[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzewa mangrowe, poskrêcane w przedziwne kszta³ty, przypomina³y baœniowe smoki.On, cz³owiek, wtargn¹³ na ichterytorium.Zdawa³o mu siê, ¿e siê poruszaj¹.no, przynajmniej jeden z nich.Z³amana ga³¹Ÿ wpad³a z pluskiem do wody.W pó³mroku, panuj¹cym dooko³a, pob³yskiwa³y czerwono potworneoczy.Obrzydliwa, ohydna gêba wysuwa³a siê spomiêdzy mangrowych pni i ga³êzi.Po216chwili ca³y las jakby przesta³ istnieæ wobec wielkoœci stworzenia, które kolebi¹cym krokiem wysz³o z zaroœli.W tym momencie rybak uœwiadomi³ sobie straszliw¹ rzecz.To by³ ten krab, którego Shannon okreœli³ jakoKRÓLOW¥ KRABÓW.To ta samica wyda³a na œwiat setki jaj, z których wyklu³y siê oddzia³y zabójców.Gdybyzdech³a, inna zajê³aby jej miejsce.Królowa by³a tutaj, tylko kilka jardów dzieli³o j¹ od sparali¿owanego Klina.Tonieistotne, czy mia³ przed sob¹ m³od¹ królow¹ czy star¹, która prze¿y³a poprzedni¹ zag³adê.KLIK-KLIK-KLIK.Szczypce podnios³y siê jak dŸwig.Klekot odbi³ siê echem po zagubionej w ciszy wyspie.Potwór znowu siê poruszy³.Tym razem po to, ¿eby wejœæ do wody.Wielka fala, wywo³ana olbrzymim cielskiem, które zsunê³o siê ociê¿ale docuchn¹cego stawu, bryznê³a na Klina.Ta cholerna dziwka sz³a po niego! Najgorsze, ¿e nic, do cholery, nie móg³zrobiæ!Przez mózg, jak b³yskawica, przelecia³y setki myœli.Czegoœ przez u³amek sekundy ¿a³owa³, by zaraz siê wzruszyæ tymczy innym wspomnieniem.Powinien by³ wzi¹æ strzelbê! Ech, co za bzdury! Równie dobrze móg³ zabraæ kuszê albokatapultê do wyrzucania kamieni — pomyœla³.Najbardziej ¿a³owa³ tych dwudziestu tysiêcy funtów, które znalaz³, apotem znowu zakopa³.Nikomu ju¿ siê teraz nie przydadz¹.Strugi potu ciek³y mu po czole i zalewa³y oczy.Nie.to nie strach! To ten upa³! Klin nie ba³ siê.Przecie¿ po to tuprzyjecha³.Wiedzia³, ¿e musi zabiæ tego szatana, który nawiedza³ ca³y czas jego sny.217Krab zbli¿a³ siê.By³ ju¿ na tyle blisko, ¿e móg³ spokojnie siêgn¹æ i zdusiæ w¹t³e, ludzkie ¿ycie.Ale widocznie nieœpieszy³o mu siê.Na paskudnej, pomarszczonej gêbie malowa³o siê coœ wiêcej, ni¿ tylko nienawiœæ i ¿¹dza krwi.Toby³a.ciekawoœæ.Ciekawi³a go ta ludzka istota.Sta³ w pewnej odleg³oœci bez ruchu, jakby siê.ba³?— No, chodŸ, ty wielka, pieprzona dziwko! — wrzasn¹³ Klin.— Na co, do nêdzy, czekasz? No, chodŸ i weŸ mnie!!!Echo odbi³o siê od czarnej œciany mangrowego lasu i powtórzy³o ostatnie wywrzeszczane s³owa bezbarwnie ip³asko: ChodŸ i weŸ mnie.weŸ mnie.mnie.mnie.Czas p³yn¹³.Strumienie potu, p³yn¹ce po ca³ym ciele, zaznacza³y minuty, przera¿one serce wybija³o sekundy.Robi³osiê coraz ciemniej i Klin s³abo widzia³ ci¹gle nieruchomego wroga.Wiedzia³, ¿e jeszcze tam jest, bo widzia³ czarn¹plamê.Ciemniejsz¹, ni¿ otaczaj¹cy ich las.Dopiero teraz poczu³ smród gnij¹cego cia³a.Nap³ywa³ do niego falami.W pierwszej chwili pomyœla³, ¿e mo¿e ju¿ nie¿yje i tylko mu siê zdaje, ¿e jest tu, na wyspie Haymana.Ale kiedy nie mog¹c wytrzymaæ smrodu zwymiotowa³,przekona³ siê, ¿e jednak ¿yje.To ten krab.krab zdech³.Powróci³ do miejsca swego urodzenia, albo mo¿e nigdy siêst¹d nie rusza³.Kto to mo¿e wiedzieæ?Klin odwróci³ siê i powoli ruszy³ w dó³ strumienia.W chwilê póŸniej sta³ na skalistym wybrze¿u i oddycha³ œwie¿ym,morskim powietrzem.Próbowa³ jak najszybciej wydusiæ z p³uc ten okropny smród.218Nad g³ow¹ œwieci³y gwiazdy, otulone nocnym niebem.Klin myœla³ o œmierci Królowej Krabów i o strachu, jaki malowa³ siê na jej paskudnej gêbie.Kiedy szed³ w stronêzakotwiczonej w zatoczce ³odzi, znowu pomyœla³ o dwudziestu tysi¹cach funtów.Zakopana forsa! Bêdzie musia³bardzo uwa¿aæ z rozmowami na temat raf koralowych.Przecie¿ poczyni³ ju¿ pewne wydatki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]