[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, co mo¿e mnie tam czekaæ.Mo¿e to gigantyczna pu³apka.Zasadzka.Sztuczka.Odsun¹³em tê myœl.W tej chwili jakoœ nie mia³o to znaczenia.- Zacz¹³eœ mi opowiadaæ o sobie, ojcze.- Naprawdê? Nie pamiêtam ju¿, co mówi³em.- Chcia³bym lepiej ciê poznaæ.Opowiedz wiêcej.Westchn¹³em i wzruszy³em ramionami.- Wiêc o tym.- Skin¹³ rêk¹.- Ca³y ten konflikt.Jak to siê zaczê³o? Jaka by³a twoja rola? Fiona mówi³a, ¿e przez wiele lat ¿y³eœ w Cieniu pozbawiony pamiêci.Jak j¹ odzyska³eœ, jak znalaz³eœ innych i wróci³eœ do Amberu?Zaœmia³em siê.Raz jeszcze spojrza³em na Randoma i burzê.Wypi³em ³yk wina i otuli³em siê p³aszczem.- Czemu nie? - mrukn¹³em.- Jeœli masz ochotê na d³ugie historie, oto jedna z nich.Przypuszczam, ¿e najlepiej bêdzie zacz¹æ od prywatnej kliniki w Greenwood, na cieniu-Ziemi mojego wygnania.Tak.Rozdzia³ 14Opowiada³em, a niebo wykona³o nad nami pe³ny obrót.Potem drugi.Zmagaj¹cy siê z nawa³nic¹ Random zwyciê¿y³.Rozst¹pi³a siê przed nami jak rozciêta toporem olbrzyma.Szala³a jeszcze z obu stron, by wreszcie odejœæ na pó³noc i po³udnie, rozp³ywaj¹c siê, s³abn¹c i znikaj¹c.Kraina, któr¹ zas³ania³a, przetrwa³a, lecz czarna droga zniknê³a.Merlin twierdzi jednak, ¿e to ¿aden k³opot.Gdy nadejdzie pora, by przejœæ na drug¹ stronê, przywo³a dla nas pasmo babiego lata.Random odszed³.Straszliwy by³ wysi³ek, którego siê podj¹³.Gdy wypoczywa³, nie wygl¹da³ ju¿ jak dawniej: zapalczywy m³odszy brat, któremu uwielbialiœmy dokuczaæ.Na jego twarzy wyst¹pi³y linie, których nie dostrzega³em wczeœniej: oznaki g³êbi, na któr¹ nie zwraca³em uwagi.Mo¿e to niedawne wydarzenia wp³ynê³y na jego obraz w moich oczach, ale wydawa³ siê jakby silniejszy i bardziej szlachetny.Czy¿by nowa rola tak podzia³a³a? Naznaczony przez.Jednoro¿ca, namaszczony przez burzê, chyba rzeczywiœcie nawet przez sen wygl¹da³ po królewsku.Ja ju¿ spa³em, a Merlin drzema³ w tej chwili.Zadowolenie daje mi fakt, ¿e w tej krótkiej chwili przed jego przebudzeniem jestem jedynym p³omykiem œwiadomoœci na grani Chaosu.Spogl¹dam na ocala³y œwiat, œwiat oczyszczony, œwiat, który trwa.SpóŸniliœmy siê mo¿e na pogrzeb taty, na rejs w jakieœ bezimienne miejsce poza Dworcami.To smutne, ale nie mia³em si³y, by siê ruszyæ.Widzia³em jednak splendor jego odejœcia, a wielk¹ czêœæ jego ¿ycia noszê w sobie.Po¿egnaliœmy siê.On by to zrozumia³.I ty ¿egnaj, Eryku.Po tylu latach mówiê to wreszcie, w³aœnie w taki sposób.Gdybyœ do¿y³ tej chwili, wszystkie nasze rachunki zosta³yby zamkniête.Pewnego dnia mo¿e nawet zostalibyœmy przyjació³mi.skoro zniknê³y wszelkie powody