[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.balonem.Maszyna z Tularosa — wyrzutnia — by³a urz¹dzeniem jednorazowego u¿ytku, data zaœ — styczeñ 1939 roku — wyznacza³a jej maksymalny zasiêg podczas wyprawy w przesz³oœæ.Aby powróciæ do wspó³czesnoœci, nale¿a³o skonstruowaæ now¹ maszynê, tak zwany projektor powrotny.Wszystkie potrzebne urz¹dzenia i podzespo³y przywieziono ze sob¹ na pok³adzie wyrzutni.Na podstawie wczeœniejszych obliczeñ i prób z atrap¹ pojazdu oceniano, ¿e budowa projektora powrotnego zajmie cztery.mo¿e piêæ miesiêcy.Pierwszym celem misji by³o po prostu doprowadzenie do dialogu miêdzy w³adzami Stanów Zjednoczonych w obu epokach.Nale¿a³o postêpowaæ tak, aby nie wywo³ywaæ ¿adnej sensacji, nim zadanie to zostanie wykonane.Zadecydowano wiêc — to znaczy tak zadecydowa³y w³adze z roku 1975 — ¿e budowa projektora powrotnego bêdzie utajniona.Ustalono tak¿e, ¿e stosown¹ bazê nale¿y za³o¿yæ gdzieœ na wschodnim wybrze¿u, w okolicach Nowego Jorku, jako ¿e taka w³aœnie lokalizacja gwarantowa³a dobr¹ ³¹cznoœæ i zaopatrzenie.I tak oto Ferracini i pozostali uczestnicy misji, wyznaczeni do Grupy USA — kryptonim „Cukier", rozpoczêli transport urz¹dzeñ i ca³ego zaplecza technicznego z Nowego Meksyku na Brooklyn, gdzie w porcie wynajêto ogromny magazyn.Najwa¿niejsze podzespo³y przewozili ciê¿arówkami sami.Chodzi³o o takie rzeczy, jak komputery i urz¹dzenia elektroniczne, które mia³y wyraŸnie futurystyczny charakter.Co wiêksze elementy konstrukcji, które œwiadomie wykonano z materia³Ã³w osi¹galnych ju¿ w roku 1939, jak równie¿ zdemontowan¹ wyrzutniê przewieziono najpierw samochodami do Albu¹uer-¹ue, a póŸniej wys³ano kolej¹.Drugie zadanie polega³o na podjêciu próby ingerencji w bieg spraw politycznych w Wielkiej Brytanii, bo w³aœnie tamtejsze wydarzenia z lat 1939—1940 zrodzi³y katastrofê, która obecnie zagra¿a³a œwiatu z epoki „Proteusza".Realizacja tego zadania nie zale¿a³a od postêpów w budowie projektora powrotnego.Tempo wydarzeñ zachodz¹cych w Europie dyktowa³o podjêcie natychmiastowych dzia³añ ze strony przywódców pañstw Zachodu, aby nie dopuœciæ do powtórzenia siê katastrofy.W zwi¹zku z tym Winslade i dwóch innych cz³onków tzw.Brytyjskiej Grupy, kryptonim „King", udali siê niezw³ocznie do3 — Operacja „Proteusz"33Londynu.Samolotem DC-3 przylecieli najpierw do Nowego Jorku, sk¹d dalej pop³ynêli statkiem.Innej mo¿liwoœci nie by³o.Rejsy „lataj¹cych ³odzi" Pan American do Lizbony zostan¹ uruchomione dopiero pod koniec tego roku.Po przejechaniu przez most Eads nad Missisipi, zatrzymali siê w czynnej dwadzieœcia cztery godziny na dobê restauracji przy szosie w pobli¿u Indianapolis.Parking by³ nie oœwietlony, natomiast sama restauracja okaza³a siê przytulna i ciep³a, wype³niona aromatami jedzenia i b³yskami od p³on¹cych na