[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ale.Gabriel.on jest.- Zawstydzona i zmieszana nie mog³a z siebie wydusiæ nic wiêcej.- Larril, nie martw siê, wszystko w porz¹dku.On mi o wszystkim powiedzia³.Odpowiedzialnoœæ spada na mnie.- Wiesz o.niebezpieczeñstwie ?- Powiedzia³ mi o wszystkim - powtórzy³a Gada.- Mnie nie grozi ¿adne niebezpieczeñstwo.- By³aœ bardzo wspania³omyœlna - powiedzia³a gwa³townie Lavril.- Bzdura.Chcia³am go.A mam o wiele wiêcej doœwiadczenia w kontroli ni¿ dwunastolatka.Czy nawet osiem nastolatek, jeœli ju¿ o tym mówimy.Larril unika³a jej spojrzenia.- Ja te¿ - powiedzia³a.-1 tak mi go ¿al.Ale.ale siê ba³am.On jest taki piêkny, ¿e mo¿na by pomyœleæ o.mo¿na by rozluŸniæ kontrolê niechc¹cy.Nie mog³abym ryzykowaæ.Zosta³o mi jeszcze szeœæ miesiêcy, zanim moje ¿ycie bêdzie znowu do mnie nale¿a³o.- Jesteœ przypisan¹ tutaj niewolnic¹? Larril pokiwa³a g³owa.- Urodzi³am siê na Podgórzu.Rodzice mnie sprzedali.Zanim burmistrz wprowadzi³ nowe prawa, wolno im by³o to zrobiæ.- Napiêcie w jej glosie koliodwalo z rzeczowymi, obojêtnymi wyjaœnieniami.To by³o na d³ugo przed tym, nim dosz³y mnie pog³oski, ze sprzedawanie ludzi jest tu zakazane.Kiedy siê o tym dowiedzia³am, uciek³am.A póŸniej wróci³am.- Popatrzy³a na Gadê niemal z p³aczem.- Z³ama³am s³owo.- Wyprostowa³a siê i powiedzia³a bardziej poufnym tonem.- By³am dzieckiem i nie mia³am wyboru co do rodzaju przypisywania.Nie mia³am obowi¹zku lojalnoœci wobec ¿adnego wlaœcicie-la, ale miasto wykupi³o moje papiery.Musze byæ lojalna wobec burmistrza.Gada zrozumia³a, ile odwagi musia³a mieæ Larril, aby to powiedzieæ.- Dziêkujê - rzek³a.- Dziêkuje, ¿e powiedzia³aœ" mi o Gabrielu.¯aden z nich nie zdoby³by siê a¿ na tyle.Jesiem wobec ciebie zobowi¹zana.- Ale¿ sk¹d uzdrowicielko! Nie mia³am zamiaru.W glosie Larril brzmia³o coœ jakby nag³e zawstydzenie.Zaniepokoi³o to Gadê.Zastanawia³a siê, czy Larril nie obawia siê, ¿e osobiste powody rozmowy z Gada wydaj¹ siê podejrzane.- Nie mia³am lego na myœli - powiedzia³a Gada.- Czy jest coœ, co mogê dla ciebie zrobiæ ?Larril potrz¹snê³a g³ow¹ tylko raz, szybko, w geœcie zaprzeczenia bardziej sobie, ni¿ Gadzie.- Obawiam siê, ¿e nikt nie jest w stanie mi pomóc.- Powiedz mi.Larril zawaha³a siê i usiad³a na pod³odze.Ze z³oœci¹ podci¹gnê³a nogawkê spodni.Gada przykucnê³a obok.- O bogowie! - powiedzia³a.Larril mia³a nad piêt¹ przebit¹ nogê, miedzy koœci¹ a œciêgnem Achillesa.Wygl¹da³o na to.