[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Dobra robota - pochwaliłem ją.- A teraz wyjmij mi zlewej kieszeni kredę i dokładnie go obrysuj.Pentagramem, wiesz chyba, jakwygląda.Całe ciało musi znaleźć się w Kręgu. Wykonała to bez słowa.Potem znalazła kawałek szkła irozcięła mi więzy na rękach - wyjątkowo solidnie zawiązane, oczywiściemarynarskie. - Co teraz? - spytała. - Nic, poczekamy - powiedziałem, postawiłem na powrótwiadro i usiadłem na nim, rozcierając obolałe przeguby.Bielecki powolidochodził do siebie - kiedy zobaczył, że jest uwięziony w Kręgu,zaskowytał przeraźliwie. - Ucisz się, duchu nieczysty - rozkazałem.- Mocą danejmi władzy nakazuję ci, abyś wyszedł z ciała tego człowieka i opuścił tenświat, nie ważąc się nikogo więcej niepokoić. Twarz Bieleckiego wykrzywiła się w szyderczym uśmiechu;stawała się przy tym coraz mniej jego twarzą, tak jakby od środkawypełniał ją zupełnie inny, obcy, nieludzki kształt.Skóra rozciągała się,plastyczna i posłuszna niewidzialnej formie jak rozgrzany kauczuk, brodawydłużyła, rysy wyostrzyły i oto widziałem przed sobą plugawe, koźleoblicze Bereshitha Rabby.Demon śmiał się, wystawiając długi, rozdwojonyna końcu jęzor.Nakreśliłem w powietrzu krzyż.Teraz mi nie ujdzie. - Exorco igitur te per Pentagrammaton, et in nomineTetragrammaton, per Alfa et Omega, ego te exorciso, spiritus immunde,Bereshith Rabba. W miarę jak wymawiałem kolejne fragmenty formuły,Bereshith wił się wewnątrz Kręgu coraz gwałtowniej, jakby przypiekanyżywym ogniem.Nie ustawałem, egzorcyzmując i kreśląc w powietrzu krzyże,prawie wpadając w trans, nie zważając na jego szaleńcze podrygi.W pewnymmomencie zastygł nieruchomo i roześmiał się szyderczo.Drzwi do piwnicyskrzypnęły i na korytarzu rozległy się czyjeś szybkie kroki.Błyskawicznieoprzytomniałem.Ktoś wszedł mi w paradę w najmniej odpowiednim momencie! - Idź, zobacz kto to - krzyknąłem do Patrycji, sam zaśzbliżyłem się do Kręgu.Leżące wewnątrz ciało wróciło już do normalności,rysy twarzy odtajały i Bielecki znowu przypominał siebie, jednak starszegoo dziesiątki lat, wychudzonego i zwiotczałego. - Kto to był? - spytałem powracającą Patrycję. - Na korytarzu nie ma światła, a ten ktoś bardzo szybkouciekał - powiedziała.- Czy stało się coś złego? - Być może - nie chciałem jej mówić, że Bereshith Rabbanajprawdopodobniej w ostatniej chwili opuścił Bieleckiego i wcielił się winną osobę, jakiegoś łazika, którego diabli przynieśli w nocy do podziemi.Czart zwiał mi na moment przed wygnaniem go tam, skąd przybył. Bielecki siedział nieruchomo w Kręgu i trzymał się zagłowę.Jeknął raz i drugi, rozpaczliwie, jak ktoś, kto w jednej sekundzieutracił wszystko.Zapewne tak było - Bereshith Rabba wyjadł go od środka,pozostawiając po sobie nicość, pustą skorupę.Biolog wstał i chwiejnym,sztywnym krokiem podszedł do odwróconego wiadra.Przypominał starego,rozsypującego się manekina.Długo, jakby ze zdumieniem, oglądał pętlę. - Chodź - powiedziałem do Patrycji.- Idziemy stąd. - O on? - wskazała z lękiem na Bieleckiego. - Nie jest już groźny, zostawimy go tutaj - wziąłem ją zarękę i wyszliśmy do ciemnego korytarza.Słyszeliśmy jeszcze, jak Bieleckiprzesuwa po podłodze wiadro.Później zapadła cisza. Korytarz skończył się schodkami, które poprowadziły nasdo góry.W gmachu właściwej szkoły wynurzyliśmy się gdzieś koło saligimnastycznej; noc minęła i przez okna przenikał pierwszy poranny brzask.Szliśmy w milczeniu ku wyjściu, kiedy usłyszeliśmy dobiegająy z podziemidługi, przeciągły skowyt - tak krzyczała dusza przerażona czekająca jąotchłanią, wyjąca ze zgrozy nad tym, co zrobiła.Patrycja wzdrygnęła się imocniej do mnie przytuliła. - Nie powinniśmy - szepnęła.- To w końcu człowiek. - To był człowiek - powiedziałem z naciskiem.- Terazjest wyjedzoną skorupą, nie zostało w nim nic, co można by ocalić.Dopełnia swój los, na który sam się skazał. Wycie ucichło równie nagle jak się zaczęło.Zapadła ponim cisza była wprost bolesna.Patrycja odsunęła się ode mnie i zadrżała,jakby od niespodziewanego chłodu. - Powiedz mi, kim ty właściwie jesteś? - wybuchnęła.-Raz mi się wydajesz duchem światłości, jedynym naprawdę miłosiernym iprawym człowiekiem na ziemi, innym razem bestią niewiele lepszą od tych,które zwalczasz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]