[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod œcian¹ sta³a szafka z zamkniêtymi na g³ucho drzwiczkami, w niej M¹dra Kobieta gromadzi³a naczynia z zio³ami, rozmaitymi p³ynami i proszkami u¿ywanymi do rzucania czarów.Nie, to by³oby miejsce zbyt widoczne.W szafce w pobli¿u drzwi trzyma³a runiczne zwoje, których nigdy nie pozwala³a mi dotykaæ.Czy pas móg³ byæ we wnêtrzu któregoœ z nich? Jeœli tak, to móg³ z identycznym skutkiem znajdowaæ siê na ksiê¿ycu!Krêci³em siê w kó³ko wewn¹trz gwiazdy, a zniecierpliwienie smaga³o mnie jak bicz i szarpa³o wnêtrznoœci niczym dotkliwy g³Ã³d.Mimo up³ywu czasu œwiece tylko trochê siê skróci³y.Zanim wosk siê stopi, up³ynie wiele godzin.Zatêch³a woñ zió³ wisia³a w powietrzu, odczuwa³em lekki ból g³owy i ogarnia³o mnie coraz wiêksze przygnêbienie.Ursilla na pewno dopnie swego.¯eby osi¹gn¹æ sukces, z³o¿y³aby w ofierze nawet mnie.Jeœliby zdo³a³a.O tym,jak mieszkañcy Gwiezdnej Wie¿y Zainteresowali siê moim losemNie wiem, w jakim momencie zorientowa³em siê, ¿e przygnêbienie jest moim wrogiem.Mo¿e w czasie, gdy szuka³em si³ niezbêdnych do zmiany postaci i je wypróbowywa³em, przebudzi³em jak¹œ uœpion¹ od dawna cz¹stkê mózgu?Takie pró¿ne rozwa¿ania do niczego nie prowadzi³y.Kethan przej¹³ kontrolê nad moj¹ podwójn¹ natur¹.Pokona³em niecierpliwoœæ lamparta i wyci¹gn¹³em siê obok o³tarza.Ktokolwiek by mnie szpiegowa³, powinien myœleæ, ¿e pogodzi³em siê z przeznaczeniem i uleg³em losowi zgotowanemu mi przez Ursillê.I bardzo by siê pomyli³.Po prostu bada³em nadal otoczenie, tylko inaczej.Najpierw przyjrza³em siê œwiecom pal¹cym siê na koñcach ramion gwiazdy.Doszed³em do wniosku, ¿e w jakiœ sposób kontrolowa³y barierê, która149trzyma³a mnie wewn¹trz rysunku.By³y pomarañczowo-czerwone.Mieszanina tych kolorów wi¹za³a siê z si³¹ fizyczn¹ i wiar¹ w siebie.Tak, M¹dra Kobieta wykorzystywa³a teraz Magiê Barw!Co mog³em im przeciwstawiæ? Nigdy przed zmian¹ postaci nie interesowa³em siê magi¹ ani moc¹.Postanowi³em teraz to nadrobiæ.Mimo ¿e Ursilla starannie wyselekcjonowa³a Kroniki, które pozwoli³a mi przeczytaæ, wiele zawartych w nich opowieœci omawia³o szczegó³owo bohaterskie czyny mieszkañców Arvonu, kiedy to toczono boje z si³ami nie maj¹cymi nic wspólnego z uzbrojeniem czy liczebnoœci¹ wojsk.Ponownie przywo³a³em obraz swej pamiêci jako biblioteki ze zwojami runicznymi, z takim trudem zbudowany za pierwszym razem.Teraz skonstruowa³em go szybko i realistycznie.Nie szuka³em bowiem czegoœ nieznanego.By³em niemal pewny, gdzie znajdowa³ siê materia³, który chcia³em przejrzeæ.Czy czerwieni cia³a przeciwstawia siê ¿Ã³³æ umys³u? Nie, nie tego szukam, ¯Ã³³ta Magia stosuje logikê, której nie znam.Wiêc có¿ takiego jest przeciwieñstwem taumaturgii - nauka? Teurgia *, która dotyczy uczuæ, wiary i przes¹dów? Zatem.b³êkit!A co stawi³oby czo³o pomarañczowemu odcieniowi pewnoœci siebie, g³êbokiemu zaufaniu we w³asne moce? Moje poszukiwania trwa³y.W naturalnym œwiecie cz³owiek tworzy wszystko na swój obraz i podobieñstwo.A mo¿e nie? Ten, kto stwarza piêkno, robi to z pokor¹, wiedz¹c, i¿ jest tylko narzêdziem, nie zaœ prawdziwym stwórc¹.Mo¿na wypieœciæ piêkno i kochaæ je.Lecz rezultat tych wysi³ków nigdy nie jest taki wspania³y, jaki wydawa³ siê przed urzeczywistnieniem.Wobec tego twórca jest zawsze poszukiwaczem, nigdy