[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.¯aden z Niezwyciê¿onych nigdy dot¹d nie widzia³ rycerzy.Nie rozumieli ani nie obawiali siê tego, co mieli przed sob¹.Kiedy ich mistrz da³ sygna³, zaatakowali.Pok³adali ufnoœæ w Panu i s³awie w³asnego imienia.Hawkwind znowu przyspieszy³.D³ugie kopie i ciê¿kie bojowe rumaki uderzy³y Niezwyciê¿onych niczym kamienna œciana.Rojaliœci przetoczyli siê przez nich i po nich, zgnietli ich, i nie minê³o dziesiêæ minut, jak zawrócili i przygotowali siê do szar¿y na ty³y hordy oblegaj¹cej pozycje Yousifa.W tym czasie ani Nassef, ani El Murid nie wypowiedzieli s³owa.By³o nawet gorzej, niŸli Nassef oczekiwa³.Z pocz¹tku po³o¿enie waliego z el Aswad nie by³o godne pozazdroszczenia, kiedy jednak przyby³a pomoc, bitwa zmieni³a siê w rzeŸ buntowników.Miêdzy sob¹ a resztkami rozbitych Niezwyciê¿onych Hawkwind ustawi³ zas³onê piechoty.Si³y lekkiej kawalerii ulokowa³ miêdzy sob¹ a oaz¹, ze skrzyd³ami lekko rozci¹gniêtymi na kszta³t litery „C”.Potem nieprzerwanie s³a³ do boju jeŸdŸców w zbrojach.Szar¿a.RzeŸ.Wycofanie.Przegrupowanie.Szar¿a.El Murid by³ zbyt uparty, by pogodziæ siê z klêsk¹.Oddzia³y Nassefa, zamkniête w diabelskim kotle, opanowa³o takie zamieszanie, ¿e ¿o³nierze w ogóle nie mieli pojêcia, co siê dzieje.Tymczasem Hawkwind systematycznie ich wybija³.W pewnej chwili Nassef zap³aka³.— Mój panie — b³aga³ — pozwól mi iœæ do nich.Pozwól mi spróbowaæ przerwaæ okr¹¿enie.— Nie mo¿emy przegraæ — wymamrota³ w odpowiedzi El Murid, bardziej do siebie ni¿ do genera³a swych armii.— Mamy przewagê liczebn¹.Pan jest z nami.Nassef zakl¹³ cicho.S³oñce zmierza³o ku zachodowi.Hawkwind rozci¹gn¹³ skrzyd³a, zamkn¹³ przeciwnika cienk¹ lini¹ okr¹¿enia, o któr¹ wojownicy Nassefa t³ukli siê bez³adnie, niczym muchy o œciany butelki.Coraz wiêcej si³ przemieszcza³ do wnêtrza krêgu, zachêcaj¹c El Murida, by spróbowa³ czegoœ ze swoimi poszarpanymi Niezwyciê¿onymi.Ludzie waliego systematycznie wychodzili z wnêtrza kot³a i do³¹czali do zamykaj¹cych szeregów.Kilku ludzi Nassefa próbowa³o siê poddaæ, ale ksi¹¿ê Farid nakaza³ nie braæ jeñców.— Nie zostawili nam ¿adnego wyboru — jêkn¹³ Nassef.— Teraz musimy rzuciæ te ¿a³osnych parê setek, aby ci ludzie na dole mieli choæby najmniejsz¹ szansê ucieczki.— Nassefie?— Co? — S³owa Bicza Bo¿ego pe³ne by³y równoczeœnie smutku i wœciek³oœci.— Przepraszam.Myli³em siê.Czas nie by³ odpowiedni.S³ucha³em samego siebie miast G³osu Boga.Przejmij dowodzenie.Zrób wszystko, co mo¿esz, aby uratowaæ tylu, ilu siê da.O Panie Wszechmog¹cy, wybacz mi moj¹ arogancjê.Wybacz mi moj¹ pró¿noœæ.— Nie.— Co? Dlaczego?— Powiem ci, co zrobiæ, ale ty musisz dowodziæ.To nie jest czas na okazywanie s³aboœci.Spróbuj choæ trochê szacunku dla siebie ocaliæ z katastrofy.Zrób to, a zawsze bêdziemy mogli powiedzieæ, ¿e nas oszukali, ¿e Z³y zaœlepi³ nasze oczy.