[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jechaæ, uspokoiæ, utuliæ, uszczêœliwiæ – oto by³ pierwszy odruch, pierwszypêd serca, daleki od jasno sformu³owanej woli, ale nadzwyczaj silny.A gdym wyobrazi³sobie jej za³zawione oczy, jej rêce w moich rêkach, ów poci¹g zmys³Ã³w, jaki czu³em do niej,zmartwychwsta³ z ca³¹, moc¹.Potem przebieg³o mi przez myœl porównanie jej z Laur¹, któremusia³o wypaœæ fatalnie dla Laury.Na razie takie ¿ycie, jakie tu wiod³em, stanê³o mi koœci¹w gardle.Uczu³em potrzebê czystszego powietrza ni¿ to, którym tu oddycham, i ciszy, i s³odyczy,i zw³aszcza: prawoœci uczuæ.Jednoczeœnie opanowa³a mnie radoœæ, ¿e nic nie ma straconego,¿e wszystko da siê naprawiæ i ¿e zale¿y to jedynie od woli mojej.Nagle przyszed³ mi53do g³owy Kromicki i matka Anielki, która nie wierz¹c we mnie, widocznie stanê³a po jegostronie.Na myœl o nich porwa³ mnie gniew, który rosn¹c stopniowo, st³umi³ wszystkie inneuczucia.Im bardziej rozum mój przyznawa³, ¿e pani Celina ma wszelk¹ s³usznoœæ nie liczyæna mnie, tym g³êbsz¹ czu³em do niej urazê, ¿e sobie na tak¹ niewiarê pozwoli³a.W koñcudoszed³em do jakiejœ desperackiej z³oœci przeciw sobie i wszystkim.Wszystko, com myœla³ iczu³, da³o siê zamkn¹æ w tych kilku s³owach: dobrze, niech¿e tak bêdzie!List przyszed³ wczoraj; dziœ, analizuj¹c siê spokojniej, stwierdzam wprost ze zdumieniem,¿e ta uraza tak g³êboko zapad³a mi w duszê, i¿ oto w tej chwili jest raczej wiêksz¹ ni¿ mniejsz¹.Obecnie jest to uczucie panuj¹ce we mnie.Mówiê sobie wszystko, co mo¿e sobie cz³owiektrzeŸwo myœl¹cy powiedzieæ, a jednak nie mogê tego Kromickiego przebaczyæ nie tylkomatce, ale i Anielce.Bo ostatecznie Anielka potrafi³aby jednym s³owem zamkn¹æ mu drogêdo P³oszowa, jeœli zaœ tego nie czyni, to jest z jej strony ustêpstwo dla matki, czyli, ¿e mniepoœwiêca jej migrenom.Zreszt¹ ten Kromicki zni¿a w moich oczach Anielkê, szpeci j¹, sprowadzaj¹ do tego p³askiego typu panny na wydaniu.Nie mogê o tym mówiæ spokojnie.Byæ mo¿e, i¿ rozumujê i czujê jak cz³owiek zbyt rozdra¿niony; byæ mo¿e, i¿ moja mi³oœæw³asna jest rozroœniêta nad miarê; przyznajê, widzê, umiem patrzeæ na siebie jak ktoœ obcy,ale to zdwojenie nic nie pomaga.Rozgoryczam siê i rozdra¿niam coraz wiêcej.Samo pisanieo tym mêczy moje nerwy – wiêc urywam.1 maja.W nocy myœla³em: „Mo¿e jutro bêdê spokojniejszy.” Gdzie tam! Wyradza siê we.mniewprost zawziêtoœæ przeciw matce Anielki, przeciw Anielce, ciotce i sobie samemu.Trzebaumieæ stosowaæ wiatr do we³ny jagniêcia, a nie obliczono, ¿e moja jest diablo cienka.Albo mitu nie dobrze w Pegli? Laura jest jak jedna bry³a marmuru.Przynajmniej siê przy niej nie mêczê,bo poza