¿e ktoœ zastosowa³ gor¹ce ¿elazo.Rana zabliŸni³a siê wokó³ ma³ego kó³ka z czarnego, krystalicznego metalu.Gada jedn¹ rêka wziê³a Larril za piêtê, a drug¹ pomaca³a kó³ko.Nie by³o widaæ œladów spojenia.Gada zmarszczy³a czo³o.- To po prostu okrucieñstwo.-Je¿eli jesteœ wobec nich niepos³uszna, maj¹ prawo ciê oznaczyæ - wyjaœni³a Larril.- Próbowa³am uciec, powiedzieli wiêc, ¿e sprawi¹, abym pamiêta³a, gdzie jest moje miejsce.Z³oœæ kaleczy³a ³agodnoœæ jej g³osu.Gada wstrz¹sn¹³ dreszcz.- Przez to zawsze bêdê niewolnic¹ - powiedzia³a Larril.Gdyby to by³y tylko blizny, nie mia³abym takich obiekcji.-Zabra³a stopê z rêki Gady.- Widzia³aœ kopu³y w górach? To z tego robi¹ te pierœcienie.Gada zerknê³a na jej drug¹ piêtê, te¿ przebi³a, te¿ z kó³kiem.Teraz pozna³a szaraw¹, pó³przeŸroczysta substancjê, choæ nigdyprzedtem nie widzia³a ani jednego zrobionego z niej przedmiotu; tylko kopu³y, które rozpiera³y siê w nieoczekiwanych miejscach, tajemnicze, niezniszczalne.- Kowal próbowa³ to rozci¹æ - powiedzia³a Larril.- Kiedy nie uda³o mu siê nawet zadrasn¹æ powierzchni, tak by³ zawstydzony, ¿e jednym uderzeniem roz³ama³ ¿elazny prêt, aby udowodniæ, co potrafi.- Dotknê³a mocno napiêtego œciêgna uwiêzionego w delikatnym pierœcieniu.- Jak ju¿ raz kryszta³ stwardnieje, zostaje na zawsze, tak jak kopu³y.Chyba ¿e siê przetnie œciêgno, ale wtedy kulejesz.Czasem wydaje mi siê, ¿e wola³abym to.- Zarzuci³a z powrotem nogawki, aby zakryæ pierœcienie.- Widzisz wiêc, ¿e nikt nie mo¿e mi pomóc.To pró¿noœæ, wiem.Wkrótce bêdê wolna, bez wzglêdu na to, co oznaczaj¹ te kó³ka.- Tutaj nie mogê ci pomóc - powiedzia³a Gada.- Zreszt¹ by³oby to niebezpieczne.- Myœlisz, ¿e mog³abyœ coœ w ogóle zrobiæ?- Mo¿na by spróbowaæ w oœrodku uzdrowicieli.- Och, uzdrowicielko.- Larril, to siê wi¹¿e z ryzykiem.- Na swojej kostce zademonstrowa³a, co trzeba by by³o zrobiæ.- Nie przecinalibyœmy œciêgna, odci¹gnêlibyœmy je.Wtedy pierœcieñ móg³by spaœæ.Ale doœæ d³ugo mia³abyœ nogê w gipsie.I nie ma pewnoœci, ¿e œciêgna wygoi³yby siê prawid³owo.Nogi mo¿e ju¿ nie by³yby tak mocne jak teraz.Mo¿liwe, ¿e œciêgna nie chcia³yby siê z powrotem przyczepiæ.- Rozumiem.- powiedzia³a Larril z nadziej¹ i radoœci¹ w g³osie.Chyba nawet dobrze nie s³ucha³a lego, co Gada do niej mówi³a.- Czy obiecasz mi jedn¹ rzecz?- Tak uzdrowicielko, oczywiœcie.- Nie podejmuj decyzji teraz.Ani ju¿ po tym, gdy skoñczy siê twoja s³u¿ba w Podgórzu.Poczekaj kilka miesiêcy.Upewnij siê.Kiedy ju¿ bêdziesz wolna, mo¿e siê okazaæ, ¿e nie ma to dla ciebie ¿adnego znaczenia.Larril spojrza³a na ni¹ dziwnie i Gada czul¹, ¿e za chwilê spyta, jak uzdrowicielka czu³aby siê na jej miejscu.Poniecha³a jednak tego pytania, s¹dz¹c zapewne, ¿e by³oby to niegrzeczne.