[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co chcesz wiedzieæ?— Wszystko o morderstwach.jeœli mia³y one miejsce.— Zadzwoniê do ciebie.— Jak d³ugo to potrwa?— Mo¿e ze dwie godziny.Roger zadzwoni³ po pó³torej godzinie.— ¯ona i syn mieli oddzielne kartoteki.Sprawa nie zosta³a przeniesiona do teczki Bertona Mitchella, tak jak powinna.— Mi³o wiedzieæ, ¿e nawet wy, rekiny wielkich miast, jesteœcie omylni.— To doprawdy nieprzyjemna sprawa, Lou.— Opowiedz mi to.— Po samobójstwie Bertona Mitchella Virginia Mitchell i jej syn, Barry Francis Mitchell wynajêli ma³y dom w zachodniej czêœci Los Angeles.S¹dz¹c po adresie powiedzia³bym, ¿e nie dalej ni¿ o kilometr od posiad³oœci Tannerów.Dziewiêtnaœcie lat temu, 31 paŸdziernika, w Halloween, o drugiej nad ranem, ktoœ u¿y³ benzyny, aby wznieciæ po¿ar, który niemal¿e zrówna³ dom z ziemi¹.Matka i syn byli w œrodku.— Po¿ar.Tego rodzaju œmierci bojê siê najbardziej.— To mi popsu³o apetyt na obiad œwi¹teczny.— Przykro mi, Roger.Musia³em siê dowiedzieæ.— Nie s³ysza³eœ jeszcze najgorszego.Chocia¿ cia³a by³y strasznie zwêglone, lekarz policyjny wydedukowa³ póŸniej, ¿e matka i syn zostali zadŸgani podczas snu, zanim zacz¹³ siê po¿ar.— ZadŸgani.— Virginiê pchniêto no¿em w gard³o tyle razy, ¿e niemal odpad³a jej g³owa.— S³odki Bo¿e!— Syn, Barry.zosta³ dŸgniêty w gard³o i pierœ.Potem.— Co potem?— Odciêto mu genitalia.— No to ju¿ po moim obiedzie.— To miejsce musia³o wygl¹daæ jak rzeŸnia, zanim poch³on¹³ je ogieñ.Jaki cz³owiek móg³ zrobiæ to wszystko, Lou? Jaki maniak by³by tak makabrycznie dok³adny?— Czy sprawa zosta³a kiedykolwiek wyjaœniona?— Nigdy nikogo nie aresztowano.— Czy przynajmniej byli jacyœ podejrzani?— Trzej.— Jak siê nazywali?— Nie sprawdzi³em.Ka¿dy z nich mia³ alibi i wszystkie zosta³y potwierdzone.— Wiêc ich zabójca mo¿e byæ ci¹gle na wolnoœci.Czy policja by³a pewna cia³?— Pewna w jakim sensie?— To¿samoœci.— Zdaje siê, ¿e nie by³y spalone nie do poznania.Poza tym to Virginia i jej syn mieszkali w tamtym domu.— Cia³o kobiety nale¿a³o prawdopodobnie do Virginii.Ale mo¿e znaleziony tam martwy mê¿czyzna by³ jej kochankiem, a nie synem?— Zostali zabici w ró¿nych sypialniach.Kochanków znaleziono by razem.A jeœli Barry by ¿y³, ujawni³by siê.— Nie, jeœli to on zrobi³.— Co?— To nie jest niemo¿liwe.— Nic nie jest niemo¿liwe, ale.— Barry mia³ dwadzieœcia jeden lat, gdy sp³on¹³ dom.Mo¿e nawet dwadzieœcia dwa.Roger, czy to nie za du¿o na ch³opaka, ¿eby mieszkaæ z matk¹?— Do diab³a, nie.Lou, nie wszyscy wyruszyliœmy w œwiat w wieku lat szesnastu, tak jak ty.Mieszka³em z rodzicami do dwudziestego trzeciego roku ¿ycia.Dlaczego tak bardzo chcesz uwierzyæ, ¿e Barry ¿yje?— To u³atwi³oby rozumienie rzeczy, które siê tu dziej¹.— Jesteœ za dobrym dziennikarzem, ¿eby naginaæ fakty do jakiegoœ z góry wyrobionego s¹du.— Tak.Masz racjê.Wpad³em na kolejny kamienny mur.— Co to za historia z Mary Bergen? W co ty siê wpl¹ta³eœ?— Obawiam siê, ¿e bêdzie trochê zamieszania.Jeszcze nie chcê o tym mówiæ.— I mo¿e ja te¿ nie chcê o tym s³yszeæ.— IdŸ, pobaw siê swoj¹ kolejk¹.