[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przecież ja kiedyś lubiłem śnieg, powiedział Ruth, jak gdybyzachęcając siebie do zaakceptowania tego, że tu wrócił. Wilth zatrąbił ze wzgórz ogniowych w zdumionym powitaniu.Połowa jaszczurek ognistych z Warowni pojawiła się nagle w powietrzu wokół nich,pozdrawiając ich ochryple i wybuchając trajkotliwymi skargami. - Nie zostaniemy tu długo, mój przyjacielu - zapewnił JaxomRutha i zadygotał od wilgotnego chłodu przenikającego nawet przez skórzanyrynsztunek do lotów. Ruth akurat lądował na dziedzińcu, kiedy otworzyły się drzwi doWielkiej Sali.Lytol, Brand i Finder wypadli na schody. - Czy coś się stało, Jaxomie? - zawołał Lytol. - Nic, Lytolu, nic.Czy można by rozpalić ogień w mojejkwaterze? Ruth odczuwa różnicę nawet przez swoją smoczą skórę! - Tak, tak - powiedział Brand, biegnąc kłusem przez dziedziniecw kierunku kuchni, porykując na służących, żeby Przynieśli węgiel i żar, podczasgdy Lytol i Finder pośpiesznie wprowadzali Jaxoma po schodach.Ruth posłusznieposzedł za zarządcą. - Przeziębisz się, jak będziesz tak zmieniał klimat - mówiłLytol.- Czemu się z nami nie skontaktowałeś? Co cię sprowadza z powrotem? - Czy to nie czas, żebym wrócił? - zapytał Jaxom, wielkimikrokami podchodząc do buzującego na kominku ognia i zdejmując rękawice, żebyogrzać od płomieni ręce.Potem wybuchnął śmiechem, kiedy podeszli do niegopozostali mężczyźni.- Tak, to było przy tym kominku. - Co? Przy tym kominku? - zapytał Lytol, nalewając swojemupodopiecznemu wina. - Dziś rano, w gorącym słońcu na płaskowyżu, kiedyrozkopywaliśmy jeden z kopców, które starożytni zostawili, żebyśmy mieli sobienad czym łamać głowy, Lessa powiedziała mi, że akurat wymiatała popiół z tegokominka, kiedy mój przez nikogo nie opłakiwany ojciec Fax wprowadzał moją matkęGemmę do tej Warowni! - Uniósł czarkę w toaście na cześć matki, której nigdy nieznał. - Co ci pośrednio przypomniało, że teraz ty jesteś LordemRuathy? - zapytał Lytol, a kącik jego ust lekko się uniósł do góry.Jego oczy,które kiedyś wydawały się Jaxomowi takie bez wyrazu, zabłysły w świetle ognia. - Tak, i uświadomiłem sobie, gdzie człowiek o takich jak tyzdolnościach, Lordzie Lytolu, mógłby się teraz jeszcze bardziej przydać. - Och, powiedz mi coś więcej - powiedział Lytol gestemwskazując na ciężkie, rzeźbione krzesło, które ustawiono przy ogniu. - Nie będę ci przecież zabierał twojego miejsca - uprzejmiepowiedział Jaxom zauważając, że na poduszkach widać jeszcze świeźe wgniecenia. - Podejrzewam, że masz zamiar zabrać coś więcej niż to, LordzieJaxomie. - Nie bez należnej ci kurtuazji - powiedział Jaxom,przyciągając do krzesła mały podnóżek na swój własny użytek.A w zamian oferujęproblem, który jest wyzwaniem.- Z ulgą przyjął spokojną reakcję Lytola.-Panie, czy jestem gotów teraz, żeby zostać Lordem Ruathy? - Czy zostałeś dostatecznie przeszkolony, masz na myśli? - To również, ale chodziło mi o to, że pewne okolicznościpowodowały, że roztropniej było pozostawić Ruathę w twoich rękach. - A, tak. Jaxom bacznie przyglądał się Lytolowi, czy w jego odpowiedzinie dostrzeże jakiejś powściągliwości. - Okoliczności zmieniły się przez ostatnie dwa Obroty Lytolniemalże się roześmiał - i miałeś w tym swój wielki udział.- Ja? Och, chodzi otę nieszczęsną chorobę.Tak więc nie ma teraz przeszkód, żeby zatwierdzono mniejako Lorda Warowni? - Nie widzę żadnych przeszkód. Jaxom usłyszał, jak harfiarz cicho wciągnął powietrze, ale samze skupieniem przyglądał się Lytolowi. - W takim razie - Lytol niemalże się uśmiechnął - czy mogę siędowiedzieć, co cię skłoniło do tego kroku? Przecież chyba nie świadomość, żenapięcia na Północy zelżały? A może to ta ładna dziewczyna? Sharra, czy tak jejna imię? Jaxom roześmiał się. - Ona jest w dużej mierze przyczyną mojego pośpiechupowiedział, lekko podkreślając to ostatnie słowo, a następnie kątem okadostrzegając szeroki uśmiech Findera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]