- Obiecujesz?- Tak, uzdrowicielko.Obiecujê.Wsta³y.- No, lo dobrej nocy - powiedzia³a Gada.- Dobrej nocy, uzdrowicielko.Gada posz³a w kierunku sypialni.- Uzdrowicielko?-Tak?Larril zarzuci³a jej ramiona na szyjê i przytuli³a.- Dziêkujê.Puœci³a ja., zmieszana.Skierowa³y siê ka¿da w swoj¹ stron?, ale Gada jeszcze raz odwróci³a siê.- Larril, sk¹d w³aœciciele niewolników bior¹ pierœcienie? Nigdy nie s³ysza³am, ¿eby ktoœ umia³ pracowaæ w tym materiale.- Daj¹ je im ludzie z Miasta - odpar³a Larril.- ¯adnych u¿ytecznych rzeczy.Tylko pierœcienie.- Dziêkujê.Gada wróci³a do ³Ã³¿ka, rozmyœlaj¹c o Centrum, które dawa³o ³añcuchy dla niewolników, a nie chcia³o rozmawiaæ z uzdrowicielami.7Gada obudzi³a siê wczeœniej ni¿ Gabriel, tu¿ pod koniec nocy, gdy brzask zaczyna³ przedzieraæ" siê przez ciemnoœci.S³aba, szara poœwiata rozœwietli³a pokój.Dziewczyna po³o¿y³a siê na boku, podpar³a na ³okciu i obserwowa³a swego kochanka.Gdy spa³, by³ -o ile to w ogóle mo¿liwe - jeszcze piêkniejszy.Wyci¹gnê³a rêkê, ale zatrzyma³a siê w pól geslu, zanim dotknê³a Gabriela.Lubi³a kochaæ siê rano, ale nie chcia³a go budzie".Odwróci³a siê na plecy.Ostatnia noc nie by³a najprzyjemniejszym doœwiadczeniem erotycznym jej ¿ycia, poniewa¿ Gabriel, mo¿e nie do koñca niezdarny, by³ jednak nieporadny i brakowa³o mu doœwiadczenia.Mimo, ¿e nie dozna³a ca³kowitej satysfakcji, nie uwa¿a³a jednak, i¿ spanie z Gabrielem nie by³o w ogóle przyjemne.Zamyœli³a siê nad prze¿yciami ostatnich dni.Ze zdziwieniem stwierdzi³a, ¿e jednak trochê siê boi.Oczywiœcie - nie czu³a zagro¿enia ze strony Gabriela; ju¿ sama taka myœl by³a œmieszna.Ale nigdy przedtem nie by³a z mê¿czyzna, który nie umia³ kontrolowaæ swojej p³odnoœci.Faktem jest, ¿e to wprawia³o j¹ w lekkie zak³opotanie, nie mog³a zaprzeczyæ.Jej samokontrola by³a bez zarzutu; mia³a do siebie w tej dziedzinie ca³kowite zaufanie.A zreszt¹, gdyby przez jakaœ ironiê losu zasz³a w ci¹¿ê, ³atwo mog³a j¹ usun¹æ, nie wywo³uj¹c takich skutków ubocznych jak u Lei.Nie, jej niepokój niewiele mia³ wspólnego z konsekwencjami tej nocy.To po prostu œwiadomoœæ u³omnoœci Gabriela odpycha³a j¹ od niego.Wychowa³a siê w przekonaniu, ¿e jej kochankowie bêd¹ siê kontrolowali, wiedz¹c ¿e ona bêdzie czyniæ to samo.Nie mog³a mieæ takiej pewnoœci z Gabrielem, chocia¿ k³opoty, jakie prze¿ywa³, nie by³y przezeñ zawinione
[ Pobierz całość w formacie PDF ]