[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrza�a na rewolwer i zastanowi�a si�, z kogo bardziej sobie �artuje: z siebie czy z napastników.Nigdy nie strzela�a nawet do tarczy, a tym bardziej do cz�owieka.- Mo�emy wykorzysta� system przeciwpo�arowy - odezwa� si� Harlan.Wskaza� na panel bezpiecze�stwa umieszczony w �cianie pokoju.- Je�eli w��czymy zagro�enie po�arowe, to ca�y korytarz wype�ni si� proszkiem ga�niczym.Tamci z trudem b�d� mogli oddycha�, je�eli w ogóle.- Och, jakie to sprytne - sarkastycznie skomentowa�a Sheila.- No bo my oczywi�cie przejdziemy, wstrzymuj�c oddechy.- Nie, nie - zaprzeczy� Harlan.- W szafce pod panelem s� maski przeciwpy�owe, które powinny wystarczy� przynajmniej na pó� godziny.Sheila podesz�a do szafki i zajrza�a do niej.Wype�niona by�a maskami przypominaj�cymi przeciwgazowe.Wyj�a pi�� i poda�a przyjacio�om.Instrukcja na d�ugiej rurze-tr�bie kaza�a z�ama� plomb� zabezpieczaj�c�, wstrz�sn�� i na�o�y�.- Akceptujecie rozwi�zanie? - zapyta�a Sheila.- Nie mamy chyba innej mo�liwo�ci - zauwa�y� Pitt.Uaktywnili substancj� ochronn� w maskach i na�o�yli je.Kiedy wszyscy unie�li kciuki, potwierdzaj�c gotowo��, Sheila poci�gn�a za r�czk� uruchamiaj�c� rozpylanie �rodka gasz�cego.Natychmiast us�yszeli jaki� trzask, a nast�pnie g�os powtarzaj�cy raz za razem: �Ogie� w pomieszczeniu�.Chwil� pó�niej system spryskiwaczy zosta� uruchomiony i spod sufitu prysn�� strumie� p�ynu, który natychmiast parowa�.Pokój wype�ni� si� przypominaj�c� smog mg��.- Musimy si� trzyma� razem! - zawo�a�a Sheila.Trudno by�o rozmawia� przez maski, ale równie trudno by�o przez nie patrze�.Sheila otworzy�a drzwi na korytarz i z zadowoleniem odnotowa�a, �e jest tu tak samo du�o mg�y jak w pokoju.Wychyli�a si� i spojrza�a w stron� laboratorium.Nie by�a jednak w stanie widzie� dalej ni� na oko�o pó�tora metra.Wysz�a na korytarz.Nikt nie strzela�.- Chod�my! - zawo�a�a do pozosta�ych.- Pitt, ty z Harlanem idziecie przodem, wskazuj�c drog�, Jonathan i Cassy nios� fiolki.Zwart� grup� ruszyli przed siebie.We mgle korytarz zdawa� si� nie mie� ko�ca.Wreszcie dotarli do kolejnego luku powietrznego.Weszli.Sheila zamkn�a drzwi za sob�, dopiero wtedy Pitt otworzy� te, które prowadzi�y dalej.Za lukiem powietrze stawa�o si� coraz czystsze, odczuli to szczególnie, gdy wsiedli do wózków elektrycznych.Wkrótce dotarli do schodów prowadz�cych na zewn�trz i mogli zdj�� maski z twarzy.Od powierzchni dzieli�y ich trzy pi�tra.Wyszli przez klap� w pod�odze pokoju dziennego w wiejskim domku.Klapa przykryta by�a starym, poszarpanym dywanem.Kiedy by�a opuszczona, nikomu nie mog�o przyj�� do g�owy, co stary dywan kryje pod sob�.- Samochód zostawi�em w stodole.- Harlan zdj�� r�k� z ramion Pitta.- Dzi�kuj�, Pitt.Bez ciebie chyba bym sobie nie poradzi�, ale ju� czuj� si� odrobink� lepiej.- G�o�no wysi�ka� nos.- Ruszajmy! - ponagla�a Sheila.