[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wullie miał minę skrzywdzonegodziecka.- Ale to niebezpiecznysukinsyn.Omal mi nieprzypalantował, no nie?Czif przyłożył ucho do powoliobracającej się bomby i pochwili uśmiechnął sięuspokajająco.- Chyba ją załatwiliśmy nadobre.Przestała tykać.Wrzasnąłem "O Jezu!", a potem,nienawidząc ich za to, że niepozostawiają mi żadnego wyboru,chwyciłem drugiego oficera zaramię i powiedziałem do niegotak stanowczo i wyraźNie, jaktylko mogłem:- Babikian, mamy parę sekund,może parę minut.Na nabrzeżustoi samochód.Weź stąd tęcholerną bombę i opuść ją nabrzeg.a teraz Ruszać się, chłopaki!Zbiegłem po trapie, wskoczyłemza kierownicę i zawróciłemszaleńczo, zanim bom ładunkowy zpodwieszoną bombą wychylił sięmajestatycznie za burtę.Wyskoczyłem z samochodu istarając się stłumić kołysaniebomby, kierowałem ją na tylnesiedzenie.Od strony "Charona" rozległsię głośny okrzyk.Obejrzałemsię przestraszony, ale to tylkoGorbals Wullie i czif Kubiczekszarżowali po trapie w mojąstronę.Wullie potknął się naostatnim stopniu,przekoziołkował w chmurze pyłu,zgrabnie poderwał się ipopędził dalej.Jego nogipracowały jak tłoki.- Poczekaj pan! POmożem panu.Nie było czasu na dyskusje.Wkońcu to była ich bomba.- No to właźcie na tylnesiedzenie - rzuciłem ostro - iuspokójcie to cholerstwo.DELIKATNiE! - a potem wskoczyłemznów za kierownicę i zacząłemruszać z gardłowym rykiemsilnika.- Chwileczkę, chłopie! -wrzasnął czif.- Chyba że chceszzabrać ze sobą tę przeklętąłajbę.Dopiero wtedy zauważyłem, żebomba wciąż jest przymocowanakonopną linką do stalówki.Wullie wymamrotał dziko: -Och, nie mogę odwiązać tejzdziry - ja zaś wrzasnłem: - Toodetnij, człowieku.Odetnij ją!Spojrzał na mnie niecoroztargnionym wzrokiem.- Nie mam noża, sir.Zamknąłem oczy.Tylko nachwileczkę.Potem zerwałem mu zgłowy czapkę, przejechałemwszytymi w daszek ostrzami pokonopnej lince, ze zgrzytemzmieniłem biegi i wystartowałemjak Sea Fury wykatapultowany zlotniskowca.Bomba wybuchła dokładnietrzydzieści sekund po tym, jakzatrzymaliśmy się z pośLizgiemna pustym kawałku terenu.Natychmiast wyskoczyliśmy niegasząc silnika i rzuciliśMy sięszaleńczym kłusem w stronęnajbliższego ukrycia.Podmucheksplozji przeturlał mnie paręrazy i wreszcie zostawiłrozciągniętego na grzbiecie.Dostrzegłem jak przez mgłękrąg pełnych potęPienia twarzynależących do członków naszej,przydzielonej z absolutnympierwszeństwem, właśNieprzybyłej, grupy rozminowania.Dowodzący saperami kapitanmarynarki oznajmił z irytacją: -Muszę stwierdzić, że uważam zanieco niestosowne takiegrzebanie w naszej własności.Mrugnąłem oszołomiony.- Mamwrażenie, że w tym przypadku niemieliśmy szczególnego wyboru.Odwrócił się i wgramolił naswoją ciężarówkę.Wciąż wyglądałna urażonego.- No cóż, mimowszystko, podobno to właśNie myjesteśmy tu jedynymi facetami,którzy mają prawo dać sięwysadzać w powietrze.Bardzoproszę mieć to w przyszłości nauwadze.Pozbierałem się jakoś iwstałem, patrząc wściekle zaodjeżdżającą ciężarówką.- Jeżeli będę się chciałwysadzić, to na pewno to zrobię!- wrzasnąłem histerycznie.-Gdzie zechcę, kiedy zechcę.Itak często jak zechcę!Trapp czekał na mnie, gdyprzykuśtykałem z powrotem na"Charona".- Jeśli chodzi o samochód,którego pan użył - oznajmiłstanowczo - to był pański pomysłi całkowicie pańskaodpowiedzialność.Mam nadzieję,że nie spodziewa się pan, że toja za niego zapłacę.Popatrzyłem na niegoosłupiałym wzrokiem.- Ty sukinsynu - wymamrotałem.- Ty nieszczęsny, chciwy, skąpysukinsynu!- Sir?! - dodał.I uśmiechnąłsię jak wielki, wspaniały kot zCheshire.- Sir! - warknąłem.A potem, trochę wbrew swojejwoli, również zacząłem sięuśMiechać.Ale wydawało mi się,że nie mam żadnej innejlogicznej alternatywy.POzapopadnięciem w totalny obłęd,oczywiście.W każdym razie dopóty, dopókibędę zastępcą dowódcy na H$m$s"Charon".Rozdział 5Tak więc remont trwał nadal,prowadzony przez zgrajęstoczniowych monterów izbrojmistrzów.Trudzili się wdzień i w nocy nad tym, żebyprzekształcić "Charona" wnajbardziej niezwykły okrętwojenny od czasu, kiedy Leonardoda Vinci zaprojektował swojąpierwszą łódź podwodną.Która, oile mi wiadomo, zatonęła wchwili wodowania.Jeżeli chodzi o ogólnierozumianą wartość bojową,byliśmy w dalszym ciągu dośćbezsilni.W przypadkubezpośredniego pojedynkuartyleryjskiego "Charon" miałmniejsze szanse niż wynurzonyU_boot - tym bardziej że nieuwzględniałem dużegoprawdopodobieństwa, iż jegoleciwy kadłub rozpadnie się podwpływem nie tylko bezpośredniegotrafienia, ale i bliskiejeksplozji.Jedynym asem w naszej taliimógł więc być elementzaskoczenia.Gdy więc los wnieunikniony sposób zetknie nasw końcu z prawdziwym okrętemwojennym, część załogi uda, żeopuszcza niewinny frachtowiec wzrozumiałej panice - co w danejsytuacji nie wymagało, jaksądzę, szczególnychumniejętności aktorskich.Ci znas natomiast, którzy pozostanąna pokładzie, może uzyskająjedną króciutką szansę, byotworzyć ogień do nieprzyjacielaprzekonanego, że nic mu z naszejstrony nie zagraża.Musieliśmytrafić go mocno, szybko,dokładnie i zadać mu takśMiertelny cios, żeby nie był wstanie odpowiedzieć.W tym celuwyposażono nas w dwa działa.Jednym, optymistycznie nazwanymdziałem głównego kalibru, byłodziało morskie kalibru 4,7 cala,które wydało mi się niezwykleodpowiednim uzbrojeniem, jeżeliwziąć pod uwagę, że było onoprawie tak stare jak "Charon".Strzelało jednak pociskamiburzącymi, a nie okrągłymikulami żelaznymi.No i nieładowano go od wylotu lufy.TA niezgrabna broń zostałaumieszczona na specjalniewzmocnionym międzypokładzie władowni numer dwa - tam gdzieniedawno poskramiano bombę oopóźNionym działaniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]