[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A na razie, skoro Justynka i Helenka zwróci³y na ni¹ baczn¹ uwagê, o co siê sama g³upio postara³a, da sobie spokój z dewastacj¹ bramy i za³atwi to jutro.A mo¿e nawet pojutrze, bo przedtem warto znaleŸæ z³odziei.* * *Wbrew obawom, do celu Malwina trafi³a z ³atwoœci¹.B³onie potwornych rozmiarów, ca³e zapchane samochodami, rozci¹ga³o siê wzd³u¿ szosy i trudno je by³o przeoczyæ.Jeszcze trudniej wjechaæ na nie.Skrêci³a, znalaz³a siê na drodze dojazdowej do wielkiej bramy i na tym by³ koniec.Dalej zrobi³o siê za ciasno, przynajmniej dla niej.Zatrzyma³a siê beznadziejnie i tkwi³a w miejscu, nie gasz¹c silnika i nie maj¹c pojêcia, jak w tym ca³ym galimatiasie rozpoznawaæ z³odziei.Pójœæ piechot¹, podgl¹daæ, pods³uchiwaæ.? Ale nie zostawi przecie¿ samochodu na samym przejeŸdzie, a o zaparkowaniu w ogóle mowy nie ma!Nie musia³a wcale udawaæ zbaranienia, przysz³o jej to samo.Z otêpia³ym wyrazem twarzy sta³a tak d³ugo, a¿ podszed³ do niej jakiœ facet i pochyli³ siê ku okienku, pukaj¹c w szybê.Malwina j¹ opuœci³a.Facet wygl¹da³ sympatycznie, m³ody by³, ko³o trzydziestki, ubrany wrêcz elegancko.— Szanowna pani ma jakieœ k³opoty? — spyta³ grzecznie.— Chcia³am tam wjechaæ — odpar³a Malwina bezradnie.— O tej porze? Co te¿ pani.? Tu od pi¹tej rano ludzie siê ustawiaj¹.Chce pani kupiæ czy sprzedaæ?Z ca³ej si³y Malwina stara³a siê oprzytomnieæ.Nie powie mu przecie¿, ¿e chce znaleŸæ z³odziei samochodowych i nawi¹zaæ z nimi dyplomatyczne kontakty!— Ja.Chcia³am zobaczyæ, co tu jest.— Tu jest wszystko.Pani coœ do wozu potrzebne? Czy mo¿e z innych rzeczy?— Tak w ogóle.Mnie jaguary interesuj¹.Podszed³ jakiœ drugi, nieco starszy, trzeci popuka³ w szybê z prawej strony.Malwina opuœci³a j¹ równie¿.— Pani musi st¹d odjechaæ, bo tarasuje pani drogê.— Zaraz — rzek³ pierwszy i wyprostowa³ siê.Pani ma k³opoty.— By³o wczeœniej przyjechaæ!— Moment.Wszystko siê za³atwi.— Znów pochyli³ siê do okienka.— Stówê kosztuje.Nie maj¹c pojêcia, co kosztuje stówê, Malwina kiwniêciem g³owy wyrazi³a zgodê.Faceci zaczêli uzgadniaæ rzecz miêdzy sob¹.— Zrób tam pani miejsce.Pani podjedzie jeszcze kawa³ek, kolega wyjedzie, a pani stanie.Za tym ¿Ã³ltym mikrobusem, o, tam!Wcale nie chc¹c parkowaæ za ¿adnym ¿Ã³³tym mikrobusem, Malwina spe³ni³a polecenie.Z wysi³kiem wjecha³a w ciasnotê, zap³aci³a sto z³otych i zaczê³a wysiadaæ.— Pani zamknie te okna, bo ruch du¿y — ostrzeg³ pierwszy opiekun.Malwina nagle oprzytomnia³a.— E tam — powiedzia³a z irytacj¹, podnosz¹c jednak szyby.— Nissan, wielkie rzeczy.Gdyby to by³ nasz jaguar, to jeszcze.— Pani sprzedaje jaguara? — zainteresowa³ siê ów kolega, który zd¹¿y³ zrobiæ ze swoim pojazdem coœ niepojêtego, gdzieœ go zmieœci³ tajemniczym sposobem i w³aœnie wróci³.