[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Yennefer wrzasnê³a wœciekle, ale jeden ze stoj¹cych z ty³u ch³opaków Yarpena zarzuci³ jej lejce na g³owê, œci¹gn¹³ mocno, wpijaj¹c rzemieñ w otwarte usta, st³umi³ krzyk.- No i co, Yennefer - powiedzia³ Boholt podchodz¹c.- Jak chcesz zrobiæ ze mnie wa³acha? Kiedy ani rêk¹ ruszyæ?Rozerwa³ jej ko³nierz kubraczka, rozdar³ i rozche³sta³ koszulê.Yennefer wizgnê³a, d³awiona lejcami.- Nie mam teraz czasu - rzek³ Boholt obmacuj¹c j¹ bezwstydnie wœród rechotu krasnoludów - ale poczekaj trochê, wiedŸmo.Jak za³atwimy smoka, urz¹dzimy sobie zabawê.Przywi¹¿cie j¹ porz¹dnie do ko³a, ch³opcy.Obie ³apki do obrêczy, tak, by ni palcem kiwn¹æ nie mog³a.I niech jej teraz nikt nie rusza, psiakrew, proszê waszmoœci.Kolejnoœæ ustalimy wedle tego, jak kto siê spisze przy smoku.- Boholt - odezwa³ siê skrêpowany Geralt, cicho, spokojnie i z³owrogo.- Uwa¿aj.Odnajdê ciê na koñcu œwiata.- Dziwiê ci siê - odrzek³ Rêbacz, równie spokojnie.- Ja na twoim miejscu siedzia³bym cicho.Znam ciê i muszê powa¿nie traktowaæ twoj¹ groŸbê.Nie bêdê mia³ wyjœcia.Mo¿esz nie prze¿yæ, wiedŸminie.Wrócimy jeszcze do tej sprawy.Niszczuka, Zdzieblarz, na konie.- No i masz ci los - stêkn¹³ Jaskier.- Po diab³a ja siê w to miesza³em?Dorregaray, pochyliwszy g³owê, przygl¹da³ siê gêstym kroplom krwi, wolno kapi¹cym mu z nosa na brzuch.- Mo¿e byœ siê tak przesta³ gapiæ! - krzyknê³a do Geralta czarodziejka, jak w¹¿ wij¹c siê w powrozach, na pró¿no usi³uj¹c ukryæ obna¿one wdziêki.WiedŸmin pos³usznie odwróci³ g³owê.Jaskier nie.- Na to, co widzê - zaœmia³ siê bard - zu¿y³aœ chyba ca³¹ beczkê eliksiru z mandragory, Yennefer.Skóra jak u szesnastolatki, niech mnie gêœ poszczypie.- Zamknij pysk, skurwysynu! - zawy³a czarodziejka.- Ile ty w³aœciwie masz lat? - Jaskier nie rezygnowa³.- Ze dwieœcie? No, powiedzmy, sto piêædziesi¹t.A zachowa³aœ siê jak.Yennefer wykrêci³a szyjê i splunê³a na niego, ale niecelnie.- Yen - rzek³ z wyrzutem wiedŸmin wycieraj¹c oplute ucho o ramiê.- Niech on przestanie siê gapiæ!- Ani myœlê - rzek³ Jaskier nie spuszczaj¹c oczu z uciesznego widoku, jaki przedstawia³a rozche³stana czarodziejka.- To przez ni¹ tu siedzimy.I mog¹ nam poder¿n¹æ gard³a.A j¹ najwy¿ej zgwa³c¹, co w jej wieku.- Zamknij siê, Jaskier - powiedzia³ wiedŸmin.- Ani myœlê.W³aœnie mam zamiar u³o¿yæ balladê o dwóch cyckach.Proszê mi nie przeszkadzaæ.- Jaskier - Dorregaray poci¹gn¹³ krwawi¹cym nosem.- B¹dŸ powa¿ny.