[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— PójdŸmy wzd³u¿ tego rowu — zaproponowa³ Lo.Szliœmy przez las wzd³u¿ starej sztolni, a¿ dotarliœmy domiejsca, w którym nik³a.— Gdybyœmy tylko mogli odszukaæ chocia¿ jedno z wyrobisk! — mrukn¹³ Louren, kiedy przetrz¹saliœmy wybuja³¹ roœlinnoœæ w poszukiwaniu kamieni.— Albo chocia¿ kawa³ek rudy.Rozbola³y mnie plecy, wiêc usiad³em na zwalonym pniu, ¿eby odetchn¹æ.Louren odszed³, klucz¹c wœród drzew, a ja mog³em wreszcie przenieœæ siê myœlami do dawno minionych lat, co zdarza mi siê zawsze w podobnych okolicznoœciach.Lustro wody znajdowa³o siê na g³êbokoœci piêædziesiêciu stóp, z czego wywnioskowa³em, ¿e do tego poziomu siêga³y wyrobiska.Staro¿ytni nie mieli pomp ani te¿ innego sprzêtu s³u¿¹cego opró¿nianiu szybów, wiêc kiedy woda zaczyna³a je zalewaæ, zasypywali je ziemi¹ i odchodzili szukaæ nowych z³Ã³¿.Ta kopalnia mia³a postaæ otwartego wykopu, drugiego na pó³torej mili.Wyr¹bano go ¿elaznymi oskardami, wzmocniono takimi¿ klinami wbijanymi w ska³ê.Kiedy ska³a stawa³a siê zbyt twarda, niewolnicy rozniecali na niej wielkie ogniska, a potem polewali rozgrzan¹ powierzchniê mieszanin¹ wody1 cierpkiego wina.Tej samej metody u¿y³ Hannibal, usuwaj¹c150g³azy zagradzaj¹ce jego s³oniom przejœcie przez Alpy.Kar-tagiñska sztuczka — mo¿na powiedzieæ.Z powierzchni z³o¿a ówczeœni górnicy od³upywali grudy z³otego kwarcu i umieszczali je w wiadrach, wyci¹ganych za pomoc¹ rzemiennych lin na powierzchniê.Stosuj¹c tê metodê, wydobyli oko³o siedmiuset ton czystego z³ota z wyrobisk rozci¹gaj¹cych siê na obszarze trzystu tysiêcy mil kwadratowych w Afryce Œrodkowej i Po³udniowej, razem z ogromnymi iloœciami ¿elaza, miedzi i cyny.To stanowi dwadzieœcia dwa miliony uncji z³ota.Pomno¿one przez czterdzieœci dolarów za uncjê daje osiemset osiemdziesi¹t milionów dolarów — policzy³em.Nie byle co!Louren wynurzy³ siê spomiêdzy drzew.— Znalaz³em od³amek z³o¿a.— Poda³ mi skaln¹ bry³ê.— Co o tym myœlisz?Potar³em poœlinionym palcem powierzchniê bry³y i obróci³em j¹ w stronê s³oñca.— Hej! — Zach³ysn¹³em siê, kiedy szczere z³oto zaiskrzy³o w drobnych szczelinach kwarcu.— Masz racjê — zgodzi³ siê Louren.— Niez³y materia³.Przyœlê tu paru ch³opców, ¿eby przeczesali teren.— Lo, nie zapominaj o mnie.Nachmurzy³ siê.— Dostaniesz swój udzia³, Ben.Czy kiedykolwiek próbowa³em.— Nie wyg³upiaj siê, Lo.Nie o to mi chodzi.Po prostu nie chcê, ¿eby sfora geologów rozkopa³a teren, zanim bêdê mia³ okazjê mu siê przyjrzeæ.— Okay.Obiecujê! — Rozeœmia³ siê.— Bêdziesz tutaj, gdy otworzymy wyrobiska.— Podrzuci³ w d³oni bry³ê kwarcu.