— Pani siê interesuje — zakomunikowa³ z naciskiem pierwszy.— Bo co.?Malwina podjê³a wreszcie decyzjê.Postanowi³a odpowiadaæ na wszystkie pytania, niekoniecznie szczerze, ale za to g³oœno.Skoro ci z³odzieje gdzieœ tu s¹, mo¿liwe, ¿e us³ysz¹ i jakieœ wnioski sobie wyci¹gn¹.Adres poda prawdziwy i wymieni wszystkie miejsca krótszych i d³u¿szych pobytów Karola.Ktokolwiek znajdowa³ siê w pobli¿u niewielkiej grupki, przesuwaj¹cej siê w g³¹b targowiska, w kierunku dwóch jaguarów na sprzeda¿, móg³ siê bez trudu dowiedzieæ, ¿e Karol Wolski jaguara posiada, prawie ca³kiem nowego, ¿e siê nad nim trzêsie jak barani ogon, ¿e czasem parkuje ko³o domu, na zewn¹trz, ponadto bywa na Mokotowskiej, na Wspólnej, na Rac³awickiej i w paru innych miejscach, ¿e ma wszelkie mo¿liwe zabezpieczenia elektroniczne, a w ogóle to ¿ona przyjecha³a kupiæ dla niego sztucznego wê¿a, który, wy³a¿¹c z pude³ka, móg³by wystraszyæ ewentualnych z³odziei.Bo podobno tutaj wszystko mo¿na dostaæ.To ostatnie okaza³o siê szczer¹ prawd¹ i w rezultacie Malwina odjecha³a z gie³dy po trzech godzinach bez wê¿a wprawdzie, ale za to z czarnym zamszowym kostiumem, zdecydowanie na ni¹ za ciasnym, i antycznym, srebrnym pierœcieniem, bardzo drogim, który póŸniej, ku jej w³asnemu zdumieniu, okaza³ siê autentykiem, a nie imitacj¹.W swoim przekonaniu, zreszt¹ ca³kiem s³usznym, kontakty ze z³odziejami nawi¹za³a.Tyle osób tam j¹ zaczepia³o i zadawa³o pytania, z tyloma rozmawia³a, i taki t³um siê pêta³ dooko³a, ¿e z³odzieje w nim musieli byæ.Nie okradli jej osobiœcie, musieli zatem zaakceptowaæ porozumienie.Do domu wraca³a mo¿liwie wolno, bo jeœli ktoœ nie dos³ysza³ adresu, niech ma szansê spokojnie j¹ poœledziæ.* * *Dokonawszy jednego posuniêcia, przyst¹pi³a do nastêpnego, musia³a wszak przygotowaæ z³odziejom obiecany warsztat pracy.Dzieñ i chwila wydawa³y siê wymarzone, Justynka na wyk³adach, Karol w pracy Helenka zosta³a wypchniêta do sklepu po rzekomo zapomniane przez Malwinê broku³y.Tu¿ przedtem Malwina przezornie umy³a i zakrêci³a w³osy, nie mog³a zatem udawaæ siê teraz na miasto, choæby to by³ nawet tylko S³u¿ew, z ba³wanami na g³owie albo w rêczniku, musia³a skoczyæ Helenka.Potrzebne im by³y te broku³y jak dziura w moœcie i przejêta dziko zamierzonym dzie³em Malwina, mimo wysi³ków, nie umia³a wykombinowaæ ¿adnej potrawy, do której okaza³yby siê niezbêdne.W rozpaczy postanowi³a zjeœæ je sama, zamiast obiadu, jako produkt odchudzaj¹cy, ¿eby Helenka nie nabra³a jakichœ podejrzeñ.Dla Helenki ju¿ sam pomys³ odchudzania, w odniesieniu do jej chlebodawczyni, by³ podejrzany, ponadto nierealny, ale posz³a.Ledwo zniknê³a z oczu, Malwina wyjecha³a swoim nissanem