[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na razie nie stanowi³ ¿adnegoproblemu.Na koñcu pokoju, miêdzy dwoma rzêdami budek, by³y drzwi.Otworzy-³em je z nieco mnieisz¹ ostro¿noœci¹ ni¿ poprzednie, wszed³em do œrodka,odszuka³em prze³¹cznik i przekrêci³em go.Ta salka by³a du¿a, lecz bardzo w¹ska, ci¹gnê³a siê przez ca³¹ d³ugoœækoœcio³a, ale nie mia³a wiêcej ni¿ trzy metry szerokoœci.Po obu stronachznajdowa³y siê pó³ki, wszystkie zastawione Bibliami.Nie zdziwi³em siêwidz¹c, ¿e owe Biblie s¹ identyczné z tymi, które ogl¹da³em w magazynieMorgensterna i Muggenthalera, i tymi, które Pierwszy ZreformowanyKoœció³ rozdawa³ tak szczodrobliwie amsterdamskim hotelom.Nie wyda-wa³o siê, abym móg³ coœ zyskaæ ogl¹daj¹c je ponownie, ale zatkn¹³empistolet za pas i podszed³em przyjrzeæ siê im n¾mo wszystko.Zdj¹³emkilka na chybi³ trafi³ z pierwszego rzêdu na pó³ce i przekartkowa³em je;by³y tak nieszkodliwe, jak tylko mog¹ byæ Biblie, to znaczy najnieszkodliw-sze w œwiecie.Siêgn¹³em do drugiego rzêdu i takie same pobie¿neoglêdziny da³y identyczny rezultat.Odsun¹³em na bok czêœE drugiegorzêdu i wyj¹³em Bibliê z trzeciego.Ten egzemplarz móg³ byæ nieszkodliwy lub nie, zale¿nie od interpretacjiprzyczyn jego ciê¿kiego okaleczenia, natomiast w charakterze Biblii jakotakiej by³ kompletnie bezwartoœciowy, albowiem otwór, który g³adkowydr¹¿ono w jego œrodku, siêga³ prawie na ca³¹ szerokoœæ ksi¹¿ki; by³ onmniej wiêcej kszta³tu i rozmiaru du¿ej figi.Obejrza³em kilka dalszych Bibliitego samego rzêdu; wszystkie mia³y identyczne wydr¹¿enia w œrodku,najwyraŸniej wykonane maszynowo.Od³o¿ywszy na bok jeden z okaleczo-nych egzemplarzy, wstawi³em pozosta³e z powrotem na miejsce i ruszy³emdo drzwi znajduj¹cych siê naprzeciwko tych, którymi wszed³em do tegoiego pokoju.Otworzy³em je i zapali³em œwiat³o.Muszê przyznaæ, ¿e Pierwszy Zreformowany Koœció³ niew¹tpliwie uczy-_ wybitnym powodzeniem wszystko, co móg³, by zastosowaæ siê donapomnieñ dzisiejszego awangardowego duchowieñstwa, i¿ obowi¹zkiemkoœcio³a jest dotrzymaæ kroku i uczestniczyæ w technologicznej epoce,której ¿yjemy: Oczywiœcie mo¿na by³o oczekiwaæ, ¿e zostan¹ one wziêtemniej dos³ownie, ale nie sprecyzowane apele, kiedy s¹ stosowane w prak-tyce zawsze mog¹ powodowaæ pewne wypaczenia, co najwyraŸniej zda-rzy³o siê w tym wypadku; salka ta, która obejmowa³a prawie po³owêiziemi koœcio³a, by³a w istocie wspaniale wyposa¿onym warsztatemdla mego niefachowego oka by³o tam absolutnie wszystko - tokarki,irki" prasy, tygle,_formy, piec, stemplownica oraz sto³y, do których_ przymocowane liczne mniejsze maszyny, których przeznaczenie sta-nowi³o dla mnie tajemnicê.Pod³ogê w jednym koñcu pokrywa³y mosiê¿nemiedziane stru¿yny, le¿¹ce w ciasno skrêconych zwojach.W stoj¹cejw k¹cie skrzyni znajdowa³ siê du¿y, bez³adny stos o³owianych rur, naj-wyraŸniej starych, oraz kilka rulonów u¿ywanej o³owianej blachy dacho-wej.Wszystko razem wzi¹wszy, by³o to miejsce wysoce funkcjonalneWyraŸnie przeznaczone na wytwórczoœæ; jednak¿e trudno by³o odgadn¹æ,czym _ s¹ produkty koñcowe, poniewa¿ nigdzie ich nie porozk³adano.By³em w po³owie salki, st¹paj¹c powoli, gdy ni to wyobrazi³em sobie, nito dos³ysza³em jakiœ nieuchwytny odg³os dochodz¹cy z pobli¿a drzwi,którymi dopiero co wszed³em, i znowu dozna³em tego niemi³ego mrowié-nia w karku; ktoœ siê weñ wpatrywa³, bynajmniej nie w przyjaznychzamiarach, z odleg³oœci zaledwie paru kroków.szed³em dalej spokojnie, co nie jest rzecz¹ ³atw¹, kiedy istnieje du¿aszansa, ¿e nastêpny krok mo¿e byæ poprzedzony kul¹ kalibru 38 alboczymœ równie zabójczym w nasadzie czaszki; mimo to szed³em dalej, boócenie siê, kiedy ktoœ jest uzbrojony jedynie w wydr¹¿on¹ Bibliê,trzyman¹ w lewej rêce - pistolet mia³em nadal za pasem - wydawa³o siêniezawodnym sposobem przyspieszenia mimowolnego naciœniêcia spustuprzez czyjœ nerwowy palec.Zachowa³ém siê jak dureñ, w idiotycznysposób, za który zbeszta³bym ka¿dego innego, i wszystko wskazywa³o nato ¿e zap³acê cenê odpowiedni¹ dla durnia.Otwarte g³Ã³wne drzwiprowadz¹ce do podziemia, swobodny wstêp dla ka¿dego, kto móg³by8485chcieæ zajrzeæ do œrodka - to wszystko œwiadczy³o tylko o jednej rzeczy:o obecnoœci milcz¹cego, uzbrojonego cz³owieka, którego zadaniem nieby³o zapobiec wejœciu, ale zapobiec odejœciu i to w najbardziej nieod-wracalny sposób.Zastanowi³em siê, gdzie siê ukrywa³; mo¿e na kazalnicy,mo¿e za jakimiœ bocznymi drzwiami prowadz¹cymi ze schodów, c¿ego niezbada³em przez swoje niedbalstwo.Dotar³em do koñca salki, zerkn¹³em w lewo za ostatni¹ tokarkê, mruk-n¹³em cicho, jakby zaskoczony i pochyli³em siê nisko za maszyn¹.Niepozosta³em w tej pozycji â³u¿ej ni¿ dwie sekundy, bo wydawa³o siê niezbytcelowe odwlekaæ to, co, jak wiedzia³em, by³o nieuniknione; gdy szybkowysun¹³em czubek g³owy nad tokarkê, lufa mojego pistoletu z t³umikiemby³a ju¿ na wysokoœci mego prawego oka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]