[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobno robili rzeczy absurdalne, zachowywali siê jak uczniowie na wakacjach: budowali œnie¿ne twierdze, urz¹dzali bitwy na œnie¿ki, tworzyli œnie¿ne rzeŸby."Mo¿e powinienem przyznaæ nagrodê za najlepsz¹ rzeŸbê? Albo urz¹dziæ zimowy festiwal? To chyba niez³y pomys³! Da³bym ludziom zajêcie, które nie ma nic wspólnego z obowi¹zkami!" Postanowi³ dowiedzieæ siê, jak siê œwiêtuje w tych stronach; móg³by po³¹czyæ wysi³ek miasta i garnizonu, zachêciæ do przyjacielskiej rywalizacji."Wyœcigi na ³y¿wach, na sankach, zawody w strzelaniu z ³uku - a mo¿e uda³oby siê zast¹piæ pi³kê œnie¿k¹?"Ktoœ ju¿ tu by³ i odgarn¹³ œnieg.Promienie s³oñca stopi³y resztê, pozostawiaj¹c kamienne p³yty pod³ogi, które Tremane czu³ pod butami z owczej skóry.Komendant podszed³ do muru i spojrza³ w dó³.Poni¿ej widzia³ czêœæ budynku, kilka baraków, a za nimi mury.Na murach, w równych odleg³oœciach, sta³y stra¿e - nie przypomina³y nieruchomych figur, gdy¿ Tremane w swych rozkazach pozwoli³ ludziom poruszaæ siê dla rozgrzewki i rozmawiaæ, byle zachowywali odleg³oœæ i nie tworzyli grup.Niektórzy przestêpowali z nogi na nogê, inni przechylali siê przez mur i rozmawiali, jeden nawet rzuca³ œnie¿nymi pociskami, podczas gdy dwóch stoj¹cych po obu stronach przygl¹da³o mu siê.Zapewne zastanawiali siê, jak daleko rzuci.Nie by³o widaæ potworów, chocia¿ widziano œlady na œniegu; teraz magowie usi³owali dojœæ, do jakiego stworzenia nale¿a³y owe œlady.Tremane ¿yczy³ czarodziejom powodzenia, gdy¿ s¹dz¹c po paj¹kopodobnej istocie, nie mo¿na by³o przewidzieæ, w co mog³y siê zmieniæ zwierzêta."Wolê nie wyobra¿aæ sobie jakiejœ nornicy, która trzy razy dziennie zjada tyle, ile wa¿y, zmienionej w istotê wielkoœci konia!"Obróci³ siê nieco i spojrza³ na Shonar, który le¿a³ poni¿ej wie¿y.Wed³ug norm Imperium nie by³o to du¿e miasto, w dodatku z tej odleg³oœci widaæ by³o oznaki upadku: opuszczone domy bez dachu lub z przegni³¹ strzech¹, zwalone warsztaty i sk³ady.By³o ich du¿o, wiêcej, ni¿ przypuszcza³ i na pewno wiêcej, ni¿ przyznawa³a rada miejska.Gdyby Ancar nie zosta³ zabity, za kilka lat ca³kowicie spustoszy³by kraj, zabieraj¹c zdolnych do walki i zostawiaj¹c ludzi, którzy nie zdo³aliby utrzymaæ miast, domów, warsztatów i sklepów."By³ szalony.Nie ma w¹tpliwoœci."Przez krótk¹ chwilê Tremane czu³ irracjonalny gniew, który jednak szybko min¹³, gdy¿ w³aœciwie nie mia³ sensu.Ancar by³ martwy - martwy jak zesz³oroczna trawa.Wa¿ne by³o to: puste i pozostawione samym sobie budynki, które mo¿na by³o wykorzystaæ.Zrobi tak, kiedy ludzie skoñcz¹ baraki: wyœle ich do miasta, by odnawiali i naprawiali domy, sklepy i warsztaty.Stan¹ siê one w³asnoœci¹ Imperium, a on bêdzie mia³ kwatery dla ma³¿eñstw oraz warsztaty dla tych, którzy zechc¹ odejœæ z armii.Zadowolony z pomys³u znów siê odwróci³ i spojrza³ na kolejne baraki oraz pustkowie za murami.Ludzie æwiczyli na terenie oczyszczonym ze œniegu; stra¿e na murach robi³y to samo, co poprzednie, jedynie dwóch ludzi urz¹dzi³o sobie zawody w strzelaniu œnie¿kami z procy."To dobry pomys³ na konkurencjê na zimowe œwiêto.Strzelanie