- Jestem, cholera, powa¿ny.Boholt, podpierany przez krasnoludów, z trudem wgramoli³ siê na siod³o, ciê¿ki i pa³ubowaty od zbroi i na³o¿onych na ni¹ skórzanych ochraniaczy.Niszczuka i Zdzieblarz ju¿ siedzieli na koniach trzymaj¹c w poprzek siode³ ogromne, dwurêczne miecze.- Dobra - charkn¹³ Boholt.- Idziemy na niego.- A nie - powiedzia³ g³êboki g³os, brzmi¹cy jak mosiê¿na surma.- To ja przyszed³em do was!Zza pierœcienia g³azów wynurzy³ siê po³yskuj¹cy z³otem d³ugi pysk, smuk³a szyja uzbrojona rzêdem trójk¹tnych, zêbatych wyrostków, szponiaste ³apy.Z³e, gadzie oczy z pionow¹ Ÿrenic¹ patrzy³y spod rogowatych powiek.- Nie mog³em siê doczekaæ w polu - powiedzia³ smok Villentretenmerth rozgl¹daj¹c siê - wiêc przyszed³em sam.Jak widzê, chêtnych do walki coraz mniej?Boholt wzi¹³ wodze w zêby, a koncerz w obie piêœci.- Jehce stahcy - powiedzia³ niewyraŸnie, gryz¹c rzemieñ.- Stahaj do wahki, hadzie!- Stajê - rzek³ smok wyginaj¹c grzbiet w ³uk i zadzieraj¹c obel¿ywie ogon.Boholt rozejrza³ siê.Niszczuka i Zdzieblarz wolno, demonstracyjnie spokojnie okr¹¿ali smoka z obu stron.Z ty³u czeka³ Yarpen Zigrin i jego ch³opcy z toporami w rêkach.- Aaaargh! - rykn¹³ Boholt wal¹c silnie konia piêtami i unosz¹c miecz.Smok zwin¹³ siê, przypad³ do ziemi i z góry, zza w³asnego grzbietu, niczym skorpion, uderzy³ ogonem, godz¹c nie w Boholta, ale w Niszczukê, atakuj¹cego z boku.Niszczuka zwali³ siê wraz z koniem wœród brzêku, wrzasku i r¿enia.Boholt, przypadaj¹c w galopie, ci¹³ straszliwym zamachem, smok uskoczy³ zwinnie przed szerok¹ kling¹.Impet galopu przeniós³ Boholta obok.Smok wykrêci³ siê, staj¹c na tylnych ³apach i dziabn¹³ szponami Zdzieblarza, za jednym zamachem rozrywaj¹c brzuch konia i udo jeŸdŸca.Boholt, mocno odchylony w siodle, zdo³a³ zatoczyæ koniem, ci¹gn¹c wodze zêbami, ponownie zaatakowa³.Smok chlasn¹³ ogonem po pêdz¹cych ku niemu krasnoludach, przewracaj¹c wszystkich, po czym rzuci³ siê na Boholta, po drodze jakby mimochodem przydeptuj¹c energicznie Zdzieblarza usi³uj¹cego wstaæ.Boholt, miotaj¹c g³ow¹, usi³owa³ manewrowaæ rozgalopowanym koniem, ale smok by³ nierównie szybszy i zrêczniejszy.Chytrze zachodz¹c Boholta od lewej, by utrudniæ mu ciêcie, zdzieli³ go pazurzast¹ ³ap¹.Koñ stan¹³ dêba i rzuci³ siê w bok, Boholt wylecia³ z siod³a, gubi¹c miecz i he³m, run¹³ do ty³u, na ziemiê, wal¹c g³ow¹ o g³az.- Chodu, ch³opaki!!! W góry!!! - zawy³ Yarpen Zigrin przekrzykuj¹c wrzask Niszczuki przywalonego koniem.Powiewaj¹c brodami krasnoludy kopnê³y siê ku ska³om z szybkoœci¹ zadziwiaj¹c¹ przy ich krótkich nogach.Smok nie œciga³ ich.Siad³ spokojnie i rozejrza³ siê.Niszczuka miota³ siê i wrzeszcza³ pod koniem.Boholt le¿a³ bez ruchu.Zdzieblarz pe³z³ w stronê ska³, bokiem, jak ogromny, ¿elazny krab.