piêknoœci¹ nie ma w niej nic.Ale dosyæ mam tych przerafinowanych tkliwychdusz.Niech je Kromicki pociesza.2 maja.Sam dziœ odnios³em list na pocztê.Treœæ listu by³a taka: ¿yczê panu Kromickiemu szczêœciaz pann¹ Aniel¹, a pannie Anieli z panem Kromickim.Chcia³a ciotka stanowczej odpowiedzi,to j¹ ma.3 maja.Przysz³o mi do g³owy, czy wzmianka o Kromickim w liœcie ciotki nie by³a dyplomacj¹ kobiec¹,czy to nie mia³a byæ ostroga dla mnie? Jeœli tak, to winszujê ciotce zrêcznoœci i znajomoœciludzi.10 maja.Up³yn¹³ tydzieñ.Nie pisa³em, bom chodzi³ jak zaczadzony.Napada te¿ mnie ci¹gleogromna zgryzota i ¿al.Anielka nie by³a i nie jest mi obojêtna.Przychodz¹ mi na myœl s³owaHamleta: „Kocha³em Ofeliê, jakby jej nie kocha³o czterdzieœci tysiêcy braci!” Zmieni³bymtylko ten wykrzyk tak: „Kocha³em Anielkê wiêcej ni¿ czterdzieœci tysiêcy Laur!” I trzeba, ¿eto z moich r¹k spada na ni¹ z³o! Migoce mi chwilami pociecha, ¿e w³aœnie po³¹czenie siê z54takim cz³owiekiem jak ja by³oby dla niej z³em – ale to nieprawda! Gdybym j¹ raz mia³, by³bymdla niej dobry.Truje mnie tylko podejrzenie, ¿e mo¿e wystarczy jej i Kromicki.Gdy o tym myœlê, znów zaczyna siê we mnie wszystko burzyæ, i gotów bym wys³aæ drugitaki list.Sta³o siê! to jedyna pociecha dla ludzi takich jak ja, bo mog¹ za³o¿yæ rêce i gnuœnieæ podawnemu.Mo¿e to dowód wyj¹tkowej s³aboœci, ale znajdujê pewn¹ ulgê w tym s³owie.Mogê ju¿ rozmyœlaæ spokojniej.Stukam siê wiêc w g³owê i zadajê sobie pytanie, jakim sposobem przysz³o do tego, ¿ecz³owiek, który nie tylko siê che³pi nadzwyczaj rozwiniêt¹ œwiadomoœci¹ siebie, ale rzeczywiœciej¹ ma – przez kilka dni dzia³a³ tylko za pomoc¹ odruchów.Do czego wiêc s³u¿y samowiedza,jeœli przy pierwszym lepszym wzburzeniu nerwów ucieka w jakieœ zakamarki mózgowei pozostaje biernym œwiadkiem odruchowych czynów? Do zbadania siê post factum?Nie wiem, co mi z tego przyjdzie, ale poniewa¿ nie pozostaje mi ju¿ nic innego do roboty,niech¿e mam z niej choæ ten po¿ytek.Wiêc dlaczegom post¹pi³ tak, jak post¹pi³em? Chybadlatego, ¿e jestem wprawdzie cz³owiekiem inteligentnym, mo¿e nawet bardzo inteligentnym(niech mnie piorun trzaœnie, jeœli mam zamiar pochlebiaæ sobie lub siê chwaliæ!) – ale niejestem cz³owiekiem rozumnym.Nie posiadam zw³aszcza spokojnego mêskiego rozumu.Nerwów swoich nie trzymam na wodzy, jestem przeczulony; rani³by mnie – wedle wyra¿eniapoety – nawet listek ró¿y z³o¿ony we dwoje.Jest coœ kobiecego w mojej inteligencji.Byæmo¿e, ¿e nie stanowiê pod tym wzglêdem wyj¹tku i ¿e wielu ludzi nosz¹cych spodnie nale¿y,przede wszystkim u nas, do tego samego typu.Ma³a st¹d dla mnie pociecha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]