[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jim odwróci³ siê i poœpieszy³ z powrotem na dziób, gdzie Brian dos³ownie maltretowa³ biednego kapitana.Reszta za³ogi statku sta³a z boku i nie wykazywa³a ochoty do wtr¹cania siê.By³o ich szeœciu, a ka¿demu w pochwie u pasa zwisa³ d³ugi nó¿.Ale ze wzglêdu na miecz przy boku sir Briana albo te¿ dlatego, ¿e wywodzi³ siê ze stanu rycerskiego, nie przeszkadzali mu.A mo¿e obwiniali kapitana o to, ¿e wpadli na ska³ê, i by³o im po myœli zobaczyæ, jak obrywa porz¹dn¹ burê - w ka¿dym razie pozostawali tylko widzami.Jim skrzywi³ siê.Pod pewnymi wzglêdami sir Brian by³ naj³agodniejszym i najuprzejmiejszym z ludzi, ale tak¿e ¿y³ wed³ug zbioru surowych zasad, do których i Jimowi, i Angie niezwykle trudno by³o siê stosowaæ.Podszed³ i z³apa³ rycerza za ramiê, ¿eby go powstrzymaæ.- Brianie! - zawo³a³.- Co ty robisz?Rycerz odwróci³ g³owê ze srog¹ min¹, ale jego twarz z³agodnia³a, kiedy zobaczy³, ¿e to Jim.- Ale¿ Jamesie - zdziwi³ siê - ten cz³owiek straci³ rozum.Próbujê tylko wlaæ mu trochê oleju z powrotem do g³owy.- Tak nie mo¿na - zaprotestowa³ Jim.- On jest po g³êbokim wstrz¹sie emocjonalnym.- G³êbokim.- Brian wytrzeszczy³ na niego oczy.- Ee.Jamesie, chodzi ci o coœ magicznego?Jim u¿y³ s³Ã³w, które po prostu przysz³y mu do g³owy.Nie pomyœla³, jak one brzmi¹ w jêzyku, którym mówi³ w tym œwiecie, ani czy gdyby umia³ znaleŸæ jakieœ poprawne ich t³umaczenie, Brian poj¹³by cokolwiek z ich sensu.Przez chwilê kusi³o go, ¿eby mu to wyt³umaczyæ, ale ju¿ kilka razy przedtem próbowa³; nie udawa³o siê przekroczyæ bariery miêdzy myœleniem œredniowiecznym a dwudziestowiecznym, technologicznym - i to nauczy³o go trzymaæ jêzyk za zêbami.Nie by³o szansy, ¿e rycerz zrozumie cokolwiek z tego, co mu teraz powie.Z punktu widzenia Briana by³o czymœ jak najbardziej naturalnym waliæ w g³owê, której coœ zaszkodzi³o, tak d³ugo, a¿ klepki pouk³adaj¹ siê we w³aœciwym porz¹dku.W ten sam sposób ktoœ we w³aœciwym œwiecie Jima kopa³by albo wali³ w jak¹œ maszynê, maj¹c nadziejê, ¿e zaskoczy i wróci do stanu u¿ywalnoœci.Poza tym nale¿a³o teraz porozmawiaæ o wa¿niejszych sprawach.Jakkolwiek niedorzeczne by siê to wydawa³o, by³ to jeszcze jeden przypadek, w którym proœciej by³o zwyczajnie sk³amaæ.- Mo¿na by to tak okreœliæ, Brianie - powiedzia³ Jim - ale jest w tej chwili coœ wa¿niejszego.Musimy porozmawiaæ o tym na osobnoœci.- Ca³kiem s³usznie - przytakn¹³ rycerz, odwracaj¹c siê od wci¹¿ nie reaguj¹cego kapitana.- PrzejdŸmy na ty³ tego statku.Staæ! - Ostatnie s³owo krzykn¹³ g³osem œwiadcz¹cym o ca³ym jego doœwiadczeniu w dowodzeniu wojskiem.- Pierwszemu, który dotknie tej ³Ã³dki bez rozkazu sir Jamesa albo mojego, obetnê rêkê!Kilku ludzi z za³ogi, którzy zaczêli przesuwaæ siê w kierunku szalupy, przeznaczonej zazwyczaj do przewo¿enia nie wiêcej ni¿ trzech osób, ale mog¹cej prawdopodobnie zmieœciæ jeszcze jedn¹, natychmiast stanê³o.