[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam uœmiech, nic poza tym;jasnob³êkitne wargi z elektrycznie niebieskimi zêbami.Rozp³yn¹³ siê po chwili.Michael wyjrza³ za drzwii omiót³ wzrokiem korytarz od koñca do koñca.By³ pusty i cichy.Przechodzi³ ju¿ przez salê g³Ã³wn¹ kieruj¹c siê do stajni, kiedy ujrza³ b³yszcz¹ce ¿y³y b³êkitu pe³zaj¹cepod œcianami, ³¹cz¹ce siê z kobaltowym dywanem rozpostartym na pod³odze.Ciek³a b³êkitnoœæ kapa³a zewszystkich szafek, szuflad i przejœæ rozpryskuj¹c siê po pod³odze, a ka¿da kropla wlok³a za sob¹ niæ.Michael nie by³ w stanie uciec przed tym zalewem.Przenika³ mu pod stopami ³askocz¹c, ale nie sprawia-j¹c bólu, i wpe³za³ na przeciwleg³¹ œcianê.Z jakiegoœ nieokreœlonego kierunku dochodzi³y jego uszust³umione przekleñstwa Lin Piao.Otêpienie opuœci³o raptownie Michaela.Zanika³o dzia³anie magii Spryggii.By³ przera¿ony, ajednoczeœnie przyjemnie podniecony.Poczucie w³adzy, przygniataj¹cej transformacji, dzia³a³o jak œrodekpobudzaj¹cy.Chcia³o mu siê tañczyæ po b³êkitnej pod³odze, waliæ d³oñmi o b³êkitn¹ œcianê.- Wolny! -krzykn¹³.- Wolny!Nie bardzo wiedzia³, od czego siê uwolni³.Czy¿by Lin Piao naprawdê nim manipulowa³, odurzy³ go?Nie wiedzia³ tego, ale umys³ mia³ teraz o wiele jaœniejszy i o wiele silniejsze by³o poczucie ci¹¿¹cego nañobowi¹zku.Musia³ siê st¹d wydostaæ.Odnalaz³ drzwi prowadz¹ce do zewnêtrznego korytarza.Czarny kamieñwydawa³ siê nie dotkniêty niebiesk¹ zaraz¹; nawet misa fontanny i œwietlisty basen by³y takie same jak zajego przybycia.Teraz jednak dostrzeg³ tworz¹ce siê w basenie fale.Grunt pod nogami wibrowa³.W miarêjak czêstotliwoœæ wibracji wzrasta³a, fale w basenie przybiera³y pewien wzór uk³adaj¹c siê w figurygeometryczne.Woda podnios³a siê na podobieñstwo p³askorzeŸby, jak ¿elatyna wype³niaj¹ca formê.Michael obserwowa³ z fascynacj¹ ten proces, dopóki wodne p³askorzeŸby nie rozpad³y siê nagle wb³êkitne uœmiechy.Uœmiechy te unios³y siê z basenu i przemknê³y obok niego, by czyniæ sw¹ powinnoœæ.284Michael wyszed³ na dziedziniec i przystan¹³ usi³uj¹c przypomnieæ sobie drogê do stajni, kiedybocznymi drzwiami wypad³ Lin Piao.Krawêdzie jego z³otej szaty by³y przypalone, a czarne w³osyposiwia³y.Sprygg³a zatrzyma³ siê i przeszy³ Michaela pe³nym nienawiœci spojrzeniem.- Ty to zrobi³eœ! Ty naszed³eœ mój dom, moj¹ dolinê! Potwór! Cz³owiek! Znajdê sposób, ¿eby ciêzniszczyæ.- Nie chcia³em ciê skrzywdziæ - powiedzia³ spokojnie Michael.- Jeœli mogê w czymœ pomóc.W drzwiach, którymi dopiero co wpad³ Lin Piao, pojawi³ siê s³uga.Chwia³ siê w przód i w ty³, jakbymia³ siê za chwilê przewróciæ.Jego z³ota do niedawna powierzchnia przybra³a teraz barwê zmatowia³egospi¿u.Tunikê mia³ osmalon¹ i poszarpan¹;opada³a z niego strzêpami.Lin Piao cofn¹³ siê przera¿ony.- Rozprzestrzenia siê! Powstrzymaj to,powstrzymaj to!- Jak?- Przyznajê, ty jesteœ tym jedynym, ty jesteœ wyznaczony.Powstrzymaj to teraz, spraw, ¿eby odesz³o!Pozostanê tu na zawsze, nie bêdê siê skar¿y³.W œcianach z czarnego kamienia pojawi³y siê b³êkitne rysy.Rysy te po³¹czy³y siê i kamieñ popêka³ jakpod uderzeniem m³ota.I rzeczywiœcie, ³omoty dochodz¹ce z wnêtrza domu sugerowa³y, ¿e coœ miota siêtam, ¿eby wydostaæ siê na wolnoœæ.