[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jasne.Rozumiem, o co panu chodzi.- Ale to dobry ksi¹dz, nieco staroœwiecki, wiesz, tradycyjny.Lubiê go.To on ochrzci³ Emilia.On uczestniczy³ w pogrzebie mojej córki.Woda w ekspresie zaczê³a kipieæ.Martin wyj¹³ dwa porcelanowe kubki i postawi³ je na stole.W tej samej chwili w otwartych drzwiach, za plecami pana Capelli, stan¹³ Boofuls.Martin nie potrafi³ okreœliæ wyrazu jego twarzy.Równie dobrze móg³ byæ znudzony, z³y czy rozbawiony.Jego maleñkie oczka lœni³y b³êkitem, jakby zdolne by³y ci¹æ metal.- Niektórzy m³odzi ksiê¿a wydaj¹ siê czerpaæ przyjemnoœæ z podwa¿ania starego porz¹dku.Rozumiesz, co chcê przez to powiedzieæ? Pytaj¹, czemu ksi¹dz nie mia³by siê o¿eniæ? Dlaczego ludzie nie mogliby stosowaæ œrodków antykoncepcyjnych? Czemu w³aœciwie maj¹ wyg³aszaæ msze po ³acinie?Gospodarz przeniós³ spojrzenie na twarz Martina.- Hej! Co ci jest? Wygl¹dasz, jakby w³aœnie ci siê przypomnia³o, ¿e wczoraj by³y urodziny twojej matki.Powoli, marszcz¹c brwi, pan Capelli obróci³ siê na krzeœle w stronê drzwi i zobaczy³ Boofulsa, który sta³ tam w milczeniu.Jego twarz mia³a ów niesamowity wyraz, nie bêd¹cy uœmiechem ani grymasem, lecz czystym, absolutnym triumfem.Przez jedn¹, nie koñcz¹c¹ siê sekundê pan Capelli zamar³, po czym krzykn¹³: - Aaa! - przera¿onym g³osem i zeskoczy³ z taboretu, który z hukiem run¹³ na pod³ogê.Gospodarz opar³ siê plecami o kuchenne szafki i sta³ tak, z uniesionymi rêkami, wstrz¹œniêty i oszo³omiony do tego stopnia, ¿e nawet siê nie prze¿egna³.Kiedy wreszcie zdo³a³ wykrztusiæ kilka desperackich, nosowych s³Ã³w, jego w³oski akcent sta³ siê tak silny, ¿e Martinowi ledwie uda³o siê go zrozumieæ.- Ktotto? Ktotto?! Nie mów mi, Martin, nie mów mi!Boofuls nadal milcza³.Pan Capelli cofa³ siê, nie odrywaj¹c pleców od œciany, a¿ do najdalszego k¹ta kuchni.Tam przystan¹³, wpatruj¹c siê w ch³opca przera¿onym wzrokiem.- To Boofuls - powiedzia³ Martin.- Wyszed³ z lustra.- On mi mówi: „Wyszed³ z lustra”.Dobry Bo¿e ze wszystkimi niebieskimi zastêpami! Bo¿e!Martin po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu.- Mia³em nadziejê, ¿e tu nie przyjdzie.Nie chcia³em pana przestraszyæ.- On nie chcia³ mnie przestraszyæ! - powtórzy³ pan Capelli.Boofuls ruszy³ naprzód, wyci¹gaj¹c do niego rêkê.- Nie musi siê pan baæ.Nie ma ¿adnego powodu do lêku.Pan Capelli prze¿egna³ siê piêæ razy pod rz¹d, gestykuluj¹c gwa³townie.- Ty nie ¿yjesz! Trzymaj siê z dala ode mnie!Ch³opiec uœmiechn¹³ siê ³agodnie.- Czy wygl¹dam na martwego?Gospodarz trz¹s³ siê ca³y:- Nie dotykaj mnie! OdejdŸ ode mnie! Ty nie ¿yjesz!Martin jednak podszed³ do niego i po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu.- Panie Capelli, wed³ug wszystkiego, co wiemy, on powinien byæ martwy.Ale nie jest.Sam pan widzi, ¿e nie jest.I nie s¹dzê, aby mia³ zamiar wyrz¹dziæ nam jak¹œ krzywdê.- Nic nam nie zrobi, co? A gdzie jest Emilio? Emilio wszed³ do lustra, a ten ch³opak z niego wyszed³, czy nie tak?Martin mia³ w³aœnie wyjaœniæ, ¿e owszem, istnieje taka mo¿liwoœæ, ale Boofuls z pewnoœci¹ pomo¿e im odzyskaæ Emilia.Boofuls jednak ubieg³ go.- Ma pan ca³kowit¹ racjê, proszê pana.Emilio jest w lustrze.Poszed³ pobawiæ siê z moimi kolegami.Tego ju¿ by³o dla pana Capelli za wiele.Jego twarz posinia³a i Martin musia³ podsun¹æ mu krzes³o, aby nie upad³.Opad³ na nie, przyciskaj¹c d³oñ do klatki piersiowej, oddychaj¹c g³êboko.Ch³opiec sta³ obok niego.Nadal siê uœmiecha³.- Emilio jest zupe³nie bezpieczny, proszê pana - oznajmi³.- Bezpieczny? - odpar³ dysz¹c gospodarz.- Kogo to obchodzi? Chcê, ¿eby wróci³.- Wróci.Sprowadzê go z powrotem.