[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Chrry - powiedziało. Żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że stwór umiał mówić.Było to tak,jakby przemówiła mumia.Ulicą przejechała kareta, stukając żelaznymi kołami okocie łby. - Chodźmy - powiedział Dawid - uciekajmy stąd. - Jestchory - sprzeciwiła się Phaedria.- Właściciel przyniósł go tutaj, żeby go miećpod ręką i opiekować się nim.Jest chory. - Chorego niewolnikaprzytwierdził łańcuchami do skrzyni z forsą? - wyraził powątpiewanie Dawid. - Nie widzisz? To- jedyna ciężka rzecz w tym pokoju.Trzeba tylkopodejść i walnąć biedaczysko w głowę.Jeżeli się boisz, daj mi łom i sama tozrobię. - Zrobię to. Razem z nim podszedłem na odległość kilkustóp od skrzyni.Buńczucznie machał łomem przed niewolnikiem. - Hej ty!Odsuń się stąd. Niewolnik wydał z siebie jakiś bulgot i na czworakachodsunął się na bok, ciągnąc za sobą łańcuch.Owinięty był w brudny, podarty koc.Sprawiał wrażenie nie większego niż dziecko, ale zauważyłem, że ma ogromne ręce. Odwróciłem się i zrobiłem krok w stronę Phaedrii chcąc ją namówić,żebyśmy poszli, jeśli Dawidowi nie uda się otworzy skrzyni w ciągu kilku minut.Pamiętam, że zanim cokolwiek usłyszałem czy poczułem zobaczyłem, że Phaedriaszeroko otwiera oczy i jeszcze się zastanawiałem czemu to zrobiła, kiedy zbrzękiem wysypały się narzędzia Dawida, a on sam jęknął i z hukiem upadł napodłogę.Phaedria krzyknęła, a wszystkie psy na trzecim piętrze zaczęły ujadać. Wszystko to nie trwało oczywiście nawet sekundy.Niemal w tym samymmomencie, kiedy Dawid padał, odwróciłem się, żeby zobaczyć co się dzieje.Niewolnik z szybkością błyskawicy wyciągnął rękę i chwycił mojego brata za nogęw kostce, a natychmiast potem zrzucił z siebie koc i wskoczył na niego dosłowniejak małpa. Złapałem go za szyję i pociągnąłem do tyłu myśląc, żekurczowo trzyma Dawida i będę go musiał siłą odciągnąć.Jednak kiedy tylkopoczuł dotyk moich rąk, odrzucił Dawida na bok i jak pająk wykręcił się z mojegouścisku.Miał cztery ręce. Widziałem, że młóci nimi w powietrzu usiłującmnie chwycić.Puściłem go i odskoczyłem w tył, jakby mi w twarz rzucono szczura.Ta instynktowna odraza uratowała mnie.Kopnął nogami w tył z taką siłą, żegdybym go mocno trzymał, dając mu oparcie, z pewnością pękłaby mi wątroba albośledziona i byłoby po mnie. Tymczasem on przewrócił się w przód, a ja ztrudem chwytając powietrze runąłem do tyłu.Upadłem, a potem się poturlałemwydostając się spoza zasięgu jego łańcucha.Dawid też wygramolił się już wbezpieczne miejsce, a Phaedria była od niego odsunięta. Przez pewienczas trząsłem się tylko i usiłowałem usiąść.Wszyscy troje po prostu gapiliśmysię na niego.Phaedria westchnęła przeciągle i spytała mnie: - Jak onito zrobili, że taki jest? Powiedziałem jej, że przypuszczalnieprzeprowadzono transplantacje dodatkowej pary rąk.Przedtem konieczne byłozniesienie naturalnej odporności organizmu na wszczepianie obcej tkanki.Wczasie operacji przypuszczalnie zastąpiono cześć jego żeber strukturą kostną zramion dawcy. - W ramach samokształcenia robiłem coś podobnego zmyszami.Oczywiście nie były to aż tak ambitne doświadczenia.Najdziwniejszejest dla mnie to, że ma chyba pełną władzę w przeszczepionych rękach.Końcówkinerwów prawie nigdy do siebie nie pasują, chyba że ma się do czynienia zbliźniętami jednojajowymi.Temu, kto to robił musiało się chyba sto razy nieudać, zanim wreszcie osiągnął cel.Ten niewolnik z pewnością wart jest majątek. - Myślałem, że pozbyłeś się już myszy.Czy nie pracujesz teraz namałpach? Jeszcze nie, ale miałem na to ochotę.W każdym razie jasnebyło, że gadaniem do niczego nie dojdziemy. - Myślałem, że się palisz dowyjścia - powiedział Dawid. Tak faktycznie było, ale teraz o wielebardziej pragnąłem czegoś innego.Chciałem zbadać to stworzenie dużo bardziejniż Dawid i Phaedria kiedykolwiek pożądali pieniędzy.Dawid zawsze chełpił siętym, że jest ode mnie odważniejszy.Wiedziałem, że gdy powiem: "Ty może chceszuciec, ale nie zasłaniaj się mną, braciszku" - sprawa będzie załatwiona. - Nie jest w stanie nas dosięgnąć.Możemy czymś w niego rzucać -powiedziała Phaedria. - Jeśli spudłujemy, może tym samym rzucać w nas. Kiedy tak rozmawialiśmy, czteroręki niewolnik uśmiechał się głupkowato.Byłem prawie pewien, że rozumie co najmniej cześć naszej rozmowy.Kiwnąłem naDawida i Phaedrię, żeby przeszli do pokoju, gdzie było biurko.Kiedy już tambyliśmy, zamknąłem drzwi. - Nie chciałem, żeby nas słyszał.Jeżeliznajdziemy jakieś ostrza na kijach, coś w rodzaju włóczni, będziemy mogli gozabić nie zbliżając się zbytnio.Czego tu użyć jako patyków? Macie jakieśpomysły? Dawid pokręcił przecząco głową, ale Phaedria powiedziała: -Zaraz, zaraz, coś mi się przypomina. Obydwaj spojrzeliśmy na nią, a onazmarszczyła brwi udając, że szuka w pamięci.Pochlebiało jej naszezainteresowanie. - Co takiego? - zapytał Dawid. - Kije dozamykania i otwierania okien.Takie z haczykiem na końcu.Pamiętacie okna w tejsali, gdzie właściciel rozmawia z klientami? Są bardzo wysoko.Kiedy dogadywałsię z tatą, jeden z jego pracowników wszedł z takim kijem i otworzył okno.Muszątu gdzieś być. Po pięciu minutach poszukiwań znaleźliśmy dwa.Byłyniezłe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]