- Ci, co nas goni�, mog� tak�e znale�� maski.Wyszli ca�� grup� przez frontowe drzwi i poszli na ty�y gospodarstwa, do stodo�y.S�o�ce ju� zasz�o i pustynny �ar raptownie ust�pi�.Nad zachodnim horyzontem dostrzegli tylko krwistoczerwon� smug�.Reszta nieba mia�a kolor indygo.Nad g�owami zamruga�y im pierwsze gwiazdy.Jak Harlan podejrzewa�, jego range rover sta� bezpiecznie zaparkowany w stodole.Zanim usiad� za kierownic�, umie�ci� fiolki w baga�niku.Wzi�� tak�e rewolwer z d�oni Sheili i wrzuci� go do kieszeni w drzwiach auta.- Na pewno czuje si� pan na tyle dobrze, �eby prowadzi�? - zapyta�a Sheila.Jego szybko poprawiaj�cy si� stan zdrowia wprawi� j� w zdumienie.- Jasne.Czuj� si� zupe�nie inaczej ni� pi�tna�cie minut temu.Jedynym objawem jest lekki katar, jak przy uczuleniu.Powiedzia�bym, �e nasz test na ludziach powiód� si� w pe�ni!Sheila usiad�a z przodu.Cassy, Pitt i Jonathan zaj�li miejsca z ty�u.Pitt obj�� dziewczyn� ramieniem, a ona ch�tnie wtuli�a si� w niego.Doktor zapali� silnik i wyprowadzi� auto ty�em ze stodo�y.Zawróci� i wjecha� na drog�.- Inwazja obcych bez w�tpienia zlikwidowa�a korki na drogach - powiedzia�.- Patrzcie.Jeste�my pi�tna�cie mil od Paswell, a jak okiem si�gn��, nie ma �adnego samochodu.- Skr�ci� w prawo i przyspieszy�.- Dok�d jedziemy? - spyta�a Sheila.- Mamy niewielki wybór.Wed�ug mnie rhinowirus zajmie si� plag�.Problem sprowadza si� teraz do Bramy.Musimy spróbowa� co� z tym zrobi�.Cassy drgn�a.- Brama! Pitt powiedzia� wam o niej.- Oczywi�cie, �e powiedzia�.Jak twierdzisz, jest ju� prawie gotowa.Masz jakie� poj�cie, kiedy b�d� chcieli jej u�y�?- Nie powiedzieli mi, ale wed�ug mnie ma si� to sta� zaraz po jej sko�czeniu.- No w�a�nie.Musimy wi�c mie� nadziej�, �e trafimy tam na czas i znajdziemy jaki� sposób na pozbycie si� tego k�opotu.- O co chodzi z tym rhinowirusem? - zapyta�a Cassy.- Raczej dobre wie�ci - powiedzia� Harlan, spogl�daj�c na odbicie dziewczyny we wstecznym lusterku.- Szczególnie dla ciebie i dla mnie.Teraz opowiedzieli Cassy ca�� histori� o tym, jak doszli do odkrycia sposobu na uchronienie rasy ludzkiej przed kosmicznym wirusem.Zarówno Sheila, jak i Harlan byli jej to winni za informacje, które przekaza�a Pittowi.- To informacja, �e wirus przyby� tu trzy miliardy lat temu, okaza�a si� kluczowa - wyja�ni�a Sheila.- Inaczej nie wpadliby�my na to, i� wirus mo�e si� okaza� wra�liwy na tlen.- Mo�e i ja powinnam teraz powdycha� nieco tego rhinowirusa? - zapyta�a Cassy.- Nie ma potrzeby.Jeste�my wszyscy razem, a to znaczy, �e ka�dy z was zosta� ju� zainfekowany.My�l�, �e wystarczy odrobina wirionów, skoro nikt na Ziemi nie ma na nie naturalnej odporno�ci - wyja�ni� Harlan.Cassy rozlu�ni�a si� i znowu przytuli�a do Pitta.- Jeszcze kilka godzin temu my�la�am, �e wszystko zosta�o stracone.To szokuj�ce odkry�, �e znowu jest nadzieja - powiedzia�a.Pitt �cisn�� j� za rami�.- Mieli�my niewiarygodne szcz�cie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]