- Nie wiem, co robiæ - powiedzia³ Michael.- Nie jestem czarownikiem.- A JA JESTEM! - wrzasn¹³ Lin Piao.- Jak siê to mog³o mi przytrafiæ? - Zobaczy³ wielki od³amkamienia odpadaj¹cy od œciany i jego oczy rozszerzy³y siê, a skóra na twarzy poblad³a niemal do bieli.Wznosz¹ca siê nad nimi pagodowa wie¿a ko³ysa³a siê, kruszy³a, a po jej postrzêpionych krawêdziachpe³za³y b³êkitne ogniki.Jêzyki ognia strzela³y wachlarzami we wszystkie k¹ty budowli, rozprzestrzeni³ysiê na teren ogrodzony murem i ze skwierczeniem wype³z³y w dolinê.Michael zdawa³ sobie sprawê, ¿e nie ma takiego miejsca, w którym móg³by siê dostatecznie szybkoschroniæ.Nie zda³oby siê na nic nawet rzucenie cienia.Grunt uniós³ mu siê pod nogami i spodrozstêpuj¹cych siê kamiennych p³yt, którymi wybrukowany by³ dziedziniec, zaczê³a wyciekaæjasnob³êkitna poœwiata.Michael zamkn¹³ oczy i otworzy³ je w momencie, gdy jakaœ si³a gwa³townie285cisnê³a go wysoko w powietrze.Wszêdzie dooko³a wznosi³y siê w niebo fontanny elektrycznego b³êkituwy³apuj¹c ciep³¹ ciemn¹ ochrê nocy i przeistaczaj¹c j¹ w zimn¹, spryskan¹ gwiazdami czerñ.¯o³¹dek podskoczy³ Michaelowi do gard³a.Spowity w wieczny ch³Ã³d, wieczny lód, nie czu³ swegociê¿aru ani masy.B³yskawice igra³y miêdzy jego palcami, a w³osy sta³y dêba.Powróci³y, aby gonawiedzaæ, wszystkie we³niane dywany, jakie depta³, wszystkie koty, jakie kiedykolwiek czochra³.Zamkn¹³ znowu oczy i le¿a³ na ziemi roztrzêsiony, bez tchu.W powietrzu unosi³ siê zapachelektrycznoœci, ale grunt ju¿ nie dr¿a³.Zapad³a d³uga cisza.Czeka³ jeszcze, ale spokój zapanowa³ na dobre.Zanim otworzy³ oczy, namaca³ksi¹¿kê.Spoczywa³a bezpiecznie w kieszeni.Rozejrza³ siê dooko³a.Niewiele pozosta³o w nim zdolnoœci do dziwienia siê, ale to co ujrza³,poch³onê³o ca³¹ tê resztê.Budowla znik³a, a wraz z ni¹ i ogrody.Na ich miejscu rozpoœciera³o siê poleb³êkitnych kwiatów.B³êkitne kwiaty kwit³y, jak okiem siêgn¹æ, w ca³ej dolinie.Rosn¹ce tu drzewa traci³yjesienn¹ szatê.Nowe liœcie przybiera³y soczyste szmaragdow¹ barwê lasów poza dolin¹.Obmaca³ cia³o szukaj¹c siñców.Chocia¿ raz wyszed³ z przygody w Królestwie bez rozciêæ, zadrapañ ipot³uczeñ.Odwróci³ siê, ¿eby spojrzeæ na drug¹ po³owê doliny.Tu¿ za nim, z piêœciami uniesionymi jakby dociosu, sta³ Lin Piao Tai.Michael cofn¹³ siê sp³oszony, ale zaraz przystan¹³.Spryggia trwa³ w bezruchu.By³ w rzeczywistoœci litym b³êkitem.Zosta³ przemieniony w lazurow¹ statuê z zachowaniem przera¿enia i z³oœci maluj¹cych siê na jegotwarzy.Zar¿a³ sidhowy koñ stoj¹cy dwadzieœcia metrów dalej.Podeszli do siebie; Michael powita³ zwierzêuœmiechem niedowierzania i poklepa³ je po chrapach.Ocaleli i on i koñ.Wyszli z tej przygody bezszwanku.Ale si³y wyzwolone dla przewrócenia nieznanej równowagi Królestwa nie oszczêdzi³y z³otej maœcikonia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]