[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PóŸniej zaœ odkupuj¹ akcje z powrotem i znów sprzedaj¹, jak tylko ustabilizuje siê rynek, ponownie zaczynaj¹c ca³y cykl spadkowy od pocz¹tku.A jak pan myœli, co sta³o siê z gospodark¹? Szary cz³owiek te¿ panu nie uwierzy³, ale jest zdania, ¿e na wszelki wypadek lepiej od³o¿yæ na póŸniej zakup nowych mebli.Woli trzymaæ pieni¹dze przy sobie albo ulokowaæ je w ¿ywnoœci i amunicji.Meble mog¹ poczekaæ.Panie profesorze, zdaje pan sobie sprawê, do czego zmierzam? Kiedy minie ca³a histeria, biznesmeni rozpoczn¹ na pana nagonkê.Podnios¹ krzyk, ¿e w interesie ca³ego œwiata le¿y zwalczanie - zechce pan wybaczyæ - szarlatanów przebranych za powa¿nych naukowców, gdy¿ mog¹ zachwiaæ œwiatow¹ gospodark¹, szermuj¹c podejrzanymi hipotezami.Posypi¹ siê na was gromy.Athor s³ucha³ obojêtnie.Piêæ minut dobieg³o ju¿ prawie koñca.- A co pan sugeruje, by opanowaæ sytuacjê?- Co sugerujê? - Teremon uœmiechn¹³ siê szeroko.- Myœla³em o tym, by od jutra dzia³aæ jako pañski nieoficjalny rzecznik prasowy.Chcê przez to powiedzieæ, ¿e móg³bym pokierowaæ opini¹ publiczn¹ - tak jak dotychczas - by napiêcie roz³adowaæ humorem, czasem niezbêdn¹ drwin¹.Wiem, wiem.przyznajê, ¿e bêdzie to przykre, bo wyjdziecie na idiotów.Ale jeœli spowodujê, ¿e ludzie zaczn¹ siê z was œmiaæ, z³oœæ pójdzie w niepamiêæ.W zamian proszê jedynie o wy³¹czne prawo do relacjonowania dzisiejszych wydarzeñ w obserwatorium.Athor milcza³.- Panie profesorze! - wybuchn¹³ Biney.- Warto siê nad tym zastanowiæ.Braliœmy pod uwagê wszystkie mo¿liwoœci prócz szansy, mo¿e jednej na milion, mo¿e jednej na miliard, ¿e do naszej teorii czy obliczeñ wkrad³ siê b³¹d.A jeœli tak jest w istocie.170Zgrupowani wokó³ astronomowie zareagowali pomrukiem, który zda³ siê Athorowi pomrukiem zgody.Bogowie, czy¿by odwraca³ siê od niego ca³y wydzia³? Dyrektor obserwatorium skrzywi³ siê jak ktoœ, kto czuje w ustach przykr¹ gorycz i nie mo¿e siê jej pozbyæ.- Pozwoliæ panu na pozostanie z nami po to tylko, by móg³ pan nas bardziej oœmieszyæ? Widocznie uwa¿a pan, m³ody cz³owieku, ¿e wkroczy³em ju¿ w wiek starczy!- Wyjaœni³em, ¿e moja obecnoœæ w obserwatorium nic nie zmieni - odpar³ Teremon.- Jeœli zaæmienie nast¹pi, jeœli istotnie nadejdzie Ciemnoœæ, to z mojej strony mo¿e siê pan spodziewaæ jedynie najwy¿szego szacunku i chêci pomocy, w razie gdyby sprawy przyjê³y z³y obrót.A jeœli mimo wszystko nic siê nadzwyczajnego nie zdarzy, jestem gotów zaoferowaæ swe us³ugi w nadziei ochrony pana, panie profesorze, przed gniewem ludzi, którzy.Przerwa³ mu kobiecy g³os.- Niech mu pan pozwoli zostaæ, panie profesorze.Athor rozejrza³ siê.Nie zauwa¿ona przez niego do pokoju wesz³a Siferra.- Przepraszam, ¿e siê spóŸni³am.W ostatniej chwili mieliœmy na Wydziale Archeologii pewien k³opot, który by³ przyczyn¹ ma³ego zamieszania, i.