sporów.Ze wszystkich par w rodzinie, ty i ja najbardziej byliœmy podobni do siebie.Mo¿e z wyj¹tkiem Deirdre i mnie, w pewnym sensie.Lecz ³zy z tej przyczyny zosta³y przelane ju¿ dawno.Mimo to, ¿egnaj jeszcze raz, najukochañsza siostro; zawsze ¿yæ bêdziesz w moim sercu.I ty, Brandzie.Wspominam ciê z gorycz¹, szalony bracie.Prawie nas zniszczy³eœ.Niemal zrzuci³eœ Amber z wynios³ego gniazda na piersi Kolviru.Wstrz¹sn¹³byœ ca³ym Cieniem.Niemal rozbi³eœ Wzorzec i przebudowa³eœ wszechœwiat na w³asny obraz.Ob³¹kany i z³y, tak blisko by³eœ realizacji swych pragnieñ, ¿e jeszcze teraz dr¿ê na samo wspomnienie.Jestem zadowolony, ¿e odszed³eœ, ¿e zabra³y ciê strza³a i otch³añ, ¿e nie hañbisz ju¿ sw¹ obecnoœci¹ ludzkich siedzib ani nie oddychasz s³odkim powietrzem Amberu.Chcia³bym, byœ nigdy siê nie urodzi³, a jeœli ju¿, to abyœ zgin¹³ wczeœniej.Doœæ! Takie refleksje pomniejszaj¹ mego ducha.B¹dŸ martwy i nie nawiedzaj ju¿ moich myœli.Rozk³adam was jak karty, moi bracia i siostry.To bolesne, lecz i pob³a¿liwe wobec siebie, uogólniaæ w taki sposób, ale wy.ja.my zmieniliœmy siê chyba i zanim znowu w³¹czê siê do ruchu, potrzebujê tego ostatniego spojrzenia.Caine, nigdy ciê nie lubi³em i nadal ci nie ufam.Obrazi³eœ mnie, zdradzi³eœ, a nawet pchn¹³eœ mnie sztyletem.Zapomnijmy o tym.Nie podobaj¹ mi siê twoje metody, ale tym razem nic nie mogê zarzuciæ twojej lojalnoœci.Pokój wiêc.Niech nowe panowanie rozpocznie siê od czystego konta w naszych obrachunkach.Llewello, posiadasz wielkie rezerwy charakteru, a niedawne okolicznoœci nie zmusi³y ciê, by z nich skorzystaæ.Za to jestem wdziêczny.To czasem przyjemne - wyjœæ z konfliktu nie poddaj¹c siê próbie.Bleysie, wci¹¿ jesteœ dla mnie postaci¹ spowit¹ w blask: mê¿ny, wylewny, gwa³towny.Za to pierwsze, mój szacunek; za drugie, mój uœmiech.A trzecie przynajmniej ostatnio z³agodnia³o.To dobrze.W przysz³oœci trzymaj siê z dala od spisków.Nie pasuj¹ do ciebie.Fiono, ty zmieni³aœ siê najbardziej.Muszê nowym uczuciem zast¹piæ stare, ksiê¿niczko, gdy¿ po raz pierwszy staliœmy siê przyjació³mi.Przyjmij moj¹ sympatiê, czarodziejko.Jestem twoim d³u¿nikem.Gerardzie, powolny i wierny bracie, mo¿e jednak nie wszyscy siê zmieniliœmy.Trwa³eœ jak ska³a przy tym, w co wierzy³eœ.Obyœ nie da³ siê tak ³atwo wykorzystywaæ.Obym nigdy nie musia³ stawaæ z tob¹ do zapasów.Wracaj na morze w swych okrêtach i oddychaj czystym, s³onym powietrzem.Julianie, Julianie, Julianie.Czy¿bym nigdy nie zna³ ciê naprawdê? Nie.Zielona magia Ardenu musia³a roztopiæ dawn¹ pró¿noœæ, pozostawiaj¹c s³uszniejsz¹ dumê i coœ, co chêtnie nazwê uczciwoœci¹.coœ ca³kiem