[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Enfin, le diable — odezwa³ siê.Niepewnie dotkn¹³em worka stop¹.— Tylko to znajdowa³o siê wewn¹trz.Sprawiawra¿enie, jakby by³ pe³en koœci.Ojciec Anton ani na sekundê nie zdejmowa³ oczu z worka.— Tak — powiedzia³.— Koœci demona.Zsun¹³em siê z czo³gu i pomog³em zeskoczyæMadeleine.— Nie wiedzia³em, ¿e demony miewaj¹ koœci — zauwa¿y³em.— Wydawa³o mi siê, ¿e s¹wytworami wyobraŸni.— O, nie — zaprzeczy³ ojciec Anton.— Przez pewien czas w œredniowieczu demony igargulce chodzi³y ¿ywe po œwiecie.Za wiele istnieje na to dowodów, abyœmy mogli temuzaprzeczyæ.Paul Lucas, œredniowieczny podró¿nik, opisuje, jak spotka³ demona Asmodeuszaw Egipcie, utrzymuje siê te¿, ¿e demon Sammael w³Ã³czy³ siê po ulicach Rouen a¿ po wiekdwunasty.— Nie wiemy, czy to rzeczywiœcie s¹ koœci — przerwa³a Madeleine.— Mo¿e to byæcokolwiek.Ojciec Anton w³o¿y³ Bibliê z powrotem do kieszeni.— Oczywiœcie, oczywiœcie.Zabierzemy to do mnie do domu.Mam tam piwniczkê, wktórej bêdzie mo¿na ukryæ to bezpiecznie.Wydaje siê doœæ spokojne, przynajmniej na razie.Spojrza³em na Madeleine, ale ta tylko wzruszy³a ramionami.Je¿eli kap³an chcia³ zabraæworek ze sob¹ do domu, to w³aœciwie nie mogliœmy mu w tym przeszkodziæ.Mia³em tylkonadziejê, ¿e to coœ nie zechce siê obudziæ i zemœciæ na nas za tak bezceremonialne zak³Ã³caniemu spokoju w zimne grudniowe popo³udnie.— Otworzy³em baga¿nik citroena i razem z Madeleine przenios³em zmursza³y worekprzez jezdniê i ostro¿nie u³o¿y³em go w samochodzie.Potem pozbiera³em narzêdziapo¿yczone od ojca Madeleine i usadowi³em siê za kierownic¹.Ojciec Anton zdj¹³ kapelusz,strz¹sn¹³ œnieg i oznajmi³: — Czujê siê dziwnie podniecony i zadowolony z siebie.Czymo¿ecie to zrozumieæ?Uruchomi³em silnik.— Przecie¿ tego w³aœnie chcia³ ojciec dokonaæ przez trzydzieœci lat,nieprawda¿? Chcia³ ojciec otworzyæ czo³g i przekonaæ siê, co, u licha, w nim siedzi?— Panie McCook — odpar³ kap³an — powinien by³ pan tu przyjechaæ dawno temu.Abydokonaæ czegoœ takiego, trzeba nadzwyczajnej prostoty, bezpoœrednioœci.— Nie jestem pewien, czy to komplement, czy nie.— Nie mia³em na myœli naiwnoœci.Jechaliœmy w zapadaj¹cym zmierzchu, a naoko³o wirowa³y i opada³y p³atki œniegu.Gdydotarliœmy do domu kap³ana, stoj¹cego w samym œrodku wioski, zegar koœcielny wybija³pi¹t¹ i prawie nic nie by³o widaæ z powodu œnie¿ycy.Kiedy podje¿d¿aliœmy, gospodyniotworzy³a drzwi i stanê³a w progu z marsem na twarzy, splót³szy palce na fartuchu.Pomog³em ojcu Antenowi wejœæ na werandê.— Il a quatre–vingt–dix ans — zawarcza³a, bior¹c staruszka pod rêkê i prowadz¹c go doœrodka.— Et vous leforcez de sortir dans la neige pour jouer comme un petit garçon.— Antoinette — odezwa³ siê ojciec Anton g³adz¹c j¹ po rêce uspokajaj¹co.— Dawno nieczu³em siê tak zdrowo.Madeleine i ja otworzyliœmy baga¿nik citroena i wyjêliœmy worek.— Tak, tak, dajcie go tutaj! — zawo³a³ ojciec Anton Z mrocznego hallu.— Antoinette,przynieœ mi, proszê, klucze od piwnicy!Antoinette przyjrza³a siê podejrzliwie czarnemu workowi, który nieœliœmy przez padaj¹cyœnieg.— Qu’est–ce que c’est? — zapyta³a.— C’es t un sac de charbon — odpar³ ojciec Ant z uœmiechem.Rzucaj¹c za siebie ostatnie spojrzenie pe³ne ogrom nieufnoœci Antoinette posz³a po kluczeod piwnicy, a Madeleine i ja u³o¿yliœmy nasz diabelski ciê¿ar na pod³odze w hallu.— Je¿eli to istotnie s¹ koœci — odezwa³ siê ojciec Anton — znam ceremoniê, za pomoc¹której mo¿na je zniszczyæ.Koœci demona maj¹ podobn¹ moc, jak o¿ywiony demon.Takpodaj¹ ksiêgi.Ale mo¿na je w taki sposób rozrzuciæ, ¿e demon ju¿ nie od¿yje.Czaszkê nale¿ypochowaæ w jednej katedrze, koœci r¹k i nóg w trzech innych.Pozosta³e koœci chowa siê wrytualnym porz¹dku w okolicznych koœcio³ach.Wyj¹³em chusteczkê i wytar³em nos.By³o tak zimno, ¿e prawie go nie czu³em.— Agdybyœmy zapytali Pentagon, w jaki sposób siê tego pozbyæ? To przecie¿ oni s¹odpowiedzialni za to, ¿e siê tutaj w ogóle znalaz³ — powiedzia³em.Ojciec Anton spojrza³ na le¿¹cy u swych stóp czarny worek i potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Niewiem.Wydaje mi siê, ¿e najwa¿niejsz¹ rzecz¹ jest teraz odprawienie jak najszybciejegzorcyzmów.Wróci³a Antoinette z kluczami od piwnicy.Poda³a je ojcu Antonowi sznuruj¹c wniezadowoleniu usta.— Chêtnie zjem talerz twojego krupniku, Antoinette — odezwa³ siê kap³an.Staruszkazmiêk³a wiêc nieco i uda³a siê do kuchni, by przygotowaæ krupnik.Podnios³em z Madeleine worek, który poddawa³ siê nam jak poduszka.— ChodŸcie za mn¹ — powiedzia³ ojciec Anton.Gdy szliœmy pow³Ã³cz¹c nogami wzd³u¿ korytarza, nieoczekiwanie spojrza³em za siebie,tam gdzie le¿a³ przed chwil¹ worek.Poczu³em siê tak, jakby pod koszul¹, po go³ych plecach,zsun¹³ mi siê lód.Na drewnianej posadzce widnia³y œlady osmalenia, jak gdyby wypalone rozgrzanympogrzebaczem.Tam, gdzie le¿a³ czarny worek, znaczy³ siê wyraŸny zarys niewielkiego,przykurczonego szkieletu.— Ojcze — zaszepta³em.Ksi¹dz odwróci³ siê i zobaczy³ œlady.— Po³Ã³¿cie worek, ale ostro¿nie — poleci³.A gdy zuwag¹ umieœciliœmy zbutwia³¹ czarn¹ szmatê z powrotem na deskach, zawróci³ skrzypi¹cbutami i klêkn¹³ z bolesnym trudem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]