[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnienia oddechu.Cieniepełzające we wnętrzu zbiornika. Jak opisać cienie tym, którzy ich nie widzieli? Możejako negatyw fotografii istniejący równocześnie z innym, później wykonanymzdjęciem.Podwójne, czarno-białe naświetlenie.Obraz duchów. Tu było wiele cieni Obcych.A właściwie wyraźniej sięje dostrzegało. Od kiedy krzykiem utorowałam sobie drogę na pokładstatku - przejście dla osobistego przedstawiciela Prezydenta! - byłamjeszcze bardziej odmieniona wiedzą o przeszłości, o Kathince, Tarinim, aszczególnie o Charlesie; całe jego życie zobrazowane w biograficznej aurzecieni, jakby był jakimś miejscem. Istota ludzka musi unikać tego tygla, stopienia się,inaczej zatraca poczucie kierunku.Tak zostaliśmy stworzeni; oddaleni odsiebie, szukający dróg do zrozumienia innych, lecz nie wtapiający się wnich - nie tak jak Muchy. Ludzie potrzebują jednego punktu widzenia, a nieobrazu z mozaikowatej siatkówki.Ja na ten punkt wybrałam Charlesa,ponieważ widziałam go najpełniej ze wszystkich.Aby opowiedzieć tęhistorię, wybrałam jego oczy, jego głos, jego pragnienia. Cienie pełzały we wnętrzu zbiornika. Dawno temu przodkowie Muchzaznaczali otoczenie sygnałami zapachowymi Nowe doświadczenia byłykodowane w molekułach i dopóki nie zostały wydalone, Mucha nie mogłaniczego zapomnieć; jej wiedza nie malała.Wszystko, czego doznała,pozostawało w pełni rzeczywiste; w rozbudowanej, ciągłej, natychmiastowejrzeczywistości, która pęczniała wiedzą, chyba że rozładowano ją naskałach, ścieżkach lub łodygach roślin, by w końcu się rozwiała. Napotykając wszystkie te sygnały, Muchy żyły życiemwszystkich członków społeczności niemal tak intensywnie jak swoim własnym.Każda uczestniczyła w życiu innych.Prawie udało im się stworzyć zbiorowąinteligencję.Większe, rzadsze, nieruchawe samice pływały w sadzawkachswoich własnych wydzielin, które były w stanie przejąć - utrwalić -wydzielane molekuły pamięci dostarczane przez odwiedzające je, wędrującepo świecie samce.W tych sadzawkach chowały się młode, ucząc się, co toznaczy być Muchą. W miarę jak zespół ich zbiorowych doznań stawał siębardziej złożony, rozwijał się konflikt zmysłów.To co Mucha zwęszyła iczego skosztowała, to widziała i słyszała.Zatem tego, co widziała,powinna była i kosztować.Muchę przytłaczał ogrom doznań, którychosobiście nie doznała. Samice, Gruczoły, odkryły zasady procesu sortowania.Wprowadziły sposób porządkowania świata tak, aby nie był już chaotycznymzbiorem wspomnień.I tak Muchy zaczęły tworzyć porządne mury, budowle,miasta - a każde z sadzawką na środku, w której zawierała się pamięć odanym mieście, uporządkowana wiedza zakodowana w zapamiętany wzór.Miastobyło myślą, myśl była miastem.Wytworzyła się cywilizacja. Gruczoły, centra zbiorowej świadomości, uległyprzemianie do metapamięci, stały się polami informacji leżącymi u podstawrzeczywistości.Miasteczka, miasta i wyobrażenia tych miast wraz zinformacjami zakodowanymi w każdej ich cząsteczce stały się całkowiciezgodne w superprzestrzeni. Oto cienie, które widziałam wokół unoszącego się wzbiorniku Gruczołu; na tyle byłam w stanie je zrozumieć.I ta wizjaskazała mnie na wieczne wygnanie. Niewiele więcej pozostało do opowiedzenia.Och, tak. - Melduję, że centrum Pragi zniknęło! - Co takiego? - Generał Doyle mówi, że zniknęło.Niczego tam niema; tylko pusta, płaska przestrzeń.Zniknęło jak ta kopuła! Mucha, nie dopuszczona do swojego roju, spadła doLake Albano.A może rzuciła się w nie.Obładowana wspomnieniami,przeciążyła swój plecak odrzutowy.To co pamiętała, przemienione wsuperprzestrzeni, zostało wymazane, stracone. Trzeba było utraty kilku innych miejsc - starejMombasy, Gandawy, środka Nowego Orleanu - żeby Tariniemu rozkazano wycofaćsię z piramidy i wpuścić powracające Muchy, by się opróżniły. Po tym wszystkim Obcy dalej robili swoje, latając tui tam, zapamiętując wielkie miasta świata.Ci zwariowani, niby potężniprzybysze byli teraz jeszcze skrupulatniej pilnowani przez siłybezpieczeństwa.Pozostali na Ziemi przez jeszcze jeden rok - dla mnieniezwykle wyczerpujący, ponieważ przez tak długi czas musiałam się trzymaćz dala od innych ludzi na tyle, na ile pozwalała na to moja praca.Byłam wtym teraz aż za dobra; to by mnie zniszczyło.Mimo że od roju oddzielałmnie cały ocean, mogłam się wtopić - w innych ludzi. Co do ich techniki, którazarówno pozwoliła im stwierdzić nasze istnienie, jak i pokonać dzieląceich od nas lata świetlne, to zapewne tego też dokonali dzięki swej sztucezapamiętywania przez dostęp do superprzestrzeni, w której zapisywane sąwszystkie wydarzenia, rozproszone równomiernie niczym hologram, i dziękiumiejętności świadomego "zapominania" o odległości między ich ojczystąplanetą a naszą, a nie za pomocą manipulowania jakąś hipersiłą (chociażmoże dysponują i tym). A jednak biorą pasażera do gwiazd, do swojejojczyzny, żeby sam się przekonał! Gdyby człowiek mógł odbieraćrzeczywistość tak jak one! Podtrzymali tę propozycję, chociaż z górywiadomo było, że będzie mogła z niej skorzystać tylko któraś z osób, którebrały bezpośredni udział w wydarzeniach. Najwidoczniej istota ludzka musi polecieć do gwiazd,nawet z biletem w jedną stronę i bez możliwości przysłania kartki 'zpozdrowieniami - choćby tylko po to, żeby wiedziano, że taką podróżpodjęto. Kto będzie tą osobą? Charles? Och, nie.Nowy Orlean zniknął i Charlesmusiał znów spotkać Martine.Teraz kiedy poznał zwariowanych przybyszów,może zaczął lepiej rozumieć tajniki jej serca.Może wejdzie do domuwariatów, świadomy wszystkich wypisanych na nim znaków, i może zdoławskazać jej wyjście, sposób, w jaki Martine może stać się jedną, kompletnąosobowością. A więc Kathinka? - która za tysiąc lat mogłaby zostaćkanonizowana za swoje poświęcenie? Nie, to by ją zgubiło, zniszczyło jejwiarę.Wiara to przekonanie o istnieniu nadistoty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]