[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uprzedzaj¹c Homera Straggena,zwanego S³owikiem? Ciekawe, ciekawe.Jednym s³owem, to wam mam zap³aciæ piêædziesi¹t florenów.Drug¹ ratê.Straggen dosta³ wiêc swoje pó³ setki za darmo.Bo chyba nie przypuszczacie, ¿e wam odda.- Jak ja siê ze S³owikiem u³o¿ê, to ju¿ moja rzecz - powiedzia³a Angouleme, siedz¹ca na skrzyni i machaj¹canogami.- A umowa wzglêdem wiedŸmina by³a o dzie³o.I to myœmy tego dzie³a dokonali.My, nie S³owik.WiedŸmin w ziemi.Jego kompani, wszyscy troje, w ziemi.Wychodzi, kontrakt wykonany.- Tak przynajmniej twierdzicie.Jak to siê odby³o? Angouleme nie przerwa³a machania nogami.- Na staroœæ - oznajmi³a swym zwyk³ym bezczelnym tonem - spiszê historiê mego ¿ywota.Opiszê w niej, jakodbywa³o siê to, jak tamto, a jak owamto.Do tego czasu musicie wzi¹æ na wstrzymanie, panie Schirru.- A¿ tak siê tego wstydzicie - zauwa¿y³ zimno mieszaniec.- Wiêc a¿ tak wrednie i zdradziecko tegodokonaliœcie.- Przeszkadza wam to? - odezwa³ siê Geralt.Schirru spojrza³ na niego bacznie.- Nie - odrzek³ po chwili.- WiedŸmin Geralt z Rivii nie zas³ugiwa³ na lepszy los.Byt to naiwniak i g³upiec.Gdyby mia³ ³adniejsz¹, uczciwsz¹, honorow¹ œmieræ, powsta³yby legendy.A on nie zas³ugiwa³ na legendê.- Œmieræ jest zawsze taka sama.- Nie zawsze - pokrêci³ g³ow¹ pó³elf, wci¹¿ usi³uj¹c zajrzeæ w skryte cieniem kaptura oczy Geralta.-Zapewniam, ¿e nie zawsze.Domyœlam siê, ¿e to ty zada³eœ œmiertelny cios.Geralt nie odpowiedzia³.Czu³ przemo¿n¹ ochotê, by chwyciæ metysa za koñski ogon, zwaliæ na pod³ogê iwydusiæ z niego wszystko, co wie, kolejno wybijaj¹c zêby g³owic¹ miecza.Powstrzymywa³ siê.Rozs¹dekpodpowiada³, ¿e wymyœlona przez Angouleme mistyfikacja mog³a daæ lepsze rezultaty.- Jak chcecie - rzek³ Schirru, nie doczekawszy siê odpowiedzi.- Nie bêdê nalega³ na relacjê z przebieguzdarzenia.NajwyraŸniej niesporo wam jakoœ mówiæ o tym, najwyraŸniej nie bardzo jest siê czym chwaliæ.Jeœli, oczywista, wasze milczenie, nie wynika z czegoœ zupe³nie innego.Na przyk³ad z tego, ¿e w ogóle nicsiê nie zdarzy³o.Macie mo¿e jakieœ dowody na prawdziwoœæ waszych s³Ã³w?- Obciêliœmy zabitemu wiedŸminowi praw¹ d³oñ - odpar³a beznamiêtnie Angouleme.- Ale póŸniej porwa³ j¹szop pracz i ze¿ar³.- Mamy wiêc tylko to - Geralt wolno rozpi¹³ koszulê i wyci¹gn¹³ medalion z g³ow¹ wilka.- WiedŸmin nosi³to na szyi.- Poproszê.Geralt nie waha³ siê d³ugo.Pó³elf zwa¿y³ medalion w d³oni.- Teraz wierzê - powiedzia³ wolno.- Bibelot silnie emanuje magi¹.Coœ takiego móg³ mieæ tylko WiedŸmin.