do celu z procy! Na pewno nie bêdzie w¹tpliwoœci, gdzie uderzy³a œnie¿ka!"Ale kiedy podniós³ wzrok ponad mury i spojrza³ w dal, poczu³ zaskoczenie.W kierunku, w którym spogl¹da³, nie by³o gór, wiêc czym by³a ciemna linia na horyzoncie? Wyj¹tkowo wysokim lasem? Ale to tak daleko!Chwilê potem zerwa³ siê wiatr, a ciemna, d³uga linia przysunê³a siê bli¿ej - wtedy Tremane rozpozna³, co to jest.Olbrzymie chmury, ciemne i ciê¿kie od œniegu, pêdzi³y z wiatrem wiej¹cym prosto w twarz.Stary zaklinacz pogody mia³ racjê!Zanim komendant zdo³a³ ostrzec stra¿e stoj¹ce na murze od strony wiatru, wojownicy zareagowali na nag³y podmuch, rzucaj¹c swoje gry i przerywaj¹c rozmowy.Zauwa¿enie chmur zajê³o im wiêcej czasu, gdy¿ Tremane sta³ w miejscu o lepszej widocznoœci, ale kiedy tylko je dostrzegli, zaczêli siê zastanawiaæ.- Czy to burza?- Chyba tak!Okrzyki wzd³u¿ muru szybko potwierdzi³y przypuszczenia Tremane'a.Jeden ze stra¿ników przy³o¿y³ do ust róg alarmowy i zatr¹bi³.Trzy d³ugie, równe sygna³y i pauza, powtarzane tak d³ugo, jak d³ugo starczy³o tchu - by³ to umówiony znak og³aszaj¹cy nadejœcie burzy.Ostrzeganie przed burz¹ mog³o wydawaæ siê przesadn¹ ostro¿noœci¹, ale Tremane nie chcia³ niepotrzebnego ryzyka.S³ysza³ o straszliwych zawiejach zdarzaj¹cych siê na pó³nocy, kiedy ludzie b³¹dzili w œniegu i zamarzali o kilkanaœcie kroków od w³asnego domu.Jeœli poza murami znajdowali siê ludzie - zbieraj¹cy cokolwiek lub bêd¹cy na polowaniu - Tremane chcia³ daæ im znaæ, ¿e zbli¿a siê niebezpieczeñstwo, by zd¹¿yli wróciæ.Inni stra¿nicy na murach podjêli has³o, rozsy³aj¹c je ponad pokrytymi œniegiem polami i poprzez las.Æwicz¹cy musztrê zatrzymali siê na dŸwiêkowy rozkaz; chwilê póŸniej oficer dy¿urny podzieli³ ich na tyle grup, ile by³o baraków, po czym rozes³a³ ich po cegie³ki opa³u z nawozu i torfu oraz drewno, by u³o¿yæ je obok ka¿dego baraku.Tremane widzia³ pod sob¹ mniejsze grupy, maszeruj¹ce, by wykonaæ zadania przydzielone przez innych oficerów.Nie musia³ nawet wysy³aæ ludzi na miasto, by œci¹gn¹æ tych, którzy mieli akurat przepustki - wojownicy wracali po trzech i czterech, pewni, ¿e czas, o który skrócono im przepustkê, odzyskaj¹ potem.Wszystko dzia³a³o jak w dobrze nakrêconym zegarku.Tremane dziwi³ siê."Nie jest tak, jak przewidywa³em; rozumiej¹, dlaczego wyda³em takie rozkazy, i wspó³pracuj¹ ze mn¹.Jeœli naprawdê nadchodzi groŸna zawieja, chcê, by wszyscy zgromadzili siê w obozie pod opiek¹ oficerów, którzy mog¹ sprawdziæ, kogo brakuje, a wtedy wyœlemy grupy poszukiwawcze."Có¿, on te¿ powinien wracaæ do biurka, by oficerowie wiedzieli, gdzie jest! Chmury wype³ni³y ju¿ po³owê nieba na pó³nocy; teraz nawet ludzie wewn¹trz murów mogli je dostrzec.W miarê zbli¿ania siê, chmury nie stawa³y siê l¿ejsze, wrêcz przeciwnie - wiatr równie¿ siê wzmaga³.Wyczuwa³o siê w nim lekk¹ wilgoæ, przypominaj¹c¹ nieco - choæ nie ca³kowicie - zapach deszczu.Czy to b³yskawica? Tremane przystan¹³ na chwilê i spojrza³ zafascynowany.Tak - to b³yskawica! S³ysza³ o ciê¿kich zawiejach po³¹czonych z b³yskawicami, ale teraz widzia³ je po raz pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]