[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mrówki i pszczo³y nie myœl¹, jeœli ju¿ o to chodzi - przypomnia³ Windle.- S¹ tylko kierowane.Spojrza³ w górê.Wszyscy spojrzeli w górê.- Dobiega z jakiegoœ miejsca w suficie - stwierdzi³.- Musimy je znaleŸæ, i to zaraz!- Tam s¹ tylko te œwietlne p³yty - powiedzia³a Ludmi³a.- Nie tylko.Szukajcie czegoœ, sk¹d mog¹ dochodziæ dŸwiêki.216KOSIARZ- S¹ wszêdzie!- Cokolwiek chcecie zrobiæ - zawo³a³a Doreen, chwytaj¹c roœlinê w doniczce i œciskaj¹c j¹ jak maczugê - mam nadziejê, ¿e zrobicie to szybko!- Co to jest to okr¹g³e i czarne u góry? - zapyta³ Arthur.- Gdzie?- Tam.- Wskaza³ palcem.- Dobrze.Reg i ja ciê podniesiemy.ChodŸ.- Mnie? Mam lêk wysokoœci!- Przecie¿ potrafisz siê zmieniæ w nietoperza!- Tak, ale bardzo nerwowego.- Przestañ narzekaæ.Do roboty'.Postaw stopê tutaj, z³ap siê tutaj, teraz stañ na ramieniu Rega.- Tylko siê nie przebij! - ostrzeg³ Reg.- Nie podoba mi siê to -jêcza³ Arthur, kiedy podnieœli go do góry.Doreen przesta³a obserwowaæ t³ocz¹ce siê wózki.- Artore! Noblesse obligay!- To jakieœ tajne has³o wampirów? - zapyta³ szeptem Reg.- To znaczy coœ w rodzaju: hrabia musi robiæ to, co hrabia robiæ musi - wyjaœni³ Windle.- Hrabia.- burkn¹³ Arthur, chwiej¹c siê niebezpiecznie.- W ogóle nie powinienem s³uchaæ tego prawnika! Powinienem wiedzieæ, ¿e nigdy nic dobrego nie przychodzi w br¹zowej kopercie! A i tak nie mogê dosiêgn¹æ tego paskudztwa!- Mo¿esz podskoczyæ? - spyta³ Windle.- A mo¿esz paœæ trupem?- Nie.- No to ja nie skaczê!- To przeleæ.Zmieñ siê w nietoperza i przeleæ.- Nie mam gdzie siê rozpêdziæ.- Móg³by pan nim rzuciæ - zaproponowa³a Ludmi³a.- No wie pan, jak tak¹ papierow¹ strza³k¹.- Nic z tego! Jestem hrabi¹!- Przecie¿ mówi³eœ, ¿e wcale nie chcia³eœ - przypomnia³ ³agodnie Windle.- Na ziemi wcale nie chcê, ale jeœli mam byæ rzucany jak nie wiadomo co.217ŒWIAT DYSKU- Arthurze! Zrób, co mówi pan Poons!-A niby czemu.- Arthurze!Arthur jako nietoperz okaza³ siê zaskakuj¹co ciê¿ki.Windle z³apa³ go za uszy niby niekszta³tn¹ kulê do krêgli i spróbowa³ wymierzyæ.- Pamiêtaj.Jestem gatunkiem zagro¿onym! - pisn¹³ hrabia, gdy Windle bra³ zamach.Rzut okaza³ siê celny.Arthur zatrzepota³ ko³o czarnego dysku i chwyci³ go pazurkami.- Mo¿esz nim poruszyæ?- Nie!- Wiêc chwyæ mocno i zmieñ siê z powrotem.-Nie!- Z³apiemy ciê.- Nie!- Arthurze! - wrzasnê³a Doreen, zaimprowizowan¹ maczug¹ odpychaj¹c nacieraj¹cy wózek.- No dobrze.Przez moment widzieli Arthura Winkingsa, rozpaczliwie trzymaj¹cego siê sufitu.Po czym spad³ na Windle'a i Rega, przyciskaj¹c do piersi czarny dysk.Muzyka ucich³a nagle.Z poszarpanego otworu w suficie wyla³y siê ró¿owe rurki; owinê³y Arthura, który wygl¹da³ jak talerz bardzo taniego spaghetti z klopsikami.Fontanny przez chwilê dzia³a³y w drug¹ stronê, a potem wysch³y.Wózki zatrzyma³y siê.Tylne szeregi wjecha³y na te z przodu i zabrzmia³ chór ¿a³osnych metalicznych stukniêæ.Rurki wci¹¿ wyp³ywa³y z otworu.Windle chwyci³ jedn¹ - by³a nieprzyjemnie ró¿owa i lepka.