kominku wêgli.Przy stolikach i w lo¿ach siedzia³o kilkunastu goœci, w wiêkszoœci kierowców ciê¿arówek je¿d¿¹cych na dalekich trasach.Za bufetem, w k¹cie sali, królowa³ têgi kucharz.Nak³ada³ na talerze porcje szynki, jajek i pieczonych ¿eberek, a do kufli la³ mocne piwo.Za barem sta³a kelnerka o meksykañskich rysach.Na œcianach widnia³y plakaty, wycinki z gazet i fotografie znanych zawodników baseballu.Z wielkiego radia w drewnianej obudowie, stoj¹cego na pó³ce, dobieg³a melodia, któr¹ Ferracini potrafi³ ju¿ rozpoznaæ.By³ to jeden ze standardów Duke'a Ellingtona.W czasie wolnym od zajêæ, w okresie szkolenia, nadawano im muzykê i wyœwietlano archiwalne filmy z tych lat.Nikt nie zwróci³ specjalnej uwagi, gdy po wejœciu Ferracini i Cas-sidy otrzepywali œnieg i b³oto z butów i zdejmowali kurtki.Podeszli do baru i zamówili dwa steki z dodatkami.Wziêli po fili¿ance kawy i zasiedli przy pustym stoliku w k¹cie sali, obok pogr¹¿onego w rozmowie towarzystwa m³odych i elegancko ubranych osób.Ze strzêpków zdañ, które s³yszeli, mogli wnosiæ, ¿e rozmówcy nale¿¹ do bardziej wykszta³conej warstwy, ni¿ wskazywa³oby na to otoczenie.— Ciep³o — powiedzia³ Cassidy zdejmuj¹c czapkê i wyg³adzaj¹c w³osy palcami.— Chcesz, abym poprowadzi³, jak ruszymy po obiedzie? Ferracini przytakn¹³.— Owszem, chêtnie odpocznê, a mo¿e nawet siê zdrzemnê.— Cztery dni w jedn¹ stronê, i to jad¹c dwadzieœcia cztery godziny na dobê.Przyda³oby siê trochê autostrad.— Cassidy poprawi³ siê na krzeœle, rozejrza³ i poci¹gn¹³ ³yk kawy z fili¿anki.— Ci¹gle nie mogê siê przyzwyczaiæ, Harry.¯adnych zezwoleñ, ¿adnych papierów — rozumiesz.Claud mia³ racjê, ka¿dy robi to, co chce.A nie wierzy³em mu, wydawa³o mi siê, ¿e uprawia propagandê, ¿eby nas zachêciæ.— Uhm — mrukn¹³ Ferracini w odpowiedzi.Cassidy pochyli³ siê i przeci¹gle spojrza³ na Ferraciniego.Zawsze tak robi³, gdy mia³ jakiœ pomys³.— Wiesz co, Harry, czasami myœlê sobie, ¿e cz³owiek niekoniecznie musi siedzieæ na miejscu, tam gdzie go poœl¹, rozumiesz mnie? Jak Claud bêdzie ju¿ mia³ maszynê i bêdzie móg³ zrobiæ, co tylko chce.34— Oszala³eœ? Przestañ opowiadaæ g³upstwa.— Pos³uchaj, mówiê.Co nas czeka tam, sk¹d przyszliœmy? A zreszt¹, tam ju¿ bêdzie po wszystkim.— W³aœnie dlatego nas tu przys³ali, ¿eby to zmieniæ.Bêdzie inaczej, rozumiesz?— Mówisz, ¿e wszystko siê zmieni, a kiedy t¹ maszyn¹ wrócimy do siebie, to œwiat bêdzie zupe³nie inny? — Cassidy by³ wyraŸnie nie przekonany.— Nic siê nie dzieje w taki prosty sposób, Harry.A Claud i wszyscy ci uczeni chyba tylko udawali, ¿e to siê powiedzie, a tak naprawdê, jeœli dobrze siê ws³uchaæ, to te¿ niczego do koñca nie byli pewni.Nie mieli i nie maj¹ pewnoœci, czy to naprawdê wypali.Ferracini wzruszy³ ramionami.— Daj spokój, Cassidy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]