[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Amoże był to po prostu zwyczajny strach, przesuwający mu po plecach swojelodowate palce? Nogi zapadały mu się po kostki w błoto.Smród był corazokropniejszy, jakby wleźli w cuchnące siarką smocze trzewia.Kiedy wszyscyprzeszli przez bramę, Bgr i doktor Delazny rzucili za nimi obiecaną broń. Miecze, sztylety.Łuki i strzały.Puginały i noże.Proce iharcerskie finki. - Co to za dziadostwo, do cholery? - wrzasnął Rick BoskiBohater, daremnie usiłując wydobyć miecz z błota.- Potrzebuję blastera! - Obawiam się, że taka nowoczesna technologia nie działa w tejczasoprzestrzeni, Rick - zawołał doktor Delazny przez kurczący się portal.- Narazie, chłopcy! Będziemy was obserwować! - Protestuję! - rzekł Rick, ruszając z powrotem.- Nie takabyła umowa! Jednak zanim zdołał dopaść bramy, ta zamknęła się sycząc iiskrząc, tak że przeszedł przez pustą przestrzeń, potknął się i runął jak długiw szarawozielony budyń. W tym momencie okropny, nieludzki pisk przeciął powietrze,odgłos przypominający drapanie paznokciami po tablicy. - Chyba wiem, o co chodzi - rzekł Ottar, podnosząc miecz jakszczególnie długą wykałaczkę i rozglądając się wokół spod krzaczastych brwi.-Polubię to miejsce.Co mam zabić najpierw?następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]