- Co to jest, jak pan myœli? - zapyta³a Ludmi³a.- Myœlê - odpar³ Windle - ¿e powinniœmy uciekaæ st¹d natychmiast.Pod³oga zadygota³a.Z fontanny strzeli³ strumieñ pary.- Albo jeszcze szybciej - doda³ Windle.Nadrektor jêkn¹³.Dziekan osun¹³ siê na kolana.Pozostali magowie zachowali pozycje stoj¹ce, ale ledwo, ledwo.- Wracaj¹ do siebie - stwierdzi³a Ludmi³a.- Chyba nie poradz¹ sobie ze schodami.218KOSIARZ- Moim zdaniem nikt nie powinien nawet myœleæ o radzeniu sobie ze schodami - odpar³ Windle.- Spójrz tylko na nie.Ruchome schody ju¿ siê nie rusza³y.Czarne stopnie lœni³y w bezcieniowym œwietle.- Rozumiem, o co panu chodzi - zgodzi³a siê Ludmi³a.- Wola³abym przejœæ po ruchomych piaskach.- Tak by³oby bezpieczniej.- Mo¿e jest jakaœ rampa? Przecie¿ te wózki musz¹ siê jakoœ przemieszczaæ.- Dobry pomys³.Ludmi³a zerknê³a na wózki.JeŸdzi³y chaotycznie dooko³a.- Mam chyba jeszcze lepszy - mruknê³a i z³apa³a za najbli¿szy uchwyt.Wózek opiera³ siê przez chwilê, ale poniewa¿ nie otrzymywa³ ¿adnych instrukcji, w koñcu pos³usznie ust¹pi³.- Ci, którzy mog¹ chodziæ, pójd¹, a ci, którzy nie mog¹ chodziæ, pojad¹.Tutaj, dziadku.Ostatnie s³owa skierowane by³y do kwestora, który pozwoli³ usadziæ siê w drucianym koszu.S³abym g³osem powiedzia³ tylko "yo" i zamkn¹³ oczy.Na nim u³o¿yli dziekana*.- Gdzie teraz? - zapyta³a Doreen.Kilka p³ytek na pod³odze wybrzuszy³o siê nagle.Ze szczelin wyp³yn¹³ gêsty szary opar.- Rampa powinna byæ gdzieœ na koñcu korytarza - stwierdzi³a Ludmi³a.- Idziemy.Arthur spojrza³ w dó³, na mg³ê œciel¹c¹ siê pod nogami.- Ciekawe, jak mo¿na to zrobiæ - powiedzia³.- Strasznie trudno jest znaleŸæ coœ, co robi takie rzeczy.Próbowaliœmy, wiecie, bo chcieliœmy, ¿eby nasza krypta by³a bardziej.kryptyczna, ale tylko zadymi³o j¹ ca³¹ i kotary siê zapali³y.- ChodŸ, Arthurze.Idziemy.- Chyba nie narobiliœmy wielkich szkód? Mo¿e powinniœmy zostawiæ wiadomoœæ.* Podczas ³adowania drucianych wózków tradycyjnie na dnie uk³ada siê towary najbardziej kruche.219ŒWIAT DYSKU- Tak - mrukn¹³ ironicznie Reg.-Jeœli koniecznie chcesz, mogê napisaæ coœ na œcianie.Chwyci³ za uchwyt wózek-robotnika i z niejak¹ satysfakcj¹ uderzy³ nim o filar tak mocno, ¿e odpad³y kó³ka.Windle obserwowa³, jak cz³onkowie klubu Od Nowa odchodz¹ najbli¿szym korytarzem, popychaj¹c przed sob¹ spory asortyment zdoby³ych okazyjnie magów.- No tak - powiedzia³.