[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Neil nie odrywa³ spojrzenia od kêpy trawy, gdzie znikn¹³ Dunbar.— Nie by³bym taki pewny — oœwiadczy³.— Wierzê, ¿e to on mi pomóg³, kiedy drewniany cz³owiek próbowa³ mnie zabiæ, i uwa¿am, ¿e teraz tak¿e próbuje mi pomóc.Czujê siê spokojniejszy, kiedy siê pojawi.Œpiewaj¹ca Ska³a spojrza³ przelotnie na okoliczne wzgórza.— Nie polegaj zbytnio na duchach — powiedzia³.— Niektóre z nich bywaj¹ zdradliwe.W Dakocie Po³udniowej znamy opowieœci o demonach, przybieraj¹cych postacie psów i prowadz¹cych ³owców do rzek lub do przepaœci.— Dunbar jest inny — oœwiadczy³ Neil z przekonaniem.Na werandê wyszed³ Harry.W rêku trzyma³ zabazgranyskrawek br¹zowej koperty.— ZnaleŸli ich?—spyta³ Neil.—Powiedzieli, co z Tobym? Harry rzuci³ okiem na nagryzmolone notatki.— ZnaleŸli — odpar³.— Autobus dotar³ nad jezioro Beryessa tak, jak powinien.Stoi zaparkowany na moœcie nad Pope Creek.— Zaparkowany na moœcie? Co on tam robi? Nie mówili, co z dzieæmi?— Dzieci s¹ w autobusie.Kiedy policjanci próbowali podjechaæ bli¿ej i sprawdziæ, co siê sta³o, ich radiowóz zapali³ siê i wybuch³.Jeden z policjantów jest ciê¿ko poparzony.— O Bo¿e! —jêkn¹³ Neil.— Zaczê³o siê.169— Masz cholern¹ racjê: zaczê³o siê.To musi byæ sprawka Mistrza Andy'ego Beavera, podpalacza samochodów.— W umyœle ch³opca zwanego Andym Beaver przebywa szaman Pajutów o imieniu Z³amany P³omieñ.Tak mi siê przynajmniej wydaje.To jedyne dziecko, które wspomnia³o0 paszczy na niebie.Tylko Pajutowie u¿ywali tego okreœlenia.No i, naturalnie, posiada on te same umiejêtnoœci co Z³amany P³omieñ, w szczególnoœci podpalania przedmiotów na odleg³oœæ.— Z³amany P³omieñ? — zainteresowa³ siê Harry.— Czy by³ potê¿ny?— Obawiam siê, ¿e by³ jednym z najpotê¿niejszych.Jego jedynym s³abym punktem by³a nieumiejêtnoœæ poskromienia demonów cholery i innych chorób, a tak¿e to, ¿e nie potrafi³ ocaliæ dusz tych ze swego ludu, którzy umarli pij¹c za du¿o whisky albo wpadaj¹c pod ¿elaznego konia.Innymi s³owy, by³ mistrzem we wszelkich dziedzinach magii z wyj¹tkiem tych, które pochodzi³y z umiejêtnoœci bia³ego cz³owieka, takich jak zara¿anie chorobami, budowanie kolei czy destylacja alkoholu.— Na rany Chrystusa! — zawo³a³ Neil.— Nie stójmy tu dyskutuj¹c o sytuacji, tylko jedŸmy tam!— Neil ma racjê — popar³ go Harry.— Je¿eli policjanci zaczn¹ siê denerwowaæ, siêgn¹ po broñ, a to ju¿ nie bêdzie zabawne.Zw³aszcza dla nich samych.— Dobrze — skin¹³ g³ow¹ Œpiewaj¹ca Ska³a.— Harry, mo¿esz przynieœæ moj¹ walizkê? Neil, jeœli masz jakieœ piwo czy soki, herbatniki albo krakersy, zabierz je ze sob¹.To bêdzie ciê¿ka noc, najciê¿sza z tych, jakie dot¹d prze¿yliœcie.— Miejmy nadziejê, ¿e nie oka¿e siê najtrudniejsza1 ostatnia — mrukn¹³ Harry otwieraj¹c drzwi.Z dala od brzegu oceanu dzieñ by³ duszny i gor¹cy.Jechali przez Dolinê Ksiê¿yca, wje¿d¿aj¹c na wznosz¹ce siê pomiêdzy regionami Napa i Sonoma wzgórza pokryte polami170uprawnymi, mijali farmy oraz stada byd³a.Potem zsuwali siê w dó³, na szerokie równiny po³udniowej Napa Valley.Przed nimi, b³êkitne na tle przymglonego nieba, wyrasta³y pokryte lasem góry Vaca.Za ich szczytami le¿a³o jezioro Beryes-sa — prostok¹tny obszar rozfalowanych wód d³ugoœci prawie dwudziestu i szerokoœci trzech kilometrów.— W niektórych czêœciach Nowej Anglii — zauwa¿y³ Œpiewaj¹ca Ska³a, ci¹gle ¿uj¹c tytoñ — Indianie nazywaj¹ takie zaokr¹glone góry uncanoonucks, co t³umaczy siê po prostu jako „kobiece piersi".Harry podskoczy³ na siedzeniu, gdy Neil przyspieszy³ mijaj¹c szczyt.