- wymieni³a z Te-remonem przelotne spojrzenie, po czym dokoñczy³a, zwracaj¹c siê do Athora: - Niech pan siê nie gniewa, panie profesorze.Wiem, jak bezlitoœnie z nas szydzi³.Poprosi³am go jednak, aby tu dziœ wieczorem przyszed³ i przekona³ siê, ¿e to my mieliœmy racjê.On jest.moim goœciem, panie profesorze.Athor na chwilê przymkn¹³ oczy.Goœæ Siferry! Tego ju¿ by³o za wiele.Czemu by nie zaprosiæ te¿ Folimuna? A mo¿e Mondiora?! Straci³ jednak zapa³ do dalszej dyskusji.Czasu by³o coraz mniej.A ponadto nikt z pozosta³ych nie mia³ nic przeciwko temu, by Teremon by³ tu w czasie zaæmienia.Czy mia³o to jakieœ znaczenie?Czy cokolwiek mia³o teraz znaczenie?- Niech pan zostanie - powiedzia³ Athor z rezygnacj¹.- Ale proszê nie przeszkadzaæ nam w wype³nianiu171obowi¹zków.Zrozumiano? O ile to mo¿liwe, bêdzie siê pan trzyma³ na uboczu.Niech pan równie¿ pamiêta, ¿e jestem odpowiedzialny za wszystko, co siê tu dzieje i, pomimo pañskich opinii wyra¿onych w felietonach, wymagam lojalnej wspó³pracy i pe³nego szacunku.21Siferra podesz³a do Teremona i powiedzia³a cicho:- Nie spodziewa³am siê, ¿e tu dziœ przyjdziesz.- Dlaczego? Zosta³em przecie¿ zaproszony.- Oczywiœcie.By³eœ jednak tak brutalny w kpinach, jakie o nas wypisywa³eœ w tych felietonach - tak barbarzyñski.- Chcia³aœ powiedzieæ nieodpowiedzialny? Zaczerwieni³a siê.- To te¿.Nie wyobra¿a³am sobie, ¿e bêdziesz œmia³ stan¹æ przed Athorem po tych wszystkich okropieñstwach, jakie o nim mówi³eœ.- Nie tylko stan¹³em przed nim.Jeœli siê oka¿e, ¿e jego œmia³e przewidywania by³y trafne, padnê przed nim na kolana i pokornie bêdê b³aga³ o przebaczenie.- A jeœli jego przewidywania nie oka¿¹ siê trafne?- Wtedy bêdê mu potrzebny - powiedzia³ Teremon.- I wam wszystkim.W³aœnie w tym miejscu powinienem byæ dziœ wieczorem.Siferra spojrza³a na dziennikarza ze zdumieniem.Zawsze potrafi³ powiedzieæ coœ zaskakuj¹cego.Nie zdo³a³a go jeszcze rozgryŸæ.Oczywiœcie, czu³a do niego niechêæ - to nie wymaga³o wyjaœnieñ.Wszystko, co by³o z nim zwi¹zane, jego sposób mówienia i ubierania siê, jej zdaniem uderza³y pospolitoœci¹ i brakiem gustu.On sam by³ symbolem nieog³adzonego, brutalnego, odra¿aj¹cego œwiata zza uniwersyteckich murów, którego nie znosi³a.A jednak, a jednak.Teremon potrafi³ wprawiaæ j¹ w mimowolny podziw.By³ twardy, to po pierwsze, nieugiêty w osi¹ganiu celu.172Potrafi³a to doceniæ.By³ bezpoœredni, wrêcz szorstki, stanowi³ jaskrawy kontrast dla fa³szywych, wyrachowanych, ¿¹dnych w³adzy ludzi na uniwersytecie, którzy zewsz¹d j¹ otaczali.By³ te¿ niew¹tpliwie inteligentny, choæ zdecydowa³ siê wykorzystywaæ sw¹ wnikliwoœæ i dociekliwoœæ w pracy na b³ahym, nic nie znacz¹cym polu, jakim bezsprzecznie jest dziennikarstwo.Z szacunkiem odnosi³a siê do jego ogromnej fizycznej energii - by³ wysoki, dobrze zbudowany i najwyraŸniej w znakomitej kondycji.Siferra nigdy nie mia³a uznania dla cherlaków.Bardzo dba³a, by do nich nie nale¿eæ.W³aœciwie zda³a sobie sprawê - choæ by³o to nieprawdopodobne i dla niej bardzo ¿enuj¹ce - ¿e w pewnym sensie j¹ poci¹ga³.Przyci¹ganie siê przeciwieñstw? Tak, tak, to by³o najbardziej trafne wyt³umaczenie.Ale niezupe³nie prawdziwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]