[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiesz już, co je wykryło, więc zdajeszsobie także sprawę, że jeśli zrobisz coś, co nie będzie się mi podobało, będę otym wiedział.Ten samolot robi przepiękne zdjęcia.Z najmniejszymi detalami.Wyłaź! Szarpnięciem pociągnął go w kierunku klatki.Trochę się tamzmieniło.Przede wszystkim maszyna ucząca i stół znajdowały się teraz nazewnątrz klatki.Linki od obroży Chrissie i Pattie były przywiązane do żelaznegopręta osadzonego przy brzegu basenu.Chrissie próbowała masażem przywrócićczucie w ramionach i nogach Pattie.Dziewczynka płakała z bólu, gdy krew wracałado zdrętwiałych członków. - A teraz będzie mały pokaz, więc skup się! - Terl wyciągnąłłapę ku puszce transformatorowej wiszącej na pobliskiej ścianie.Jego pazurwskazywał wychodzący z niej gruby drut, który biegł do górnych prętów klatki,owijał się wokół każdego z nich i wracał do puszki.U dołu każdy pręt owiniętybył osłoną izolacyjną. Pociągnął Jonniego w kierunku krzaków.Leżał tam kojot, ze łbemobwiązanym jakąś szmatą, spod której dobiegało przytłumione warczenie.Terlnałożył rękawicę izolującą i podniósł go z ziemi. - Powiedz tym swoim zwierzakom, żeby dobrze się temuprzyjrzały! - powiedział. Jonnie milczał. - No cóż, mniejsza o to.I tak patrzą. Trzymając wyrywającego się kojota w osłoniętej rękawicą łapie,potwór przycisnął go do prętów powyżej warstwy izolacyjnej.Błysnęło i wpowietrzu rozszedł się nieznośny swąd.Kojot zawył przeraźliwie.W chwilępóźniej na prętach został już tylko czarny, dymiący strzęp czegoś, co jeszczeprzed chwilą było żywym stworzeniem.Terl zachichotał. - Zwierzaku, powiedz im, że jeśli dotkną tych prętów, staniesię z nimi to samo. Wstrząśnięty Jonnie szybko przetłumaczył dziewczętom jegosłowa. - Teraz z kolei - kontynuował Terl, zdejmując z łapy rękawicę izatykając ją za pas - pokażę ci, co mam na ciebie.Sięgnął do kieszeni i wyjął zniej małą skrzyneczkę z przełącznikami. - Wiesz już wszystko na temat zdalnego sterowania, zwierzaku.Przypomnij sobie tamten spychacz! To właśnie jest urządzenie do zdalnegosterowania.A teraz - wskazał łapą dziewczyny przyjrzyj się im dokładnie.Widzisz te czerwone wybrzuszenia na ich obrożach? Jonnie widział je aż za dobrze.Poczuł mdłości. - To są małe bombki - wyjaśnił Terl.- W sam raz, żebypogruchotać im szyje i poodrywać głowy.Rozumiesz, zwierzaku? Jonnie przeszył go wzrokiem pełnym nienawiści. - Ten przełącznik - rzekł Terl, wskazując na jeden z przyciskówskrzyneczki - to mały zwierzak.Ten zaś - dotknął drugiego przycisku - wywołujewybuch obroży drugiego zwierzaka.A ta skrzynka. - A do czego jest trzeci przycisk? - przerwał mu Jonnie. - Patrzcie no, dzięki za pytanie.Nie myślałem, że twójszczurzy móżdżek będzie w stanie to pojąć.Ten trzeci przełącznik powodujewybuch dużego ładunku w klatce, o którym nie wiesz, gdzie jest założony, i którywysadzi w powietrze wszystko. Terl uśmiechnął się za płytą wizjeru, a jego bursztynowe,zmrużone oczy migotały, gdy patrzył na Jonniego.Po chwili ciągnął dalej: - Skrzynka jest zawsze przy mnie, a dwie podobne są ukryte wnie znanych ci miejscach.Czy teraz wszystko jasne? - Jasne jest i to - odparł Jonnie, z trudem opanowującwściekłość - że któryś z koni może przypadkiem podejść do klatki i zostaćporażony prądem.Jasne jest również, że możesz te przełączniki uruchomić przeznieuwagę. - Zwierzaku, stoimy tu mieląc językami i zapominając o fakcie,że jestem przecież twoim prawdziwym przyjacielem. Jonnie znieruchomiał, napięty i czujny.Terl wyjął przyrząd docięcia metalu i przeciął obrożę Jonniego, po czym drwiąco usłużnie wręczył mujej resztki wraz ze smyczą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]