- Niewiarygodne - szepta³ Dorregaray.- Niewiarygodne.- Hej! - Jaskier targn¹³ siê w powrozach, a¿ wóz zadygota³.- Co to jest? Tam! Patrzcie!Od strony wschodniego w¹wozu widaæ by³o wielk¹ chmurê kurzu, rych³o te¿ dobieg³y ich krzyki, turkot i têtent.Smok wyci¹gn¹³ szyjê, popatruj¹c.Na równinê wtoczy³y siê trzy wielkie wozy, wype³nione zbrojnym ludem.Rozdzielaj¹c siê zaczê³y okr¹¿aæ smoka.- To.psiakrew, to milicja i cechy z Ho³opola! - zawo³a³ Jaskier.- Obeszli Ÿród³a Braa! Tak, to oni! Patrzcie, to Kozojed, tam, na czele!Smok zni¿y³ g³owê, delikatnie popchn¹³ w stronê wozu ma³e, szarawe, popiskuj¹ce stworzonko.Potem uderzy³ ogonem po ziemi, zarycza³ donoœnie i pomkn¹³ jak strza³a na spotkanie Ho³opolan.- Co to jest? - spyta³a Yennefer.- To ma³e? To, co krêci siê w trawie? Geralt?- To, czego smok broni³ przed nami - powiedzia³ wiedŸmin.- To, co wyklu³o siê niedawno w jaskini, tam, w pó³nocnym kanionie.Smocz¹tko wyklute z jaja smoczycy otrutej przez Kozojeda.Smocz¹tko, potykaj¹c siê i szoruj¹c po ziemi wypuk³ym brzuszkiem, chwiejnie podbieg³o do wozu, pisnê³o, stanê³o s³upka, rozcapierzy³o skrzyde³ka, potem zaœ bez zastanowienia przylgnê³o do boku czarodziejki.Yennefer, z wielce niewyraŸn¹ min¹, westchnê³a g³oœno.- Lubi ciê - mrukn¹³ Geralt.- M³ody, ale nieg³upi - Jaskier wykrêcaj¹c siê w wiêzach, wyszczerzy³ zêby.- Patrzcie, gdzie wetkn¹³ ³ebek, chcia³bym byæ na jego miejscu, cholera.Hej, ma³y, uciekaj! To Yennefer! Postrach smoków! I wiedŸminów.A przynajmniej jednego wiedŸmina.- Milcz, Jaskier - krzykn¹³ Dorregaray.- Patrzcie tam, na pole! Ju¿ go dopadli, niech ich zaraza!Wozy Ho³opolan, dudni¹c niczym bojowe rydwany, gna³y na atakuj¹cego je smoka.- Laæ go! - rycza³ Kozojed, uczepiony pleców woŸnicy.- Laæ go, kumotrzy, gdzie popadnie i czym popadnie! Nie ¿a³owaæ!Smok zwinnie uskoczy³ przed naje¿d¿aj¹cym na niego pierwszym wozem, b³yskaj¹cym ostrzami kos, wide³ i rohatyn, ale dosta³ siê miêdzy dwa nastêpne, z których, targniêta rzemieniami, spad³a na niego wielka, podwójna, rybacka sieæ.Smok, zapl¹tany, zwali³ siê, poturla³, zwin¹³ w k³êbek, rozkraczy³ ³apy.Sieæ, rwana na strzêpy, zatrzeszcza³a ostro.Z pierwszego wozu, który zdo³a³ zawróciæ, ciœniêto na niego nastêpne sieci, oplataj¹c go dokumentnie.Dwa pozosta³e wozy te¿ zakrêci³y, pomknê³y ku smokowi, turkoc¹c i podskakuj¹c na wybojach.- Popad³eœ w sieci, karasiu! - dar³ siê Kozojed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]