[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko w porz¹dku, dochodzê do siebie - powiedzia³ Frank.- Pogrzeb chyba dobrze na mnie wp³yn¹³.- Nie wytr¹ci³ ciê z równowagi, naprawdê? Frank pokrêci³ przecz¹co g³ow¹.- Zaœpiewaliœmy ulubione hymny Danny'ego, paru jego kolegów powiedzia³o o nim kilka s³Ã³w i wszyscy p³akaliœmy.Dobrze nam to zrobi³o.Wcale nie czuliœmy siê tak, jakby coœ siê koñczy³o.Minie du¿o, naprawdê du¿o czasu, zanim zapomnimy o Dannym.Tyle ¿e mia³em okazjê po¿egnaæ mojego syna.I przeprosiæ go.- Dlaczego mia³byœ go przepraszaæ?- Bo Danny nadal ma do mnie pretensje, dlatego.Niewa¿ne, ¿e ja nie by³em winien temu, co siê sta³o.Przeszed³ do ma³ej wnêki kuchennej i nala³ do kieliszków wódkê z tonikiem.Do ka¿dej szklanki wrzuci³ plasterek cytryny.Astrid usiad³a ze skrzy¿owanymi nogami na kanapie.- Nic nie ma w telewizji - zaczê³a narzekaæ.- Tylko te bomby i bomby.- Có¿, sytuacja zrobi³a siê naprawdê powa¿na - powiedzia³ Frank.- Przemys³ rozrywkowy w ca³ym stanie uleg³ totalnemu parali¿owi.Nie wstrzymano jeszcze Œwinek, ale Mo uwa¿a, ¿e stanie siê to najpóŸniej jutro rano.Zauwa¿y³aœ, ¿e Hallmark wstrzyma³ Beltwayl Program jakoby gromadzi³ zbyt ma³¹ widowniê, tak to uzasadnili.A przecie¿ to wcale nieprawda, cieszy³ siê du¿ym zainteresowaniem.Problem w tym, ¿e g³Ã³wnym czarnym charakterem jest tam bliskowschodni dyplomata, bezprzyk³adny ³ajdak i zdrajca.145- Nie chcê rozmawiaæ o bombach.To mnie przera¿a.To przera¿a wszystkich, i zupe³nie s³usznie.- Hollywood ju¿ nigdy nie bêdzie takie samo jak przedtem, prawda?Frank pokiwa³ g³ow¹.Astrid mia³a racjê, Hollywood zmieni³o siê na zawsze.Nie samo miasto jako takie, ale zmieni³ siê portret Ameryki, który odzwierciedla³o Hollywood, w milionach filmów i seriali telewizyjnych.Stolicy amerykañskiego przemys³u rozrywkowego nie zagra¿a³y ani wymyœlone gigantyczne mrówki nadchodz¹ce z pustyni, ani obcy z kosmosu, l¹duj¹cy statkami, d³ugimi na milê.Zagro¿enie by³o proste i realne, dooko³a ginêli znajomi i s¹siedzi, groŸba œmierci czyha³a wszêdzie i o ka¿dej porze.Nie mo¿na by³o przed ni¹ uciec, wychodz¹c po prostu z kina albo wy³¹czaj¹c telewizor.Ju¿ nigdy ¿aden Amerykanin nie bêdzie spokojnie strzyg³ trawnika, nie zaprosi rodziny na Œwiêto Dziêkczynienia, nie bêdzie podró¿owa³ samochodem wzd³u¿ wybrze¿a, ciesz¹c siê gor¹cym s³oñcem, œwiec¹cym w oczy, z przekonaniem, ¿e jest bezpieczny, poniewa¿ znajduje siê w Ameryce.Organizacja Dar Tariki Tari¹uat zamordowa³a coœ wiêcej, ni¿ tylko ludzi.Zamordowa³a pewnoœæ jutra, pozostawiaj¹c za sob¹ krew sp³ywaj¹c¹ do rynsztoków.Frank zamówi³ pizzê pepperoni.Jedli j¹ w ³Ã³¿ku rêkami, nie przejmuj¹c siê, ¿e okruchy ciasta l¹duj¹ w pomiêtej poœcieli.- Co masz zamiar zrobiæ z Margot? - zapyta³a Astrid, oblizuj¹c palce.- A co mogê zrobiæ? Chyba dam jej trochê czasu, ¿eby och³onê³a.- Myœlisz, ¿e och³onie?- Nie wiem - odpar³ Frank.Chcia³ powiedzieæ, ¿e go to nie interesuje, ale w ostatniej chwili ugryz³ siê w jêzyk.Zdziwi³o go, ¿e w gruncie rzeczy rzeczywiœcie los Margot wcale go nie obchodzi.Gdyby go obchodzi³, nie siedzia³by przecie¿ teraz z Astrid w ³Ã³¿ku, w dniu pogrzebu swojego jedynego dziecka.Pomyœla³ jednak, ¿e on jest w tej chwili ostatni¹ osob¹, któr¹ Margot pragnê³aby mieæ przy sobie, która mog³aby koiæ146jej ból.Powiedzia³a przecie¿, ¿e byæ mo¿e pewnego dnia wybaczy mu œmieræ syna, ale nigdy nie zapomni.Jak wiêc mog³aby trwaæ w ma³¿eñstwie z nim, skoro zamierza³a do koñca swoich dni wypominaæ mu tê tragediê?Popatrzy³ na profil Astrid, wyostrzony przez blask bij¹cy z telewizyjnego ekranu - g³êboko osadzone oczy, ostro zarysowane koœci policzkowe i zmys³owe, lekko otwarte usta.Spojrza³ na jej nogi o d³ugich palcach, na które na³o¿y³a srebrne pierœcienie.By³o w niej coœ magicznego, jakby by³a elfem, który przyby³ ze Œródziemia.Nie potrafi³ powiedzieæ, czy ich znajomoœæ do czegoœ doprowadzi, dochodzi³o jednak miêdzy nimi do dziwnego iskrzenia; czegoœ takiego nigdy nie doœwiadczy³ z Margot.- Chcia³aœ mi coœ powiedzieæ - odezwa³ siê.- Naprawdê? Co takiego?- Nie wiem.Zaczê³aœ coœ mówiæ przez telefon, ale w koñcu postanowi³aœ zostawiæ to na póŸniej.- Ach, racja.Chcia³am ciê zapytaæ, czy wyjecha³byœ ze mn¹ na weekend.- A konkretnie dok¹d?- Mam przyjació³kê, która ma ma³¹ chatkê w Rancho Santa Fe.To tylko godzina jazdy st¹d.- I co byœmy tam robili?- P³ywali.Rozmawiali.Objadali siê truskawkami.- Có¿, prawdopodobnie i tak nic w tym czasie nie napiszê.- Czy to ma znaczyæ „tak"?- To znaczy „tak".- Wspaniale! Bêdziesz móg³ mi œpiewaæ Dziewczynê, która utyka³a na lew¹ nogê.Spojrza³ Astrid w oczy, próbuj¹c odgadn¹æ, o czym myœli, ale nie potrafi³.B³yszcza³y i by³y rozbiegane, a jednak Frank nie wiedzia³, czy œwiadczy to po prostu o spontanicznej radoœci i zadowoleniu dziewczyny, czy mo¿e o czymœ zupe³nie innym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]