[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powinniœcie, panie, zmieniæ teraz kierunek i skrêciæ na zachód - poradzi³ m³odemu hrabiemu, lecz Hamo ani myœla³ go s³uchaæ.- Pojedziemy najkrótsz¹ drog¹ do Lucery - oœwiadczy³.- Wy dowodzicie, panie - ust¹pi³ Guiscard, lecz zanim siê oddali³, rzuci³: - Tylko ¿e robicie dok³adnie to, czego oczekuje nieprzyjaciel!Hamo milcza³.Wmiesza³em siê ostro¿nie.- Nie traktujcie rad starego wygi jako upokorzenia, ale jako dar: s³awa i tak pozostanie przy was!Uzna³em, ¿e tych kilka s³Ã³w wystarczy.Ja tak¿e nie powinienem wywieraæ na niego wiêkszego nacisku.No i poskutkowa³o.Hamo da³ nieznacznie rumakowi ostrogê i wysun¹³ siê na czo³o.Wkrótce potem skrêciliœmy w stronê Altamury i nastêpnego wieczoru natknêliœmy siê na budowê Castel del Monte, zamku myœliwskiego, który cesarz kaza³ postawiæ w lasach Monte Pietrosa, swoim ulubionym rewirze ³owieckim.Bywa³em ju¿ trochê w szerokim œwiecie, rzadko jednak cieszy³em oczy równie podnios³ym widokiem.Zamek spoczywa³ na wzgórzu lekko jak zdjêta korona, któr¹ w ka¿dej chwili przeje¿d¿aj¹cy obok galopem cesarz móg³ podj¹æ sokolnicz¹ rêkawic¹ i dla zabawy postawiæ w innym miejscu.Ca³a budowla, maj¹ca s³u¿yæ rozrywce i zadumie, przyjê³a pe³en harmonii foremny kszta³t oœmioœcianu, którego k¹ty podkreœla³y samotne wie¿e.Ósemka jest cyfr¹ doskona³¹, jak mi niegdyœ wyjawi³ brat Humbert.Dwupiêtrowe budynki o wytwornej prostocie zgrupowano wokó³ wewnêtrznego dziedziñca, którego podziemie s³u¿y³o jako ogromna cysterna.Jednak¿e nie architektoniczne subtelnoœci, krête schody, proporcjonalnoœæ pomieszczeñ, pozbawionych jeszcze wszelkich ozdób i bêd¹cych w ten sposób przyk³adem czystej estetyki miary i liczby - któ¿ je znów kiedykolwiek takimi zobaczy? - nie, nie to sprzyja³o skupieniu, a równoczeœnie kaza³o cieszyæ siê sercu; sprawia³ to duch szlachetnoœci, który emanowa³ z ca³ej budowli, widoczny ju¿ na pierwszy rzut oka.Zmierzcha³o, kiedy uzyskawszy niechêtne przyzwolenie budowniczego, wspiêliœmy siê po drabinach na koronê jednej z oœmiu wie¿ równej wysokoœci.By³o nas tylko trzech: ja, Hamo i stary Guiscard.Przetrz¹saliœmy wzrokiem pagórkowaty krajobraz.JeŸdziec sta³ pod drzewami, które obrze¿a³y jezioro! S¹dzi³, ¿e jest dobrze ukryty.- I po coœmy tak bardzo zboczyli z drogi? - d¹sa³ siê Hamo.- ¯eby naszego papieskiego anio³a stró¿a zbiæ z tropu?- To pierwszy krok do zwyciêstwa - zauwa¿y³ sucho stary.- Jeœli mi zechcecie postawiæ kubek czy dwa wina, wy³o¿ê wam swój plan.W szybko zapadaj¹cych ciemnoœciach zeszliœmy na dziedziniec zamkowy, gdzie wokó³ ognisk rozsiedli siê ¿o³nierze ze stra¿y Hohenstaufa, jeŸdŸcy Eliasza, nasza grupa z Otranto, murarze, cieœle i kamieniarze, którym okoliczni rybacy i wieœniacy oferowali swe towary.Zaczê³y kr¹¿yæ naczynia z trunkami.Pocz¹tkowa nieufnoœæ komendanta z powodu podejrzanie okrê¿nej drogi, jak¹ zmierzaliœmy do rzekomego celu, ostatecznie siê rozwia³a; mogliœmy spêdziæ noc miêdzy murami, ba, komendant wskaza³ nam zadaszone pomieszczenie na nocleg.Hamo zmieszany odmówi³ ¿yczliwej propozycji gospodarza, który chcia³ wys³aæ kilku swoich ludzi, by ujêli naszego przeœladowcê, a poniewa¿ odmowê nale¿a³o jakoœ usprawiedliwiæ, zerwa³em siê i poprosi³em, aby przez mi³oœæ Pana Naszego Jezusa Chrystusa nie wieszaæ papieskiego cz³owieka dla samej uciechy cesarskich ¿o³nierzy.Komendant bardzo ¿a³owa³ zmarnowanej okazji, poleci³ jednak przynieœæ nam dzban wina i odszed³.