- To na co czekasz? Dalej, ruszaj! - za¿¹da³ pan Capelli.Boofuls potrz¹sn¹³ swoj¹ œliczn¹ g³Ã³wk¹.- Wszystko w swoim czasie, proszê pana.Wszystko w swoim czasie.Pan Capelli próbowa³ zerwaæ siê na nogi i Martin musia³ chwyciæ go za ramiona i si³¹ posadziæ z powrotem.- Co to ma znaczyæ: „wszystko w swoim czasie”? IdŸ tam w tej chwili i przyprowadŸ tu mojego wnuka, a jak nie bêdzie go tu za piêæ minut, piêæ minut, to tak ci przylejê, jak jeszcze w ¿yciu nie dosta³eœ! I nie obchodzi mnie, czy jesteœ martwy, czy nie! Zrozumia³eœ?Boofuls spojrza³ na niego, zaskoczony, po czym spuœci³ g³owê i ukry³ twarz w d³oniach.- Co ty wyprawiasz? - spyta³ pan Capelli, ale jakby mniej pewnie.- W tej chwili idŸ po Emilia, s³yszysz!Boofuls nadal skrywa³ twarz.Martin ruszy³ w jego stronê, ch³opiec jednak odsun¹³ siê, nie opuszczaj¹c r¹k.Przez moment Martina ogarnê³o niepokoj¹ce przeczucie, ¿e gdyby spróbowa³ oderwaæ te d³onie, ujrza³by nie drobne rysy Boofulsa, lecz z³ocone, sardoniczne oblicze Pana.Zawaha³ siê, spojrza³ na pana Capelli i wzruszy³ ramionami.Nie mia³ pojêcia, co robiæ dalej.I wtedy pan Capelli dostrzeg³ ³zy, sp³ywaj¹ce miêdzy palcami Boofulsa.Ramiona ch³opca dr¿a³y i jasne by³o, ¿e jest g³êboko poruszony.Gospodarz zmarszczy³ brwi i wyci¹gn¹³ ku niemu rêkê.- Pos³uchaj, m³ody cz³owieku.- To Boofuls, panie Capelli - wtr¹ci³ Martin.- Naprawdê.I tak w³aœnie lubi byæ nazywany.Pan Capelli odchrz¹kn¹³.- No có¿, pos³uchaj, Boofuls.Przepraszam, nie chcia³em tak na ciebie krzyczeæ.Ale naprawdê bardzo martwiê siê o Emilia.To lustro wcale mi siê nie podoba i nie chcê, aby siê tam w³Ã³czy³, to nienormalne.Wiesz, co chcê przez to powiedzieæ?D³onie Boofulsa dalej zakrywa³y twarz.Pan Capelli stawa³ siê coraz bardziej zatroskany.Przesun¹³ swe krzes³o nieco bli¿ej ch³opca, który w odpowiedzi cofn¹³ siê o krok.- Pos³uchaj mnie.Jestem dziadkiem.Kocham dzieci.Nie mam pojêcia, sk¹d siê wzi¹³eœ i jak mo¿esz chodziæ i rozmawiaæ z nami, skoro nie ¿yjesz, ale w koñcu nie muszê rozumieæ absolutnie wszystkiego na tym œwiecie, prawda? W koñcu nie rozumiem te¿ podatku od dochodów osobistych - czy dlatego mam byæ z³ym cz³owiekiem? Ale kocham Emilia.On jest dla mnie wszystkim.I nawet jeœli nic mu nie grozi, gdziekolwiek teraz jest, mnie jest potrzebny tutaj.W koñcu Boofuls opuœci³ rêce.Jego twarz by³a mokra od ³ez.Wygl¹da³ przeraŸliwie ¿a³oœnie.- Och, panie Capelli, jestem taki nieszczêœliwy!- Hej, uspokój siê.- Gospodarz wyci¹gn¹³ do niego rêce.Boofuls zawaha³ siê przez moment, po czym podszed³ i przytuli³ siê do niego jak do w³asnego dziadka.- Wiesz, masz racjê.- Pan Capelli zaczyna³ siê uœmiechaæ.- Rzeczywiœcie nie wygl¹dasz na martwego.I z pewnoœci¹ w dotyku nie sprawiasz wra¿enia martwego.Nie wiem, jak to mo¿liwe, ale jesteœ ¿ywym ch³opcem!Martin przygl¹da³ siê temu wszystkiemu z rezerw¹.Niew¹tpliwie Boofuls by³ niezwykle czaruj¹cym dzieckiem, mimo to jednak Martin nie móg³ siê oprzeæ wra¿eniu, które zawsze ogarnia³o go podczas ogl¹dania musicali: ¿e ma przed sob¹ doros³ego mê¿czyznê, przebieg³ego doros³ego, udaj¹cego ma³ego ch³opca.Boofuls by³ odrobinê za sprytny, za bardzo wyrachowany.Ca³a ta scena podbijania serca pana Capelli przypomina³a niemal zrêcznie napisany filmowy kawa³ek, maj¹cy wzruszyæ widowniê do ³ez.„Och, ciociu” - ³ka³ Freddy Bartholomew w Davidzie Copperfieldzie.- „Jestem taki nieszczêœliwy.” A Boofuls u¿y³ tego samego tekstu dok³adnie w taki sam sposób.Ostatnia próba poruszenia serca dziadka.David Copperfield zosta³ zrealizowany w 1935 roku, by³o zatem bardzo prawdopodobne, ¿e Boofuls go widzia³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]