[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I tak nagle, jak siê zaczê³o, wszystko usta³o.Harry le¿a³ na zimnej kamiennej posadzce, s³ysz¹c ¿a³osne pojêkiwania Marty w koñcu ³azienki.Nie bez trudnoœci œci¹gn¹³ buty i wsta³.A wiêc tak siê cz³owiek czuje, kiedy jest Goyle'em.Dr¿¹cymi ³apami œci¹gn¹³ swoje stare szaty, wci¹gn¹³ nowe i na³o¿y³ wielkie jak kajaki buty Goyle'a.Siêgn¹³ odruchowo rêk¹, by odgarn¹æ sobie w³osy z oczu, ale wyczu³ tylko krótk¹ i sztywn¹ szczecinê zarastaj¹c¹ mu ca³e czo³o.Potem zda³ sobie sprawê, ¿e widzi jak przez mg³ê, i zrozumia³, ¿e Goyle nie nosi okularów, bo ich nie potrzebuje.Zdj¹³ je i zawo³a³:- No jak, w porz¹dku? Wzdrygn¹³ siê na dŸwiêk swojego g³osu: by³o to ochryp³e warkniêcie.- Taaa - us³ysza³ równie gruby i ordynarny g³os z kabiny po prawej stronie.Harry otworzy³ drzwi i podszed³ do popêkanego lustra.Goyle spojrza³ na niego swoimi g³upawymi, g³êboko osadzonymi oczkami.Harry podrapa³ siê w ucho.Goyle uczyni³ to samo.Otworzy³y siê drzwi od kabiny Rona.Wytrzeszczyli na siebie oczy.Roñ by³ blady i wstrz¹œniêty, ale nie mo¿na go by³o odró¿niæ od Crabbe'a - od podgolonego ³ba po d³ugie ramiona ma³py.- To jest zupe³nie niewiarygodne - powiedzia³ Roñ, podchodz¹c do lustra i g³adz¹c siê po p³askim nosie Crabbe'a.- Niewiarygodne.- Lepiej siê st¹d zmywajmy - rzek³ Harry, poluzowuj¹c sobie zegarek, który wer¿n¹³ siê g³êboko w t³usty przegub.- Musimy jeszcze znaleŸæ salon Slizgonów, przecie¿ nigdy tam nie byliœmy.Mo¿e ktoœ tam bêdzie szed³, to my za nim.Roñ wpatrywa³ siê w niego ze zdumieniem.- Nie masz pojêcia, jakie to dziwne uczucie.widzieæ Goyle'a myœl¹cego.- Zastuka³ do drzwi kabiny Hermiony.- Wy³aŸ, musimy ju¿ iœæ.- Ja.ja chyba jednak z wami nie pójdê - rozleg³ siê piskliwy g³os.- IdŸcie beze mnie.- Hermiono, przecie¿ wiemy, ¿e Milicenta Bulstrode jest brzydka, nikt nie bêdzie wiedzia³, ¿e to ty.- Nie.naprawdê.chyba nie pójdê.Wy leæcie, tracicie tylko czas.Harry spojrza³ na Rona w os³upieniu.- To mi wygl¹da bardziej na Goyle'a - wyj¹ka³ Roñ.- Tak siê zachowuje za ka¿dym razem, kiedy nauczyciel zada mu jakieœ pytanie.- Hermiono, nic ci nie jest? - zapyta³ Harry przez drzwi.- Nie, w porz¹dku.IdŸcie.Harry spojrza³ na zegarek.Minê³o ju¿ piêæ albo szeœæ cennych minut.- Spotkamy siê tutaj, dobra? - powiedzia³ i ruszyli do drzwi.Otworzyli je ostro¿nie, sprawdzili, czy nikogo nie ma, i ruszyli korytarzem.- Nie machaj tak tymi ³apami - mrukn¹³ Harry do Rona.- Co?- Crabbe trzyma je tak jakoœ sztywno.- Mo¿e tak?- Tak, teraz lepiej.Zeszli po marmurowych schodach.Teraz musieli znaleŸæ jakiegoœ Slizgona, za którym mogliby pójœæ.W pobli¿u nie by³o jednak nikogo.- Masz jakiœ pomys³? - mrukn¹³ Harry.- Slizgoni zawsze wychodz¹ na œniadanie st¹d.