- A teraz, Jamesie - powiedzia³ rycerz zwracaj¹c siê do Jima - chodŸmy na stronê.Skierowali siê do ty³u przez paki i bele.Brian obejrza³ siê raz czy drugi przez ramiê, by upewniæ siê, ¿e nikt z za³ogi nie ruszy³ siê z miejsca, w którym ich zostawi³.Pozwoli³ Jimowi zaprowadziæ siê za stertê bary³ek, gdzie na pok³adzie le¿a³o ubranie sir Gilesa.- A to co? - spyta³ schylaj¹c siê, ¿eby podnieœæ kubrak, i zerkaj¹c przez poblisk¹ burtê statku.- Istotnie, nie mia³em pojêcia, ¿e ten szlachcic umie p³ywaæ.Musi p³ywaæ prawie tak jak ryba, ¿eby zejœæ pod wodê na g³êbokoœæ dna statku.- To w³aœnie chcia³em ci powiedzieæ, Brianie - rzek³ Jim.- Normalnie uszanowa³bym tajemnicê Gilesa.Jednak¿e sam zobaczysz, gdy¿ s¹dzê, ¿e.Rycerz przerwa³ mu, odwróci³ siê, wystawi³ g³owê zza bary³ek i krzykn¹³ w kierunku dziobu statku:- Ha! - Sta³ przez chwilê patrz¹c tam, a potem odwróci³ siê do Jima.- Jeden z nich wygl¹da³, jakby mimo wszystko próbowa³ wymkn¹æ siê do szalupy.Z nimi to bêdzie prawdziwe sauve qui peut*.A gdy kilku znajdzie siê w ³odzi i uda siê na wybrze¿e, nie s¹dzê, ¿eby tu jeszcze wrócili, aby przewieŸæ resztê w bezpieczne miejsce, tak jak zrobi³by to szlachcic.Tak, ale ty coœ mówi³eœ, Jamesie?- Mia³em powiedzieæ ci coœ o Gilesie - rzek³ James.- Rodzaj sekretu rodzinnego.Jak mówiê, normalnie nie zdradza³bym jego tajemnic, ale obydwaj razem bêdziemy musieli rzuciæ mu linê i wyci¹gn¹æ go na pok³ad, kiedy wróci.Tak czy inaczej sam byœ zobaczy³.Brianie, sir Giles umie zmieniæ siê w fokê, kiedy zanurza siê w morzu.- Aha - odpowiedzia³ rycerz w zamyœleniu - silkie.Kiedy wspomnia³ o swoim domu rodzinnym w Northumberland, nad morzem, na wpó³ siê tego spodziewa³em.Jamesie.- Odwróci³ siê i znów wystawi³ g³owê zza bary³ek.Jim nie widzia³ wyrazu jego twarzy, ale Brian spogl¹da³ na dziób przez d³ug¹ chwilê, zanim znowu siê odwróci³.- Jamesie, ta banda rzezimieszków znajdzie siê w szalupie i zwieje, chyba ¿e prawie ca³y czas bêdziemy ich trzymaæ na oku - powiedzia³.- Jeœli jednak obaj bêdziemy potrzebni tutaj, przy nadburciu, bêd¹ mieæ dosyæ czasu, ¿eby dostaæ siê do ³odzi, i uciekn¹ - a mo¿e my bêdziemy potrzebowaæ tej szalupy.Mogê utrzymaæ ich tam, gdzie s¹, jak d³ugo na nich co chwila patrzê, ale w momencie kiedy pomyœl¹, ¿e o nich zapomnia³em, rusz¹ siê z miejsca i zwiej¹.- Tak - powiedzia³ Jim.- Jak s¹dzisz, co mo¿emy zrobiæ?- Móg³bym po prostu staæ nad nimi - rzek³ rycerz - ale jak mówisz, jestem tu potrzebny.To ty mo¿esz tak ich nastraszyæ, ¿e nie bêd¹ œmieli drgn¹æ.Poka¿ im swoj¹ tarczê.Powiedz im, ¿e jesteœ czarownikiem i rzucisz na nich jakieœ zaklêcie, które zmieni ich w ropuchy czy coœ takiego, jeœli siê rusz¹.Potem bêdziemy mogli bezpiecznie odwróciæ siê do nich plecami.¯aden nie bêdzie œmia³ ruszyæ siê z miejsca, nawet ¿eby ocaliæ sw¹ duszê.Jim poczu³ muœniêcie wewnêtrznego smutku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]