[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obraz zaczął blednąć. - Zapisano na czwartej planecie Płomienistej Bzakomunikował WKA.- Kolejny zapis pochodzi z ósmej planety tego samego układu. Również ten obraz zaczął się od widoku krajobrazu, aletym razem był to pejzaż szary, niemal czarny: jednostajnie pagórkowata równina,matowe gwiazdy na ciemnym niebie.Na powierzchnię planety opuszczał sięcygarowaty statek rzucający snopy zielonkawego światła. - Fotonowy statek kosmiczny - skomentował WKA -konstrukcja podobna do budowanych przez naszych przodków cztery wieki temu. - Pierwszy stopień techniki kosmicznej! - mruknąłAllan.- Nie najlepszy sprzęt mają ci gwiezdni pielgrzymi. W następnym obrazie statek fotonowy leżał napowierzchni gruntu, a wokół niego krzątali się Galaktowie i Anioły.Galaktowietrzymali w rękach skrzynki podobne do pradawnych aparatów spawalniczych.Zeskrzynek tryskały płomienie i iskry.Nie opodal, na wzgórzu, wznosiła się wieżaz obrotowym reflektorem, który bez przerwy obmacywał niebo.Z części dziobowejstatku wystrzeliła rakietka i pomknęła w ciemne niebo.Wyglądało na to, żeGalaktowie czegoś się obawiali.Nie dowierzając obrotowemu oku na wieżyprzerywali pracę i wpatrywali się w gwiazdy połyskujące mętnie na czarnymnieboskłonie.Galaktowie poruszali się szybko, pracowali nerwowo, słowem,spieszyli się. A kiedy i ten obraz zblakł, pojawiłysię zapisy dostarczone z dziewiątej, zewnętrznej planety układu.Nie było w nichani ludzi, ani przedmiotów, jedynie mgliste pasma i świecący pył, który wkrótcezapełnił całe wnętrze stereoekranu.W tym pyle pojawiły się dwie zbliżające siędo siebie, niejasno połyskujące kule.Zbliżanie się kul wyglądało na pogoń iucieczkę: prawa kula odchylała się ku krawędzi ekranu, lewa dopędzała ją.Pochwili całą przestrzeń zalało błękitne światło i w szalonym rozbłysku pochłonęłoobie kule.Odniosłem wrażenie, że obie kule eksplodowały od zetknięcia się zesobą.WKA potwierdził, iż widziadło przedstawia zderzenie dwóch, na razie niezidentyfikowanych ciał niebieskich. - Przypuszczalniekatastrofa kosmiczna - zakomunikował WKA. Allanpokręcił z niedowierzaniem głową. - Wątpię -powiedział.- W każdym razie nie wyglądało mi to na naturalną anihilacjęmaterii. Drugi obraz kosmiczny przedstawiony wstereoekranie już nie przypominał wybuchu.Był to wizerunek skupiska gwiezdnego,raczej rozproszonego niż kulistego.WKA poinformował, że skupiska nie udało sięzidentyfikować, chociaż w snach skrzydlatych mieszkańców dziewiątej planetyczęsto się powtarza jego odbicie.Mgławica miała dziwaczny kształt, sprawiała namnie wrażenie czegoś groźnego.Inni też to odczuli.Skupisko dzieliło się nadwie niemal jednakowe części, z wieloma tysiącami gwiazd w każdej z nich.Taobfitość ciał niebieskich nie była niczym nadzwyczajnym.W Galaktyce jest poddostatkiem wielogwiezdnych rojów.Dziwne było co innego.Jedna połowa wyglądałana bardziej skoncentrowaną, skupioną, podobną do zaciśniętej gwiezdnej pięściwymierzającej potężny cios drugiej grupie, która odlatywała i rozsypywała się nasetki pojedynczych gwiazd.Prawdopodobnie wiedząc, że czeka nas widok potwornychgwiezdnych bitew, już zawczasu wyszukiwaliśmy