- Prosta sprawa.Tyle tylko mieliœmy zrobiæ.Trudno w tym dostrzec jakiœ dramat.Spróbowa³ ruszyæ za nimi i znieruchomia³.Ró¿owe rurki przeciska³y siê przez posadzkê i zd¹¿y³y ju¿ mocno oplataæ mu nogi.Kolejne p³ytki pod³ogowe wylatywa³y w powietrze.Schody rozpada³y siê, ods³aniaj¹c ciemn¹, ¿³obkowan¹, a przede wszystkim ¿yw¹ tkankê, która je porusza³a.Œciany pulsowa³y i wygina³y siê do wnêtrza, marmur pêka³, ukazuj¹c pod spodem czerwon¹ i ró¿ow¹ masê.Oczywiœcie, myœla³a niewielka, spokojna czêœæ umys³u Windle'a, nic z tego nie jest naprawdê prawdziwe.To tylko metafora, tyle ¿e w tej chwili metafory s¹ niczym œwieczki w fabryce sztucznych ogni.A skoro ju¿ o tym mowa, to jak¹ w³aœciwie istot¹ jest królowa? Jak królowa pszczó³, tylko ¿e równoczeœnie jest ulem.Jak chruœcik, o ile dobrze pamiêtam nazwê, który buduje sobie skorupê z od³amków kamieni i innych œmieci, ¿eby siê w niej ukryæ.Albo naudlus, który dok³ada kawa³ki do skorupy, kiedy roœnie.A s¹dz¹c po tym, jak rw¹ siê pod³ogi, jest te¿ ca³kiem podobna do bardzo z³ej rozgwiazdy.Jak miasta broni¹ siê przed czymœ takim? Ciekawe.Zwierzêta zwykle wykszta³caj¹ sobie jakieœ metody obrony przed drapie¿nikami.Trucizny, ¿¹d³a, kolce i ró¿ne takie.Tu i teraz to pewnie jestem ja.Stary kolczasty Windle Poons.Mogê przynajmniej siê postaraæ, ¿eby inni wyszli z tego ca³o.Dajmy jej znaæ, ¿e tu jestem.Pochyli³ siê, obur¹cz chwyci³ k³¹b pulsuj¹cych rurek i szarpn¹³ mocno.Wrzask wœciek³oœci królowej by³ s³yszalny a¿ na uniwersytecie.220KOSIARZBurzowe chmury pêdzi³y nad wzgórze i k³êbi³y siê w potê¿nej, szybko rosn¹cej w górê masie.Gdzieœ wewn¹trz trzasn¹³ piorun.ZA DU¯O JEST ¯YCIA DOOKO£A, powiedzia³ Œmieræ.NIE ¯EBYM SIÊ SKAR¯Y£.GDZIE DZIECKO?- Po³o¿y³am j¹ do ³Ã³¿ka.Teraz œpi.Ale to zwyczajny sen.B³yskawica uderzy³a we wzgórze.Hukn¹³ grom, a potem z daleka dobieg³o stukanie i zgrzyty.Œmieræ westchn¹³.AHA.ZNOWU DRAMAT.Obszed³ stodo³ê, ¿eby mieæ lepszy widok na ciemne pola.Panna Flitworth nastêpowa³a mu na piêty i u¿ywa³a jak tarczy przeciwko groŸnym zjawiskom, jakie mog³y tam czekaæ.B³êkitny poblask skrzy³ siê za odleg³ym ¿ywop³otem.Przesuwa³ siê.- Co to jest?TO BY£ KOMBINATOR ¯NIWNY.- By³? A czym jest teraz?¯A£OSNYM OFERM¥.Kombinator przejecha³ przez wilgotne pola; ramiona wirowa³y, dŸwignie porusza³y siê w b³êkitnym nimbie.Dyszle dla konia macha³y bezu¿ytecznie w powietrzu.-Jak mo¿e jeŸdziæ bez konia? Wczoraj mia³ konia!NIE POTRZEBUJE GO.Obejrza³ siê na szarych widzów.Na podwórzu sta³y ich ju¿ ca³e szeregi.- Pimpuœ jest osiod³any.JedŸmy! NIE.Kombinator ¯niwny przyspiesza³.Ciach-ciach wiruj¹cych ostrzy zmieni³o siê w ci¹g³y œwist.-Jest z³y, bo ukrad³eœ mu plandekê?NIE TYLKO TO MU UKRAD£EM.Œmieræ uœmiechn¹³ siê do widzów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]