— Jakoœ straci³em nastrój do zabawy.Uwa¿aj na siebie, Lou.B¹dŸ ostro¿ny.B¹dŸ diabelnie ostro¿ny.I.weso³ych œwi¹t.17Siedzieli w salonie Lou s³uchaj¹c muzyki i czekaj¹c, a¿ siê coœ wydarzy.Mary nie mog³a sobie wyobraziæ bardziej ponurych œwi¹t Bo¿ego Narodzenia.Nie byli nawet w stanie wymieniæ upominków.Rzeczy, które dla niej kupi³ Maks, by³y ci¹gle w sklepach, gdzie zostawi³ je do opakowania.A Mary nie mia³a nawet okazji, aby wybraæ siê na zakupy po prezent dla mê¿a, tak by³a poch³oniêta spraw¹.Humor poprawi³ siê jej trochê, gdy o trzeciej zadzwoni³ Alan, aby powiedzieæ, ¿e jest w San Francisco w domu przyjació³ki.Wykrêci³ najpierw numer Bel Air, gdzie gosposia powiedzia³a mu, ¿eby zadzwoni³ do Lou.By³ zaniepokojony, ale Mary zbagatelizowa³a powagê sytuacji i uspokoi³a go.Po co psuæ œwiêta i jemu.Kiedy Alan w koñcu od³o¿y³ s³uchawkê, znowu podupad³a na duchu.Tak bardzo za nim têskni³a.Poniewa¿ ¿adne z nich nie jad³o œniadania ani luchnu, Lou o pi¹tej poda³ wczesny obiad.Kurczak po kijowsku z ry¿em.Kr¹¿ki sma¿onej cukini z nadzieniem szpinakowym.Ziemniaki nadziewane gor¹cym serem, chrupki i papryka.Na deser pieczone jab³ka.Nikt nie by³ g³odny.Zaledwie skubali jedzenie.Mary nie spróbowa³a nawet wina.Skoñczyli obiad przed szóst¹.Przy kawie Mary powiedzia³a:— Lou, czy masz tablicê ouija?Odstawi³ fili¿ankê.— Tak, ale nie u¿ywa³em jej od lat.— Wiesz, gdzie jest?— W szafie sypialni goœcinnej, zdaje siê.— Móg³byœ j¹ przynieœæ, podczas gdy ja z Maksem sprz¹tniemy ze sto³u?— Jasne.Po co nam ona?— Zmêczy³o mnie czekanie na kolejny ruch zabójcy — powiedzia³a.— Spróbujemy wymusiæ coœ z tablicy.— Jestem za.Ale jak?— Czasem, gdy Mary nie jest w stanie przywo³aæ wa¿nych szczegó³Ã³w wizji, mo¿e zdopingowaæ pamiêæ za pomoc¹ tablicy ouija.Ale nie myœl, ¿e dostaje odpowiedzi ze œwiata duchów.Rzeczy, które chce wiedzieæ, to rzeczy, które zapomnia³a.S¹ zakopane w podœwiadomoœci.Nie zawsze, ale wystarczaj¹co czêsto, aby warto siê tym pos³u¿yæ, gdy nie skutkuje nic innego.Tablica ouija u³atwia jej po³¹czenie z podœwiadomoœci¹.Lou skin¹³ g³ow¹ ze zrozumieniem.— Odpowiedzi, których udziela tablica, w rzeczywistoœci pochodz¹ od Mary.— W³aœnie — potwierdzi³ Maks.— Ale nie wodzê sztonu œwiadomie — doda³a Mary.— Pozwalam mu wêdrowaæ, gdzie chce.— Gdzie twoja podœwiadomoœæ chce, ¿eby powêdrowa³ — poprawi³ Maks.— Naprawdê popychasz szton palcami, ale w sposób, z jakiego nie zdajesz sobie sprawy.— Przypuszczam, ¿e tak — odpowiedzia³a.— A wiêc tablica ouija dzia³a niczym soczewka.— Lou dola³ do kawy œmietanki.— Dok³adnie — stwierdzi³a.— Skupia moj¹ uwagê, moj¹ pamiêæ i zdolnoœci psychiczne.Lou wypi³ kawê trzema haustami i wsta³.— To bez w¹tpienia brzmi interesuj¹co.Nie ma nic gorszego od siedzenia i czekania, a¿ topór opadnie.Zaraz wracam.— Poœpiesznie wyszed³ z jadalni i ruszy³ korytarzem w stronê sypialni goœcinnej.Maks i Mary wstawili naczynia i sztuæce do zlewu.Skoñczy³a wycieraæ lœni¹cy sosnowy stó³ jadalny, gdy Lou wróci³.— Tablica ouija, zgodnie z ¿yczeniem — powiedzia³.Mary posz³a do salonu po notes, który zostawi³a w torebce na sofie.— Muszê uporz¹dkowaæ szafê w sypialni goœcinnej w najbli¿szym czasie.Tablica by³a dos³ownie zakopana w œmieciach — rzek³ Lou.— Dos³ownie? — podchwyci³ ubawiony Maks.— Có¿, by³a pod przynajmniej setk¹ numerów The New York Review of Books.— Oj — uœmiechn¹³ siê Maks.— Jesteœ nieŸle zaopatrzony.Lou wzi¹³ notes i d³ugopis z blatu kuchennego i usiad³ przy stole.Mia³ zamiar notowaæ ka¿d¹ literê, któr¹ poda tablica ouija.Mary otworzy³a tablicê na rogu sto³u.Po³o¿y³a na niej szton.Maks usiad³, sk³adaj¹c rêce i gimnastykuj¹c palce.Otworzy³a notatnik wype³niony jej charakterem pisma.— Co to jest? — spyta³ Lou.— Pytania, które chcê zadaæ — odpowiedzia³a Mary.Wysunê³a krzes³o i usiad³a pod k¹tem dziewiêædziesiêciu stopni do Maksa.Po³o¿y³a opuszki palców na brzegu plastikowego trójk¹cika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]