- Dobrzeœcie zrobili - pogratulowa³ Guiscard m³odemu hrabiemu - ¿e nie daliœcie usun¹æ cz³owieka, który w Rzymie powinien o nas œwiadczyæ.Macie, panie, zadatki na wielkiego wodza.Hamo uœmiechn¹³ siê zawstydzony, a ja wykorzysta³em okazjê i doda³em:- Przyjmijcie, panie, i uznajcie za w³asn¹ radê starego, twardego ¿o³nierza.Bo skoro on ¿yje, znaczy to, ¿e chyba wie, kiedy g³owê wysun¹æ, kiedy jej u¿yæ, a kiedy schowaæ.- Czasy mamy niespokojne - przytakn¹³ mi Guiscard z zadowoleniem - tote¿ ³atwo wyci¹ga siê sztylety i sakiewki.- Wy³Ã³¿ ten swój plan - powiedzia³ Hamo zaciekawiony.- Pos³uchamy!- Jutro rano wyœlecie, panie, naszych ludzi, tych z Otranto, do Lucery, ¿eby wyprawili stamt¹d w kierunku Rieti kompaniê Saracenów.- A my mamy zostaæ bez ochrony? - przerwa³ mu Hamo.- Zostan¹ przecie¿ ¿o³nierze pana z Cortony! - stary wojak nie da³ siê zbiæ z panta³yku, ja zaœ z ciekawoœci¹ nastawi³em ucha.- Do tego jutro stra¿e siê tu wymieniaj¹ i dobrze uzbrojony cesarski oddzia³ poci¹gnie ku Benewentowi.- Aha, chcesz ruszyæ ku morzu? - Wed³ug Hamona plan by³ niebezpieczny, lecz przygoda zaczê³a go podniecaæ.- Wy, panie, nie musicie siê œpieszyæ, wystarczy, ¿e ja poci¹gnê naprzód i wszystko przygotujê.- Bêdzie nam ciê brakowa³o, Guiscardzie - odezwa³em siê, maj¹c na myœli równie¿ to, ¿e gdy zostanê sam z tym m³odzikiem, nie zdo³am przewidzieæ, co mo¿e mu z g³upoty b¹dŸ zuchwalstwa wpaœæ do g³owy, nie mówi¹c ju¿ o przeciwdzia³aniu takim pomys³om.- Postêpujcie zgodnie z planem, a wszystko bêdzie dobrze - uspokoi³ mnie Amalfitañczyk i zwróci³ siê znów do Hamona.- Najpierw pozwólcie wyroiæ siê ¿o³nierzom waszej matki.Nasz posêpny przyjaciel musi siê poczuæ osaczony.Z³apaæ go nie z³api¹, ale podra¿nia samotnego wilka.A to doœæ, ¿ebym niepostrze¿enie ruszy³ w stronê wybrze¿a.Po jakimœ czasie, mo¿e nawet bardzo krótkim, nasz cieñ wywêszy podstêp, uwolni siê od przeœladowców i zacznie wam znowu towarzyszyæ.- I dok¹d powinniœmy siê wówczas udaæ?- JedŸcie zygzakiem, raz ku Benewentowi, raz ku Salerno, jakbyœcie siê chcieli pozbyæ szpiega, co jeszcze bardziej go dotknie.Bêdzie w ci¹g³ym napiêciu.- Ja te¿! - prychn¹³ Hamo nieco pogardliwie.- Dok¹d wiêc?- Jak ju¿ spokojnym stêpem zbli¿ycie siê do Salerno, zostawcie ¿o³nierzy cesarza, dajcie koniom ostrogê i skoczcie ostrym k³usem do Amalfi.Tam wsi¹dziecie na statek, który bêdê trzyma³ w pogotowiu.Po¿eglujemy okrê¿n¹ drog¹!- I uwolnimy siê od przeœladowcy?- Jeœli taka jest, panie, wasza wola - powiedzia³ Guiscard - nie zobaczy nas ju¿ nigdy.A mureny w naszej zatoce nie zostawi¹ ani kawa³eczka z konia i z jeŸdŸca.- To dla mnie za proste i za szybkie! - rozgniewa³ siê Hamo.- Nasz œlad ma siê ci¹gn¹æ przez ca³y kraj.Rzym powinien rozdziawiæ gêbê.- Ha! w to mi graj! - szare oczy Guiscarda rozb³ys³y.- Skoro tak, op³yniemy tylko przyl¹dek Sorrento i ukryjemy siê po drugiej stronie.Nasz przyjaciel wynajmie statek, co go bêdzie s³ono kosztowaæ, i zacznie nas œcigaæ.Bêdzie ¿eglowa³ dzieñ i noc a¿ do Ostii, bo wpadnie w panikê.Wyprowadzi papiesk¹ flotê z portu na Tybrze i zablokuje odcinek miêdzy Civitavecchia a Elb¹, ¿ebyœmy nie wyl¹dowali w Toskanii albo nie przedarli siê do Pizy.Potem papieskimi oddzia³ami zagrodzi drogi od Viterbo do Orvieto, poniewa¿ przyjmie nie bez racji, ¿e jak najszybciej bêdziemy chcieli dotrzeæ do wiernej cesarzowi Perugii albo Cortony pana Eliasza.- Ale jak¿e my tam dotrzemy? - wtr¹ci³em stropiony, gdy¿ zna³em tê okolicê, podczas gdy Hamo nigdy nie wyjecha³ poza Neapol, który kiedyœ zwiedza³ z matk¹.Wszystkie tereny po³o¿one bardziej na pó³noc by³y mu tak obce jak lodowate Morze Pó³nocne czy Ocean za ska³¹ D¿abala at-Tarika.- Po¿eglujemy w górê Tybru, do Rzymu, a¿ do portu Ripa przy Wyspie Trêdowatych.- Odebra³o mi mowê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]