- Roñ wskaza³ na wejœcie do lochów.Zaledwie skoñczy³, kiedy w wejœciu pojawi³a siê dziewczyna z d³ugimi krêconymi w³osami.- Przepraszam - powiedzia³ Roñ, podbiegaj¹c do niej - zapomnieliœmy, gdzie jest nasz pokój wspólny.- S³ucham? - odrzek³a wynioœle.- Nasz pokój wspólny? Ja jestem z Ravenclawu.I odesz³a, ogl¹daj¹c siê na nich podejrzliwie.Harry i Roñ zeszli po kamiennych schodach, dudni¹c wielkimi buciorami.Czuli, ¿e nie bêdzie tak ³atwo, jak mieli nadziejê.Mroczny labirynt by³ opustosza³y.Zag³êbiali siê coraz bardziej w podziemia, wci¹¿ zerkaj¹c na zegarki, ¿eby sprawdziæ, ile im zosta³o czasu.Po kwadransie, kiedy ju¿ zaczê³a ogarniaæ ich rozpacz, us³yszeli przed sob¹ czyjeœ kroki.- Dobra! - szepn¹³ podniecony Roñ.- Jest jeden z nich! Z bocznej komnaty wysz³a jakaœ postaæ.Podeszli bli¿ej i serca im zamar³y.To nie by³ ¿aden Slizgon.To by³ Percy.- Co ty tutaj robisz? - zapyta³ zaskoczony Roñ.Percy zrobi³ obra¿on¹ minê.- Nie twój interes - odpowiedzia³ sucho.- Crabbe,tak?- Jaki.och, tak - wyj¹ka³ Roñ ochryp³ym g³osem.- No to zje¿d¿ajcie do swoich sypialni - oœwiadczy³ Percy przem¹drza³ym tonem.- Dobrze wiecie, ¿e ostatnio nie jest bezpiecznie w³Ã³czyæ siê po korytarzach.- A ty to co? - zapyta³ wojowniczo Roñ.- Ja - odpowiedzia³ Percy, wypinaj¹c pierœ z odznak¹ - jestem prefektem.Mnie nic nie zaatakuje.Nagle za plecami Harry'ego i Rona odbi³ siê echem czyjœ g³os.Obejrzeli siê i zobaczyli Dracona Malfoya.Po raz pierwszy w ¿yciu Harry ucieszy³ siê na jego widok.- A, tu jesteœcie - powiedzia³, patrz¹c na nich.- Na¿arliœcie siê wreszcie? Szuka³em was, mam wam do pokazania coœ naprawdê super.Obrzuci³ Percy'ego pogardliwym spojrzeniem.- A co ty tutaj robisz, Weasley? - zapyta³ drwi¹cym tonem.Percy zrobi³ obra¿on¹ minê.- Trochê szacunku dla prefekta! - powiedzia³.- Nie podoba mi siê twoje zachowanie! Malfoy parskn¹³ œmiechem i skin¹³ na Harry'ego i Rona, ¿eby za nim poszli.Harry ju¿ chcia³ Percy'emu powiedzieæ coœ na swoje usprawiedliwienie, ale w ostatniej chwili ugryz³ siê w jêzyk.Ruszyli za Malfoyem, który skrêci³ w boczny korytarz.- Ten Peter Weasley.- zacz¹³ Malfoy.- Percy - poprawi³ go automatycznie Roñ.- A niech mu tam bêdzie Percy.Ostatnio za bardzo wêszy.Za³o¿ê siê, ¿e wiem, czego szuka.Myœli, ¿e sam z³apie dziedzica Slytherina.Zaœmia³ siê drwi¹co.Harry i Roñ wymienili spojrzenia.Malfoy zatrzyma³ siê przed nag¹, wilgotn¹ œcian¹.- Jakie jest to nowe has³o? - zapyta³ Harry'ego.- Eee.- Och, tak.Czysta krew! - zawo³a³ Malfoy, nie zwracaj¹c na Harry'ego uwagi.W œcianie otworzy³y siê kamienne drzwi.Weszli przez nie za Malfoyem.Pokój wspólny Œlizgonów by³ d³ugim, nisko sklepionym lochem o kamiennych œcianach.Z sufitu zwiesza³y siê na ³añcuchach zielonkawe lampy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]