je w każdym obrazie.Andreutrzymywał później, że słyszał krzyk bólu dobiegający z drugiego roju.Znamwprawdzie sytuacje, kiedy światło zdaje się krzyczeć, ale tym razem głosurozpaczy nie słyszałem. - Ostatni zapis -zakomunikowała maszyna.Planeta czwarta, siódma i dziewiąta.Widzenie powtarzasię w majakach wielu skrzydlatych.Do demonstracji wybrano najwyraźniejszątaśmę. To był obraz najbardziej dramatyczny spośródwszystkich pokazanych nam przez WKA.Galakt jak podcięty padał na ziemię,właśnie padał, a nie upadł, bo senne widziadło zaczynało się w chwili jegoupadku.Później leżąc już, rozpaczliwie bił nogami i rozdrapywał ziemię swoimiruchliwymi palcami.Próbował czołgać się z podniesioną głową.Pełzł w naszymkierunku.W jego szyi ziała szeroka rana, z której tryskała krew na ręce iziemię.Nigdy nie zapomnę jego twarzy, młodej, pięknej, zeszpeconej bólem istrachem.Galakt krzyczał i bez przekładu WKA każdy z nas rozumiał jego krzyk.„Ratunku! - wołał przerażony młodzieniec.- Na miłość boską, ratunku!" Potem wostatnim wysiłku wyciągnął ku nam ręce, język mu drętwiał, twarz bladła i tylkoogromne, nieludzkie oczy nadal błagały o pomoc, żądały pomocy.Wreszcie młodyGalakt zamknął powieki i tylko słabe drgawki przebiegały po jego ciele, jakby wten sposób chciał zrzucić z siebie okowy śmierci.Przez salę przetoczyło sięwestchnienie: tysiące wstrzymujących oddech ludzi jednocześnie wciągnęłopowietrze. - O, niech to diabli! - klął na głos bladyAndre.- Cóż to ma znaczyć, do pioruna!? - Zemścićsię! - ryknął wściekle Leonid.Chwycił mnie za rękę i wparł we mnie pobielałe zgniewu oczy.Trzeba się zemścić, Eli! Jeden tylkoRomero nie stracił głowy. - Na kim się zemścić? Za co?Jesteście pewni, że to było przestępstwo, a nie wypadek? Zgoda, młodzieniec jestczarujący, wręcz bosko piękny, choć niestety nie po bosku śmiertelny.Ale możewidzieliśmy tu wydarzenie sprzed milionów lat, nie pomyślał pan o tym, mójimpulsywny Mrawo? Leonid najpierw działa, a potem sięzastanawia.Teraz oszołomiony zagapił się na Romera. Znów odezwał się Wielki Komputer Akademicki.Jak naakademicką maszynę przystało beznamiętnie demonstrował i opisywał aparaturę dozapisu marzeń sennych, oceniał stopień wiarygodności rozszyfrowanych obrazów.Skrzydlaci mieszkańcy Płomienistej B nie mogli, jak się okazało, wytłumaczyćwielu rzeczy, które pojawiały się w ich snach.Nie mieli na przykładnajmniejszego pojęcia o statkach fotonowych i aparatach spawalniczych.WKAopowiedział, w jaki sposób doznane niegdyś silne wrażenia są przekazywanepotomkom przez mechanizmy dziedziczności, a później powtórzył baśnie o Galaktachi Niszczycielach żyjące w tradycji mieszkańców planet Płomienistej B. Podanie o przybyszach z kosmosu znają jedynie Anioły ztego układu planetarnego.Sprowadzają się one pokrótce do tego, że w dawnychczasach ich planety były mroczne i nie zagospodarowane, po ziemi pełzałydrapieżne gady, a w powietrzu, kryjąc się przed sąsiadami, przelatywały z rzadkadzikie Anioły.Skrzydlate ludy żyły we wzajemnej wrogości.Przedmiotem krwawychbójek było wszystko: gleba i powietrze, rośliny i odzież, pokarm i siedliska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]