— Nassefie! Masz racjê, oczywiœcie.Co powinniœmy zrobiæ?Piêtnaœcie minut póŸniej resztki ocala³ych Niezwyciê¿onych uderzy³y na kr¹g wojsk Hawkwinda.Nie zmierzali w kierunku centrum, ale poruszali siê niejako po ciêciwie ³uku, zamierzaj¹c utworzyæ najwiêksz¹ z mo¿liwych szczelinê w okr¹¿eniu.Wojownicy Nassefa zaczêli uciekaæ ju¿ w momencie, gdy szczelina siê dopiero otwiera³a.El Murid i jego szwagier jechali w pierwszym szeregu szar¿y.El Murid wymachiwa³ swoim mieczem.Docieraj¹ce do jego uszu szczêk broni, wrzaski ludzi i zwierz¹t przera¿a³y, doprowadza³y do szaleñstwa.Kurz d³awi³ go w gardle, dostawa³ siê pod powieki.Poczu³, jak jakiœ koñ uderzy³ w bok jego wierzchowca, omal¿e nie zrzucaj¹c go na ziemiê.Szerokie ciêcie miecza, po czêœci odbite przez Nassefa, przesz³o po jego lewym ramieniu, zostawiaj¹c p³ytk¹, ale silnie krwawi¹c¹ ranê.Przelotnie zdumia³ siê, ¿e nie czuje ¿adnego bólu.Nassef walczy³ niczym jakiœ d¿inn bojowy przed chwil¹ wypuszczony z Piek³a.Niezwyciê¿eni dokonywali cudów, by os³oniæ swego proroka przed odniesieniem rany, jednak.— Teraz! — wrzasn¹³ za nim Nassef.— Daj has³o do ucieczki.Do wadi.Zgubimy ich wœród ska³.— Wiêkszoœæ ludzi Nassefa zd¹¿y³a siê ju¿ wydostaæ.Linia okr¹¿enia zaczyna³a powoli nachylaæ siê w stronê El Murida i Bicza Bo¿ego.El Murid waha³ siê.Zab³¹kana chmara strza³ sp³ynê³a z jasnego nieba.Jedna z nich utkwi³a w oku jego wierzchowca.Zwierzak zar¿a³ i przysiad³ na zadzie.El Murid wylecia³ w powietrze.Ziemia skoczy³a na niego i uderzy³a niczym spadaj¹cy g³az.Koñ przygniót³ jego prawe ramiê.Przez w³asny wrzask us³ysza³ trzask pêkaj¹cej koœci.Próbowa³ siê podnieœæ.Spojrza³ prosto w oczy piechura z Gildii, który spokojnie szed³ poœród chaosu, dobijaj¹c rannych Niezwyciê¿onych masywnym bojowym m³otem.— Micah! — wrzasn¹³ nañ Nassef.— Wstawaj! Z³ap moj¹ nogê!Znalaz³ w sobie wolê ³ si³ê.Nassef ruszy³.— Trzymaj siê mocno.Skacz.Skoczy³.Za nim kolejna setka Niezwyciê¿onych odda³a ¿ycie, aby os³oniæ jego ucieczkê.Gdy ju¿ dotarli do wadi, Nassef zeskoczy³ z wierzchowca i schwyci³ lew¹ d³oñ El Murida.— ChodŸ! Musimy znikn¹æ, zanim zd¹¿¹ siê przeformowaæ.Odg³osy bitwy cich³y za ich plecami, gdy zanurzali siê coraz g³êbiej w groteskowe formacje pustkowia.El Murid nie mia³ pojêcia, czy odpowiedzialna za to by³a odleg³oœæ, czy ostateczna pora¿ka, ale obawia³ siê najgorszego.Trzymali siê terenu, po którym konie nie mog³y siê poruszaæ.Ich wrogowie bêd¹ musieli przyjœæ po nich pieszo, jeœli naprawdê zale¿a³o im na pogoni.By³o ju¿ prawie ciemno, kiedy Nassef znalaz³ norê lisa.T³oczyli siê w niej ju¿ dwaj wojownicy, ale posunêli siê, robi¹c im miejsce.Nassef najstaranniej jak móg³ pozaciera³ œlady.Pierwsza czêœæ poœcigu pojawi³a siê niewiele póŸniej.Spieszyli siê, œcigaj¹c zwierzynê, która wci¹¿ ucieka³a.W ci¹gu nastêpnych kilku godzin minê³y ich nastêpne oddzia³y.Od czasu do czasu s³yszeli krzyki i szczêk metalu, nios¹ce siê echem po wadi.Podczas ka¿dej z tych chwil, gdy zamierali w bezruchu, Nassef robi³, co móg³, dla dwóch wojowników, choæ nie spodziewa³ siê, ¿e któryœ z nich jeszcze ¿yje.Kiedy wygl¹da³o na to, ¿e poœcig dobieg³ koñca, zaj¹³ siê ramieniem El Murida.Z³amanie okaza³o siê nie tak groŸne, jak z pocz¹tku wygl¹da³o.Koœæ pêk³a czysto, bez od³amków.Dochodzi³a ju¿ pó³noc, kiedy ból ust¹pi³ na tyle, by El Murid móg³ zapytaæ:— Co teraz zrobimy, Nassefie? — Jego g³os by³ s³aby, w g³owie czu³ pustkê i lekkoœæ.Nassef zada³ mu opiatów.— Zaczniemy od pocz¹tku.Zbudujemy wszystko od zera.Ale tym razem niczego nie zepsujemy zbêdnym poœpiechem.Przynajmniej nie bêdziemy musieli zdobywaæ powtórnie Sebil el Selib.— Uda nam siê?— Oczywiœcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]