— Wracajmy, chcê to zwa¿yæ i oszacowaæ wartoœæ.U¿ywaj¹c jednego z kamiennych moŸdzierzy i bry³y ¿elaznej rudy jako t³uczka, Louren rozkruszy³ kawa³ek kwarcu na bia³y proszek.Zebra³ go do garnka i wod¹ ze studni wyp³uka³ sproszkowany kamieñ.Kolistymi ruchami porusza³ naczyniem, za ka¿dym obrotem wylewaj¹c odrobinê wody.Zabra³o mu to piêtnaœcie minut, po czym ujrzeliœmy na dnie naczynia z³ote pasma, lœni¹ce wilgotn¹ ¿Ã³³ci¹.151— Œliczne! — zachwyci³em siê.— Nie mo¿e byæ œliczniej! — Uœmiechn¹³ siê.— To z³o¿e daje piêæ uncji kruszcu na tonê rudy.— Sk¹piec z ciebie — dra¿ni³em siê z nim.— Pomyœl, Ben.Zyski z tego z³o¿a wystarcz¹ prawdopodobnie na utrzymanie twojego instytutu przez nastêpne dwadzieœcia lat.Nie krzyw siê, wspólniku, pieni¹dze nie musz¹ byæ równoznaczne ze z³em, jeœli korzysta siê z nich w rozs¹dny sposób.— Nie bêdê siê krzywi³ — przyrzek³em.Tej nocy obozowaliœmy w pobli¿u studni, jedz¹c gotowany jêzyk s³onia z ziemniakami i podtrzymuj¹c p³omieñ ogniska.Rankiem wyciêliœmy s³oniowi k³y.Ukryliœmy je pod wielk¹ stert¹ kamieni i zaraz po po³udniu rozpoczêliœmy powrót do land-rovera.Noc zaskoczy³a nas w buszu, ale nastêpnego ranka dotarliœmy do samochodu.Nogi mia³em pokryte pêcherzami, a guzy i siniaki przyprawia³y mnie o katusze.Z ulg¹ opad³em na tylne siedzenie pojazdu.— Nigdy dot¹d tak naprawdê nie docenia³em wagi odkrycia silnika spalinowego — oœwiadczy³em ponuro.— Mo¿esz odwieŸæ mnie do domu, Lo.Pozostawiaj¹c Xhai i jego ma³y szczep, przybyliœmy do Ksiê¿ycowego Miasta w osiem dni po jego opuszczeniu.Pociemnieliœmy od s³oñca i nawarstwionego brudu, wyros³y nam brody, a w³osy by³y sztywne od kurzu.Broda Lourena przybra³a czerwonoz³ot¹ barwê, po³yskuj¹c¹ w s³oñcu.Jak siê okaza³o, od kilku dni poszukiwano go bezskutecznie.W pomieszczeniu radiowym czeka³ na niego stos depesz i nim zd¹¿y³ siê ogoliæ czy choæby wyk¹paæ, spêdzi³ godzinê przy nadajniku, zajmuj¹c siê najpilniejszymi sprawami.— Powinienem natychmiast wracaæ do kopalni soli — oœwiadczy³, wy³aniaj¹c siê z pokoju radiowego.— Jest czwarta trzydzieœci.Powinno mi siê udaæ.— Zawaha³ siê na moment i zmieni³ zdanie: — Nie, do cholery! Nale¿y mi siê jeszcze jedna noc! Wyci¹gnij butelkê glen granta, a ja pójdê siê wyk¹paæ.— Teraz mówisz do rzeczy — rozeœmia³em siê.— Zawsze razem, wspólniku — klepn¹³ mnie w ramiê.152— Zawsze razem, Lo — zapewni³em go.Du¿o mówiliœmy, trochê œpiewaliœmy, a po pó³nocy butelka by³a ju¿ pusta.— Do ³Ã³¿ka! — powiedzia³ Louren, zbieraj¹c siê do wyjœcia.Nagle zatrzyma³ siê.— Ben, obieca³eœ mi kilka fotografii portretu bia³ego króla, ¿ebym móg³ zabraæ je z sob¹.