za bramê.Wysiad³a, rozejrza³a siê, dooko³a by³o pusto.Z bij¹cym sercem wykapa³a z buteleczki lakieru kilka kropel w miejsce, ewidentnie stanowi¹ce prowadnicê.Prowadnica czy nie, wszystko jedno, jak siê to œwiñstwo nazywa, w ka¿dym razie têdy przesuwaj¹ siê cholerne wrota.Lakier.do diab³a, rzadki ten lakier, za œwie¿y, nale¿a³o mo¿e poczekaæ, a¿ zgêstnieje, ale to by potrwa³o parê miesiêcy.No nic, niech zastygnie, nakapie dwa razy.Symuluj¹c ró¿ne rzeczy, wnikliwe ogl¹danie wschodz¹cych roœlinek i zachmurzonego nieba, k³opoty z obcasem pantofla, koniecznoœæ powrotu do drzwi wejœciowych i tym podobne g³upstwa, Malwina odczeka³a swoje.Pomaca³a zastyg³¹ grudeczkê.Dawa³a siê wyczuæ, by³a twarda.Z wielk¹ uwag¹ dokapa³a jeszcze trochê, bezbarwny lakier spe³nia³ swoje zadanie przynajmniej w tym, ¿e by³ niewidoczny.Poczeka³a drugie tyle, w czym dopomog³a jej Pufcia, która pojawi³a siê w ogrodzie, z daleka by³o widaæ, ¿e Malwina zapêdza kota do wnêtrza budynku.Zdziwiona i ura¿ona nieco Pufcia, maj¹ca dotychczas pe³ne prawo do œwie¿ego powietrza, z niechêtnym miaukniêciem zniknê³a w drzwiach, Malwina teraz dopiero wsiad³a z powrotem do samochodu, symuluj¹c zamiar odjazdu.Z bij¹cym sercem, w napiêciu, bez tchu, prztyknê³a pilotem od bramy.Brama ruszy³a majestatycznie, skrzyd³o dojecha³o do po³owy swojej drogi i z lekkim drgniêciem zatrzyma³o siê.Malwinie tego tchu zabrak³o doszczêtnie.Po trzech sekundach znieruchomienia prztyknê³a pilotem ponownie.Skrzyd³o ruszy³o wstecz i brama stanê³a otworem.Kolejne prztykniêcie da³o efekt identyczny jak poprzednio, skrzyd³o stanê³o w po³owie i najwyraŸniej w œwiecie by³o z tego bardzo niezadowolone.Delikatne drgania wskazywa³y, ¿e pcha siê na w³aœciwe miejsce, przemagaj¹c jak¹œ przeszkodê i nijak nie daje jej rady.Teraz ju¿ Malwina mia³a prawo zareagowaæ jawnie.Z³apa³a dech, dozna³a niemal skoku upojenia, jeszcze odrobinê niepewnego.Demonstracyjnie prezentuj¹c zdumienie i niepokój, chocia¿ by³a œwiêcie przekonana, ¿e nikt jej nie widzi, wysiad³a i obejrza³a bramê z bliska.Niepokój, i to ten prawdziwy, wzrós³ w niej gwa³townie, ca³¹ sob¹ bowiem poczu³a, ¿e cholerna brama prêdzej czy póŸniej przeszkodê przemo¿e.Przepchnie siê œcierwo przez tê malutk¹ górkê lakieru i rozdyŸda j¹ pod sob¹ w³asnym ciê¿arem, ale¿ to do kitu, bramê nale¿y zatrzymaæ nieodwo³alnie i gruntownie!Kryj¹c w d³oni buteleczkê, Malwina kropnê³a od serca, najpierw na pierwsz¹ górkê, a potem obok, tworz¹c drug¹.Niech to szlag trafi, przez jedno przejdzie, na drugim siê zatrzyma.Teraz ju¿ mo¿e wyczyniaæ wszelkie sztuki, brama jej siê zepsu³a, g³upio czy nie, ale próbuje sprawdziæ, o co temu urz¹dzeniu chodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]