- A WiedŸmin - dokoñczy³a Angouleme - nie da³by go sobie zdj¹æ, gdyby jeszcze dycha³.Znaczy siê, to jestdowód murowany.K³adŸcie wiêc, panku, forsê na stó³.Schirru pieczo³owicie schowa³ medalion, wyj¹³ zza pazuchy zwitek papierów, po³o¿y³ je na stole irozprostowa³ d³oni¹.- Proszê pozwoliæ.Angouleme zeskoczy³a ze skrzyni, podesz³a, ma³puj¹c i krêc¹c biodrami.Pochyli³a siê nad sto³em.A Schirrub³yskawicznie ucapi³ j¹ za w³osy, zwali³ na blat stotu i przy³o¿y³ nó¿ do gard³a.Dziewczyna nie zd¹¿y³anawet wrzasn¹æ.Geralt i Cahir mieli ju¿ miecze w d³oniach.Ale za póŸno.Pomocnicy pó³elfa, osi³ki o niskich czo³ach, dzier¿yli w rêkach ¿elazne haki.Ale nie kwapili siê podchodziæ.- Miecze na pod³ogê - warkn¹³ Schirru.- Obaj, miecze na pod³ogê.Inaczej poszerzê tej dziwce uœmiech.- Nie s³uchaj.- zaczê³a Angouleme i skoñczy³a wrzaskiem, bo pó³elf zakrêci³ wpit¹ w jej w³osy piêœci¹.Inadci¹³ skórê pugina³em, bo po szyi dziewczyny pociek³ lœni¹cy czerwony wê¿yk.- Miecze na ziemiê! Ja nie ¿artujê!- A mo¿e siê jakoœ dogadamy? - Geralt, nie bacz¹c na wrz¹cy w nim gniew, zdecydowa³ siê graæ na zw³okê.- Jak ludzie kulturalni?Pó³elf zaœmia³ siê jadowicie.90- Dogadaæ? Z tob¹, wiedŸminie? Mnie tu przys³ano, bym z tob¹ skoñczy³, nie gada³.Tak, tak, odmieñcze.Tyœ tu udawa³, jase³ki odgrywa³, a ja rozpozna³em ciê od razu, od pierwszego rzutu oka.Dok³adnie mi ciêopisano.Domyœlasz siê, kto mi ciê tak dok³adnie opisa³? Kto da³ mi dok³adne wskazówki, gdzie i w jakiejkompanii ciê znajdê? O, z pewnoœci¹ siê domyœlasz.- Puœæ dziewczynê.- Ale ja ciê znam nie tylko z opisu - kontynuowa³ Schirru, ani myœl¹c puœciæ Angouleme.- Ja ciê ju¿widzia³em.Ja ciê nawet kiedyœ œledzi³em.W Temerii.W lipcu.Jecha³em za tob¹ a¿ do miasta Dorian.Dosiedziby jurystów Codringhera i Fenna.Kojarzysz?Geralt obróci³ miecz tak, by klinga zaœwieci³a w oczy pó³elfa.- Ciekaw jestem - powiedzia³ zimno - jak zamierzasz wybrn¹æ z tej patowej sytuacji, Schirru.Ja widzê dwawyjœcia.Pierwsze: natychmiast puœcisz dziewczynê.Drugie: zabijesz dziewczynê.A w sekundê póŸniejtwoja krew piêknie ubarwi œciany i sufit.- Wasza broñ - Schirru brutalnie szarpn¹³ Angouleme za w³osy - ma znaleŸæ siê na ziemi, zanim doliczê dotrzech.Potem zacznê dziwkê kroiæ.- Zobaczymy, ile zd¹¿ysz ukroiæ.Ja myœlê, ¿e niedu¿o.- Raz!- Dwa! - zacz¹³ w³asne liczenie Geralt, zawijaj¹c sihillem sycz¹cego m³yñca.Z zewn¹trz dobieg³ ich ³omot kopyt, r¿enie i prychanie koni, okrzyki.- I co teraz? - zaœmia³ siê Schirru.- Na to czeka³em.To ju¿ nie pat, lecz mat! Przybyli moi przyjaciele.- Doprawdy? - powiedzia³ Cahir, wygl¹daj¹c oknem.- Widzê uniformy cesarskiej lekkiej kawalerii.- A wiêc to mat, ale dla ciebie - rzek³ Geralt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]