zaœ* taumaturgia, teurgia - ró¿ne dziedziny okultyzmu (przyp.t³um.).pe³nym samozadowolenia adeptem, który osi¹gn¹³ doskona³oœæ wszystkiego.Tych poszukiwañ, zwi¹zanych ze wszystkim, co wyrasta z ziemi, dotyczy³a Zielona Magia.B³êkit i zieleñ!Jeœli to jest w³aœciwa odpowiedŸ, to jak teraz zastosowaæ j¹ w praktyce? Zaraz.Ju¿ gdzieœ, kiedyœ widzia³em te kolory i by³y one wyznacznikiem mocy!Obraz siê zmieni³.Znów kuli³em siê na skraju ogrodowej dró¿ki przy Gwiezdnej Wie¿y, poprzez wonn¹ gêstwê zió³ spogl¹da³em na jej wysokie niebieskozielone mury.Tajemnica by³a ukryta w³aœnie tam, a ja nie mia³em do niej dostêpu!Tak bardzo pragn¹³em poznaæ ów sekret, ¿e zatrzyma³em w myœlach obraz Wie¿y.Wyobrazi³em sobie, ¿e idê tamt¹ dró¿k¹ i wchodzê do znajomej komnaty.Zacz¹³em teraz konstruowaæ jej wizjê.Wygl¹da³a tak i tak.Nie mog³em uczyniæ obrazu wyraŸnym.Falowa³ jak powierzchnia wody, gdy œlizgaj¹ siê po niej wodne muchy.Ta komnata.ona by³a w³aœnie taka.! W³o¿y³em ca³¹ si³ê woli w ten jeden wysi³ek wyobraŸni.Daremnie.To nie by³a ta komnata, któr¹ zna³em.Wszystko by³o inne, ni¿ zapamiêta³em.Nie zobaczy³em tam ³o¿a.Na œcianach wisia³y girlandy b³yszcz¹cych dysków mrugaj¹cych jakimœ wewnêtrznym œwiat³em.Trzy osoby sta³y w œrodku krêgu utworzonego z nanizanych na ³añcuch takich samych dysków.Liniê krêgu rozrywa³y w piêciu miejscach wysokie srebrne œwieczniki z zielonymi œwiecami.Ich p³omienie by³y niebieskozielone, tak jak mury Wie¿y.Pocz¹tkowo postacie wewn¹trz krêgu by³y zamglone i niewyraŸne.Spojrza³em na p³omienie œwiec, potem znów na ludzi.Dopiero teraz ich zobaczy³em.By³o to tak, jakby rozerwa³a siê jakaœ dziel¹ca nas kurtyna lub zas³ona.Ksiê¿ycowa Panna! To ona najpierw przyci¹gnê³a moj¹ uwagê.Znowu nosi³a spódnicê z ksiê¿ycowych dyskówi wisior w kszta³cie ksiê¿yca w nowiu.Jej cia³o by³o równie bia³e jak linia krêgu, w którym sta³a.W rêku trzyma³a srebrny prêt opleciony ksiê¿ycowymi kwiatami, które zbiera³a, gdy po raz pierwszy j¹ zobaczy³em.Obok niej sta³ nieznajomy, który przedtem mia³ postaæ œnie¿nego kota.Jego ogorza³e cia³o by³o obna¿one do pasa.Trzyma³ w rêkach nagi miecz oparty czubkiem o pod³ogê.Po brzeszczocie przebiega³y ma³ymi falami stalowoniebieskie blaski.Trzeci¹ osob¹ by³a kobieta, która najpierw odmówi³a mi wstêpu do Gwiezdnej Wie¿y, a potem opatrzy³a mi rany.Nie nosi³a teraz mêskiego stroju, lecz zielon¹ sukniê nowicjuszki, przepasan¹ œwie¿ym pêdem winnej latoroœli.Takie same pêdy z wci¹¿ zielonymi liœæmi wplot³a w warkocze spadaj¹ce jej na plecy.Wzrok tych trojga kierowa³ siê do centrum krêgu.Podobnie znana mi ró¿d¿ka z listkiem na czubku w rêce kobiety, której usta siê porusza³y.Pomyœla³em, ¿e œpiewa jakiœ czar lub przyzywa³a tê cz¹stkê Mocy, któr¹ w³ada.Poczu³em naraz przemo¿n¹ potrzebê powiadomienia ich o swoim istnieniu, gdy¿ czu³em siê tak, jakbym sta³ w tym samym pokoju, wyrzucony na zewn¹trz ich czarodziejskiego krêgu.Zawo³a³em wiêc.- Spójrzcie na mnie! Jestem tutaj!Ksiê¿ycowa Czarodziejka poruszy³a g³ow¹, widocznie us³yszawszy mój niemy krzyk.Zobaczy³em, ¿e mówi, ale nie us³ysza³em jej s³Ã³w, nie zabrzmia³y mi te¿ w myœlach tak jak mowa œnie¿nego kota.Jej towarzysze spojrzeli w moj¹ stronê.Na twarzy kobiety odmalowa³o siê zdumienie, a mê¿czyzna uniós³ nieco miecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]