— A jak nazywaj¹ szamanów, którzy próbuj¹ zabawiæ ludzi opowiadaj¹c im o trywialnych indiañskich ciekawostkach? — zapyta³.— Tak samo jak irytuj¹cych bia³ych jasnowidzów — wyjaœni³ Œpiewaj¹ca Ska³a, nonszalancko opieraj¹c ³okcie o ramê okna samochodu.Neil pochyli³ siê, w³¹czaj¹c radio.Pokrêci³ ga³k¹, przebiegaj¹c przez muzykê country, fragmenty kazañ i wybuchy œmiechu.— Mo¿e dowiemy siê czegoœ o autobusie — powiedzia³.— Wiadomoœæ ju¿ siê pewnie rozesz³a.— Jak d³ugo potrwa, zanim dojedziemy do jeziora? — spyta³ Œpiewaj¹ca Ska³a.— Najwy¿ej dwadzieœcia minut — zapewni³ Neil.Pêdzili teraz szos¹ przez Napa.Zmienili pas ruchu, by zjechaæ z g³Ã³wnej drogi i skrêciæ na wschód, przez miasto w stronê gór.— Mam nadziejê, ¿e nie dojedziemy za póŸno — doda³.— Jeœli coœ siê stanie Toby'emu, to mówiê wam.— S³ysza³eœ, co powiedzia³ Œpiewaj¹ca Ska³a — pocieszy³ go Harry.— Nic siê nie zacznie, dopóki nie pojawi siê bogini ksiê¿yca.To znaczy.teraz jest czwarta, wiêc zosta³o nam jeszcze szeœæ godzin.Wjechali na przedmieœcia Napa, w alejê Lincolna.Ruch by³ spory.Samochody porusza³y siê powoli i dostojnie, z sza-171cown¹ prêdkoœci¹ trzydziestu kilometrów na godzinê.Neil nie móg³ nic na to poradziæ, móg³ tylko przyhamowaæ i czekaæ, a¿ wyjad¹ z miasta.Przy ka¿dym czerwonym œwietle przygryza³ wargi, bêbni¹c palcami po kierownicy.— Ruszaj! No szybciej, ty draniu! —mrukn¹³ pod nosem, gdy wreszcie minêli granice Napa, tu¿ za mocno podrdze-wia³ym matadorem.Przycisn¹³ peda³ gazu.Samochód z rykiem skoczy³ w otoczon¹ eukaliptusami alejê prowadz¹c¹ w stronê gór.Kilka kilometrów na wschód od miasta droga zaczê³a siê wznosiæ, wij¹c siê i skrêcaj¹c wœród ska³ oraz kolczastych krzewów.Opony piszcza³y g³oœno, gdy Neil pokonywa³ kolejne zakrêty, ca³y czas dociskaj¹c stopê do pod³ogi.Mijali poroœniête such¹ traw¹, ogrodzone p³otami pola i zakurzone przydro¿ne parkingi.Przeje¿d¿ali przez mosty i przepusty, a nad ich g³owami ciemnia³o niebo, okrywaj¹c siê atramentów oczarnymi chmurami.W dali zajaœnia³a na moment b³yskawica, suche liœcie przelecia³y nad jezdni¹, pêdzone pierwszym podmuchem nadchodz¹cej burzy.— Samo niebo wygl¹da dostatecznie ponuro—zauwa¿y³ Harry.— Nie mówi¹c ju¿ o sytuacji.Œpiewaj¹ca Ska³a uniós³ rêkê, by go uciszyæ.— Jesteœmy ju¿ coraz bli¿ej.Bardzo blisko.Muszê siê skoncentrowaæ.Zjechali krêt¹ drog¹ po zboczu i wreszcie zobaczyli jezioro.Jego wody by³y niemal czarne, ciemniejsze nawet od k³êbi¹cych siê w górze chmur.Wiatr podnosi³ fale z bia³ymi grzbietami piany, podobne do rozrzuconych piór spadaj¹cego ptaka.Wygl¹da³y z³owieszczo, przetaczaj¹c siê nad nie-odgadnionymi g³êbiami, oczekuj¹cymi na martwych i ton¹cych.— Most nad Pope Creek jest tam, za zakrêtem — wyjaœni³ Neil jad¹c wzd³u¿ skalistych brzegów jeziora.—Hardin, Burton i Maxwell Creek ³¹cz¹ siê tutaj, tworz¹c spor¹ zatoczkê.Minêli ostatni zakrêt przed mostem i trafili na blokadê172drogi: pó³ tuzina b³yskaj¹cych œwiat³ami radiowozów, oddzia³ policji z Napa oraz barykadê czerwono-bia³ych barierek.Policjant w przeciws³onecznych okularach skin¹³, by Neil zjecha³ na bok.— Przykro mi, ch³opie — powiedzia³.— Bêdziesz musia³ zawróciæ.Przez d³u¿szy czas droga bêdzie zamkniêta.— Mój ch³opak jest w tym autobusie — wyjaœni³ Neil.— Jestem Neil Fenner.Mój syn to Toby Fenner.— Mo¿esz to jakoœ udowodniæ?Neil poda³ mu prawo jazdy.Policjant przyjrza³ siê uwa¿nie, pokiwa³ g³ow¹ i odda³ je z powrotem.Potem wskaza³ miejsce tu¿ przed mostem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]