, pomyœla³a.MARIA DZIEWICA MIA£A ROZSTÊPY.Przyrz¹dzi³a sobie lekki posi³ek z syntetycznego jagniêcia i zielonego groszku.Siedz¹c samotnie przy stoliku, patrzy³a apatycznie na krajobraz za oknem.Powinnam tu posprz¹taæ, uœwiadomi³a sobie.Zanim Elias i Herb wróc¹.W³aœciwie powinnam zrobiæ listê rzeczy, które muszê zrobiæ.Przede wszystkim, myœla³a, muszê zrozumieæ sytuacjê.On jest ju¿ we mnie.Sta³o siê.Muszê mieæ now¹ perukê, postanowi³a.Na drogê.Jak¹œ porz¹dniejsz¹.Chyba spróbujê blond z d³u¿szymi w³osami.Cholerna che-moterapia, myœla³a.Jak ciê nie wykoñczy choroba, to ciê wykoñczy terapia.Lekarstwo jest gorsze ni¿ choroba, pomyœla³a z gorycz¹.Oho, odwróci³am to powiedzenie.Bo¿e, jak mi jest niedobrze.A potem, kiedy d³uba³a widelcem w talerzu zimnego, syntetycznego jedzenia, przysz³a jej do g³owy dziwna myœl.A co, je¿eli to sztuczka Clemów? Najechaliœmy ich planetê i oni teraz siê broni¹.Zorientowali siê, jak u nas Bóg przyszed³ na œwiat i teraz symuluj¹ Niepokalane Poczêcie!Chcia³abym, ¿eby to by³a symulacja, pomyœla³a.Ale wracajmy do rzeczy, powiedzia³a w myœli.Czytaj¹ nasze umys³y albo nasze ksi¹¿ki, niewa¿ne, jak to robi¹, i chc¹ siê nas poz-63byæ za pomoc¹ oszustwa.I w takim razie to, co mam w sobie, jest koñcówk¹ komputera czy czymœ takim, jakimœ udoskonalonym radiem.Ju¿ widzê, jak przechodzê przez Kontrolê Imigracyjn¹.„Coœ do oclenia?" „Tylko radio".Có¿, myœla³a, gdzie jest to radio? Nie widzê ¿adnego radia.Trzeba dobrze poszukaæ.Nie, przysz³o jej do g³owy, to sprawa celników, nie Biura Imigracyjnego.Jaka jest wartoœæ tego radia? Trudno to okreœliæ, odpowiedzia³a sobie w myœli.Nie uwierzycie mi, ale ono jest jedyne w swoim rodzaju.Nie co dzieñ widuje siê takie radia.Chyba powinnam siê pomodliæ, stwierdzi³a.— Jah — powiedzia³a — jestem s³aba, chora i przestraszona, i naprawdê nie chcê braæ w tym udzia³u.— Kontrabanda, pomyœla³a.Mam przeszmuglowaæ kontrabandê.„Proszê za mn¹.Przeprowadzimy rewizjê osobist¹.Celniczka zaraz tu bêdzie, proszê usi¹œæ i przejrzeæ czasopisma".Powiem im, ¿e to oburzaj¹ce, pomyœla³a.Udane zdumienie.„Ze niby co mam w sobie? To jakieœ ¿arty.Nie, nie mam pojêcia, sk¹d siê to tam wziê³o.To jakieœ cuda".Nasz³a na ni¹ jakaœ dziwna sennoœæ, rodzaj stanu hipnogogiczne-go, chocia¿ nadal siedzia³a, jedz¹c bezmyœlnie.Embrion z jej ³ona zacz¹³ roztaczaæ przed ni¹ swój obraz, spojrzenie ca³kowicie odmiennego umys³u.Tak to widz¹ oni, w³adcy œwiata, uœwiadomi³a sobie.To, co ujrza³a ich oczami, to by³a bestia.Koœció³ chrzeœcijañsko--islamski i Œwiatopogl¹d Naukowy: ich strach nie przypomina³ jej strachu.U niej wi¹za³o siê to z ryzykiem i wysi³kiem, jakiego od niej ¿¹dano.Ale oni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]