innego ni¿ mi³osierdzie, na pewno, lecz bêd¹ce dodatkiem do twej zbrojowni, którego bym nie lekcewa¿y³.Benedykcie, bogowie wiedz¹, ¿e nabierasz m¹droœci, gdy czas wypala swój szlak ku entropii.Lecz w swej wiedzy o ludziach wci¹¿ zaniedbujesz pojedyncze egzemplarze tego gatunku.Mo¿e teraz, kiedy bitwa siê skoñczy³a, zobaczê wreszcie twój uœmiech.Odpoczywaj, wojowniku.Flora.Nie jesteœ gorsza teraz ni¿ wtedy, gdy zna³em ciê tak dawno temu.To tylko sentymentalne marzenie, patrzeæ na ciebie i innych jak ja teraz, podliczaæ swoje rachunki i szukaæ kredytów.Nie jesteœmy ju¿ nieprzyjació³mi, nikt z nas, i to powinno wystarczyæ.A mê¿czyzna odziany w czerñ i srebro, ze srebrn¹ ró¿¹? Chcia³bym wierzyæ, ¿e nauczy³ siê ufnoœci, ¿e przemy³ oczy w krystalicznym Ÿródle, ¿e odkurzy³ jeden czy dwa idea³y.Mniejsza z tym.Mo¿e pozostaæ mocnym w gêbie, wœcibskim krêtaczem, sprawnym jedynie w nieistotnej sztuce przetrwania, tak œlepym, jak pamiêtaj¹ go lochy, na bardziej finezyjne odcienie ironii.Nie szkodzi, niech mu bêdzie, niech tak bêdzie.Mo¿e nigdy nie bêdê z niego zadowolony.Carmen, voulez-vous venir avec moi! Nie? Wiêc ¿egnaj i ty, ksiê¿niczko Chaosu.Mog³o byæ przyjemnie.Niebo obraca siê po raz kolejny; kto mo¿e wiedzieæ, na jakie czyny pada jego witra¿owy blask? Pasjans zosta³ roz³o¿ony i rozegrany.Tam gdzie by³o nas dziewiêciu, jest teraz siedmiu i jeden król.Ale Merlin i Martin s¹ teraz z nami, nowi gracze w tej nieprzerwanej rozgrywce.Si³y mi wracaj¹, gdy patrzê na popio³y i myœlê o drodze, jak¹ obra³em.Intryguje mnie œcie¿ka przede mn¹, od hal piek³a do halleluja.Znowu mam swoje oczy, pamiêæ, rodzinê.A Corwin zawsze pozostanie Corwinem, nawet w dniu S¹du.Merlin zaczyna siê ruszaæ; to dobrze.Pora odje¿d¿aæ.S¹ sprawy do za³atwienia.W swym ostatnim wyczynie po pokonaniu burzy, Random po³¹czy³ siê ze mn¹ i, czerpi¹c moc z Klejnotu, przez Atut nawi¹za³ kontakt z Gerardem.Karty znowu s¹ zimne, a cienie znów s¹ sob¹.Amber trwa.Lata minê³y od dnia, gdy go opuœciliœmy, i mo¿e wiêcej ich up³ynie, nim tam powrócê.Pozostali przeatutowali siê ju¿ pewnie do domu, jak Random, na którego czeka³y obowi¹zki.Ja jednak muszê teraz odwiedziæ Dworce Chaosu, poniewa¿ obieca³em, poniewa¿ mogê nawet byæ tam potrzebny.Zbieramy ekwipunek, Merlin i ja.Wkrótce mój syn wezwie widmow¹ œcie¿kê.Kiedy wszystko ju¿ tam za³atwiê, kiedy Merlin przejdzie Wzorzec i odjedzie, by znaleŸæ w³asne œwiaty, bêdê musia³ wyruszyæ w podró¿.Muszê zjawiæ siê w miejscu, gdzie zasadzi³em ga³¹Ÿ starego Ygga, odwiedziæ drzewo, które z niej wyros³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]