[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W¹ska linia ust w k¹cikach zwrócona by³a ku do³owi.- Niech¿e ciê Hades poch³onie, Poszukiwaczu! Czego znów chcesz?- Wielki, chodzi o mojego ziêcia.Chcê, abyœ zwolni³ go ze s³u¿by i zostawi³ na l¹dzie.- Dlaczego?- To moja cena za to, co mam ci do powiedzenia.Nie tu i nie teraz, powiedzia³eœ, ale na twoim statku, kiedy czas pozwoli.Pop³ynê wiêc z tob¹, ale Dawus musi tu zostaæ.Pompejusz milcza³.Chyba wpatrywa³ siê we mnie, ale nie widzia³em jego oczu.W koñcu da³ gestem znak reszcie naszego oddzia³ku, by rozpoczêto okrêtowanie, po czym odwróci³ siê do mnie.- Poszukiwaczu, dlaczego mam to dziwne uczucie, ¿e knujesz jakiœ podstêp? Chcesz zamieniæ siê miejscami z tym twoim przyciê¿kim na umyœle ziêciem? Darowa³em ¿ycie tym ulicznym szczurom, którzy mi siê narazili, ale nie zrobiê tego samego dla ciebie.- To nie podstêp, Wielki.Wiem, kto i dlaczego zabi³ twojego krewnego.- Powiedz mi wiêc od razu.Zerkn¹³em na Dawusa, który sta³ niepewny, podczas gdy inni ³adowali siê na okrêt.Tiro te¿ zwleka³, chc¹c siê przekonaæ, co z tego wyniknie.- Nie.Powiem ci, jak ju¿ odp³yniemy.- Jak Dawus znajdzie siê poza mym zasiêgiem, chcesz powiedzieæ.Nie ufasz mi, Poszukiwaczu?- Musimy zaufaæ sobie nawzajem, Wielki.- Ale¿ dziwny z ciebie cz³owiek, Poszukiwaczu! - Pompejusz przechyli³ g³owê, nie spuszczaj¹c ze mnie wzroku.- Oœmielasz siê tak ze mn¹ rozmawiaæ.No, dobrze.Ruszaj zatem na okrêt.Ty te¿, Tironie! Przestañ siê gapiæ.A co do ciebie, Dawusie, skoñczy³em z tob¹.Wynoœ siê i zgiñ w Hadesie.Dawus spojrza³ na mnie.Podszed³em do niego, siêgn¹³em za tunikê i wcisn¹³em mu w d³oñ mój ciê¿ki od srebra mieszek.Dziêki szczodroœci Tirona prawie nic nie wyda³em w podró¿y i by³o w nim wiêcej pieniêdzy, ni¿ bêdzie potrzebowa³ na bezpieczne dotarcie do domu.Spojrza³ na niego i zmarszczy³ brwi.- Ale, teœciu, nie mo¿esz mi tego daæ! - szepn¹³.- Sam bêdziesz potrzebowa³ pieniêdzy.- Bierz to i idŸ, Dawusie!Popatrzy³ mi w oczy, potem na mieszek i znów na mnie.Jego mocarne ramiona unios³y siê i opad³y, gdy nabra³ i wypuœci³ powietrze w g³êbokim westchnieniu.Odwróci³ siê w koñcu, ale wci¹¿ siê waha³.- Ruszaj, ziêciu.Nie obejrzawszy siê wiêcej, poszed³ nabrze¿em z powrotem w stronê miasta.Tiro ju¿ zd¹¿y³ wejœæ na statek.Czeka³em, a¿ uczyni to Pompejusz, ale on gestem nakaza³ mi iœæ pierwszemu.Wszed³ na pok³ad zaraz za mn¹.Marynarze wci¹gnêli trap.Rozleg³y siê wydawane przyciszonym g³osem komendy.¯agiel za³opota³, a po chwili wype³ni³ siê wiatrem i ucich³.Poczu³em, ¿e ruszamy, a po chwili nabrze¿e zaczê³o siê powoli oddalaæ.Patrzy³em na nie w milczeniu i widzia³em sylwetkê, jak siê domyœla³em, Dawusa stoj¹cego samotnie na jego krañcu, obramowan¹ zarysem bramy portowej.A potem statek zrobi³ zwrot i straci³em go z oczu.Rozdzia³ 22I Tiro, i Pompejusz szybko zginêli mi z oczu na ciemnym, zat³oczonym pok³adzie.Nikt nie zwraca³ na mnie najmniejszej uwagi, nie mówi¹c ju¿ o pytaniu, sk¹d siê tam wzi¹³em.¯o³nierzom wydano rozkazy sformowania szyku bojowego, ale odbywa³o siê to wœród sporego zamieszania, przekleñstw i przyciszonych okrzyków.Pomyœla³em sobie, jak¹¿ by³oby ironi¹ losu, gdyby po tak starannie przez Pompejusza zaplanowanej i sprawnie przeprowadzonej ewakuacji wszystkim okrêtom uda³o siê bezpiecznie przedrzeæ na Adriatyk.poza tym jednym, na którym p³yn¹³ on sam, a to na skutek braku dostatecznego przygotowania morskiego wœród jego doborowej stra¿y osobistej.Zamieszanie by³o jednak tylko chwilowe.Katapulty i balisty zatoczono na stanowiska i zamocowano, a nastêpnie za³adowano pociskami i napiêto za pomoc¹ du¿ych kó³ z zapadkami.