— Jasne, Lo.— Podnios³em siê trochê niepewnie i wszed³em do biura.Wyci¹gn¹³em z moich akt plik b³yszcz¹cych odbitek i wrêczy³em je Lourenowi.Stoj¹c pod lamp¹, przejrza³ je szybko.— A to co, Ben? — spyta³ nagle, podaj¹c mi zdjêcie.— Co? Nic nie widzê.— Twarz, Ben.Jest na niej jakiœ znak.Teraz zobaczy³em: niewyraŸny krzy¿ szpec¹cy blad¹ twarz bia³ego króla.Przygl¹da³em siê mu przez chwilê.By³em zaskoczony, bo nie dostrzeg³em tego wczeœniej.— Prawdopodobnie skaza na odbitce, Lo — domyœli³em siê.— Jest te¿ na innych?Szybko przejrza³ pozosta³e zdjêcia.— Nie.Tylko na tej.Odda³em mu fotografiê.— Po prostu Ÿle wykonana — powiedzia³em.— Okay.— Louren zaakceptowa³ moje wyjaœnienie.— Dobranoc.Nala³em sobie ostatniego drinka i kiedy Sally i inni cz³onkowie zespo³u wymknêli siê za Lourenem, wys¹czy³em go powoli, jeszcze raz uk³adaj¹c w myœlach plany kompleksowego zbadania jaskini.Przyznajê, ¿e nie poœwiêci³em ani jednej myœli znakowi na twarzy bia³ego króla.Za jedyne usprawiedliwienie niech pos³u¿y mi fakt, ¿e by³em bardziej ni¿ zwykle pijany.Dwa nastêpne miesi¹ce minê³y szybko.Zajêliœmy siê badaniem pod³o¿a jaskini.Rezultaty by³y zaskakuj¹ce.Doszliœmy do wniosku, i¿ grota nigdy nie by³a zamieszkana; nie odkryliœmy ¿adnego pok³adu nieczystoœci ani popio³u.OdnaleŸliœmy za to nagromadzone szcz¹tki zwierzêce ci¹gn¹ce siê a¿ do skalnego153pok³adu.W samym pod³o¿u znaleŸliœmy pojedynczy blok ociosanego kamienia.Na tym zakoñczy³y siê nasze odkrycia.Prace wykopaliskowe nada³y jaskini wygl¹d czegoœ wypatroszonego.Pod³o¿e skalne tworzy³ nierówny pok³ad wapienia, nakaza³em wiêc zasypanie i wyrównanie wykopów.Nastêpnie, wykorzystuj¹c stare bloki skalne, wybrukowaliœmy œcie¿kê wokó³ szmaragdowego basenu.Mia³o to zapewniæ wygodê zwiedzaj¹cym, którzy w przysz³oœci ogl¹daæ bêd¹ wspania³¹ galeriê sztuki Buszmenów, gdy j ej istnienie zostanie œwiatu ujawnione.Louren zadepeszowa³ do mnie, zgodnie z obietnic¹, gdy przygotowa³ ekipê do prac przy staro¿ytnej kopalni, któr¹ odkryliœmy w czasie ³owów na s³onia.Przys³a³ po mnie helikopter i nastêpne trzy tygodnie spêdzi³em wœród in¿ynierów badaj¹cych wyrobiska.Jak siê spodziewaliœmy, z³o¿e przebiega³o pod lustrem wody, i chocia¿ jego wartoœæ by³a zró¿nicowana zale¿nie od miejsca, przeciêtn¹ nale¿a³o uznaæ za nadzwyczajnie wysok¹.Nie ukrywam, ¿e cieszy³em siê w duchu ze swojego dziesiêcioprocentowego udzia³u.Odkryliœmy te¿ wiele narzêdzi: przerdzewia³e oskardy i kliny, kamienne m³oty, fragmenty ³añcuchów, kosze z w³Ã³kien roœlinnych i, jak zawsze, paciorki oraz naczynia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]