¯o³nierze schowali miecze do pochew, wziêli za to w³Ã³cznie i uformowali wzd³u¿ burt ciasny kordon, chroni¹c siê za murem z tarcz.Z ty³u na podwy¿szeniach zajêli stanowiska ³ucznicy, pozosta³a czêœæ oddzia³u stanê³a w gotowoœci, by ich os³aniaæ i podawaæ strza³y.Znalaz³em dla siebie miejsce na jednym z takich podwy¿szeñ na œródokrêciu.Dooko³a nas w ciemnoœci majaczy³y czarne sylwety innych okrêtów.Niektóre kierowa³y siê ju¿ ku wyjœciu, podczas gdy inne czeka³y swojej kolejki.Taka skoordynowana operacja, przy braku sygnalizacji œwietlnej b¹dŸ jakiejkolwiek innej, oznacza³a, ¿e kapitanowie stosuj¹ siê do opracowanego wczeœniej precyzyjnego harmonogramu.Akustyka w porcie mog³a wprowadzaæ w b³¹d.S³ysza³em niewyraŸne okrzyki i dalekie odg³osy staræ, ale nie potrafi³em okreœliæ jednoznacznie, czy dobiegaj¹ od strony miasta, czy nios¹ siê po wodzie od kana³u portowego.Statek za statkiem przep³ywa³y przez przerwê miêdzy nimi na otwarty akwen.Zdawa³o mi siê, ¿e widzê, jak ostrzeliwuj¹ siê wzajemnie z obsad¹ falochronów, ale odleg³oœæ i ciemnoœæ nie pozwala³y dopatrzyæ siê ¿adnych szczegó³Ã³w.Kiedy jednak nasz okrêt zbli¿y³ siê do przejœcia, rozpocz¹³ siê atak z u¿yciem ognia greckiego na statek, który akurat przez nie przep³ywa³.Z obu falochronów katapulty zaczê³y miotaæ gorej¹ce kule, w których œwietle ujrza³em dziwny widok: ludzie Cezara gor¹czkowo rozbierali w³asne umocnienia, rzucaj¹c elementy wie¿ i os³on w wodê.Pociski nie dolatywa³y do celu, ale wpadaj¹c do wody, powodowa³y gejzery pary, a od niektórych zajê³y siê owe p³ywaj¹ce szcz¹tki.Chmury dymu i pary stanowi³y niebezpieczne przeszkody dla statku p³yn¹cego przed nami, przes³aniaj¹c kapitanowi widok.Statek zboczy³ z kursu, dodatkowo niesiony nagle zmienionym wiatrem wprost na pó³nocny falochron.Tu¿ za sob¹ us³ysza³em g³oœne przekleñstwo i obejrza³em siê przez ramiê.Pompejusz sta³ zaledwie o parê kroków, ale zdawa³ siê mnie nie dostrzegaæ; ca³a jego uwaga by³a skupiona na bitwie.Statek przed nami jeszcze bardziej zszed³ z kursu, pozbawiony teraz zdolnoœci do manewru przez niekorzystny wiatr.P³yn¹³ prosto na kraniec falochronu, a¿ wreszcie, przynajmniej z naszej perspektywy, kolizja by³a ju¿ nie do unikniêcia.Us³ysza³em, jak Pompejusz g³oœno wci¹ga powietrze.Zderzenie jednak nie nast¹pi³o.Statek przeœlizn¹³ siê obok zakotwiczonej tratwy i przez chwilê zdawa³o mi siê, ¿e znalaz³ siê bezpiecznie po drugiej stronie.Jêk rozczarowania, jaki wyda³ z siebie wódz, uœwiadomi³ mi jednak, ¿e siê mylê.Statek pozosta³ w porcie; p³yn¹³ teraz wzd³u¿ falochronu, ledwo unikaj¹c ocierania siê o tratwy burt¹.Wkrótce jednak znieruchomia³, przyciœniêty do nich wiatrem, wystawiony bezsilnie na ostrza³ nieprzyjaciela.Wiwatuj¹cy ludzie Cezara mogli teraz zasypaæ go strza³ami i ognistymi pociskami, ale widaæ woleli zdobyæ go w stanie nienaruszonym.Jak siê wnet przekonaliœmy, mieli do dyspozycji odpowiednie do tego celu œrodki.Do Pompejusza podbieg³ znany mi ju¿ Skryboniusz.- Imperatorze, obejrzyj siê do ty³u! Popatrz na miasto!Ostatni z transportowców postawi³ ju¿ ¿agiel i odbija³ od nabrze¿a, co oznacza³o, ¿e ostatni z os³aniaj¹cych odwrót ¿o³nierzy znaleŸli siê bezpiecznie na jego pok³adzie; oznacza³o to, ¿e miasto jest teraz otwarte dla oblegaj¹cych.Mo¿na siê by³o spodziewaæ, ¿e dziêki barykadom i pu³apkom wci¹¿ bêd¹ siê oni przedzieraæ przez miasto, a jednak nabrze¿e rozjaœni³o siê wieloma pochodniami.Wojska Cezara nie tylko zd¹¿y³y opanowaæ port, ale nawet obsadzano ju¿ ³odzie rybackie, które œmia³o rusza³y w stronê falochronu, z wyraŸnym zamiarem zaatakowania unieruchomionego okrêtu.Skryboniusz z³apa³ Pompejusza za ramiê.- Imperatorze, mam zawróciæ i zwi¹zaæ ich walk¹? Mo¿emy ich odeprzeæ i zyskaæ trochê czasu dla tego statku.- Nie! Nie mo¿emy ryzykowaæ, ¿e sami wpakujemy siê na falochron.Ten statek jest ju¿ stracony.Nie zdo³amy go uratowaæ.Gdybym móg³, sam bym go podpali³, ¿eby nie wpad³ w rêce Cezara! P³yn¹æ prosto do wyjœcia!Skryboniusz wycofa³ siê, a Pompejusz uderzy³ piêœci¹ w maszt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]