[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lecicie ze mn¹, to wszystko - powiedzia³a i natychmiast wokó³ niej zapad³o milczenie, ca³kiem jakby by³a królow¹.Wziê³a mnie za rêkê i zaprowadzi³a do ma³ej komnatki wy³o¿onej lœni¹c¹, delikatn¹ skór¹.Wszystko by³o tu g³adkie.Ca³e pomieszczenie lœni³o: grube szklane kielichy na stoliczku, poduchy pod stopy, wyœcie³ane krzes³a, daj¹ce spoczynek równie wspania³y jak kanapy.G³osy zamilk³y lub tylko ucich³y, st³umione i konspiracyjne.Ma³e okienka stanowi³y jedyny brzydki element, grube, porysowane i tak brudne, ¿e noc zupe³nie ginê³a za nimi.Nie widzia³em gwiazd.Rachela kaza³a mi usi¹œæ.Us³ucha³em i zapad³em w zbyt miêkk¹ kanapê z wonnej farbowanej skóry, która objê³a mnie, jakby zamierza³a obezw³adniæ.Spojrzeliœmy na siebie, usadowieni w obfitych i dziwnie wygodnych kanapach.Powoli przyzwyczai³em siê do tego braku godnoœci.Zrozumia³em, ¿e przy surowoœci materia³Ã³w by³ to rodzaj obfitoœci.Wypoczywaliœmy tutaj niczym potentaci.Barwne magazyny le¿a³y w równym stosiku na stole.Stêch³e powietrze owiewa³o nas niczym jakieœ przedziwne b³ogos³awieñstwo.- Jeszcze nigdy nie widzia³eœ samolotu, prawda? - spyta³a.- Nie.Nie potrzebujê ich.Co za zbytek - doda³em.- Nie móg³bym siê wyprostowaæ, nawet gdybym chcia³.Wesz³a kobieta o bladych oczach i siêgnê³a za mnie po wiêzy, pasy z klamr¹.Jej skóra i d³onie zafascynowa³y mnie.Wszyscy ci ludzie byli doskonali.Jak to mo¿liwe?- Pasy bezpieczeñstwa - odezwa³a siê Rachela.Sama zapiê³a w³asny pas, a potem zrobi³a rzecz, która mnie uwiod³a.Zrzuci³a buty, te piêkne ozdobne buty o bardzo cienkich i wysokich obcasach.Zdjê³a je, opieraj¹c jedn¹ stopê o drug¹, a¿ upad³y na pod³ogê, a na w¹skim bia³ym podbiciu ujrza³em odcisk pasków, które obejmowa³y jej nogê, i zapragn¹³em go dotkn¹æ.Zapragn¹³em go poca³owaæ.Czy¿by by³o to jedno z najpiêkniej ukszta³towanych cia³, jakie widzia³em?Zimna kobieta spojrza³a na mnie z niepokojem i poruszy³a siê, a potem niechêtnie odesz³a.Rachela nie zwróci³a na to wszystko uwagi.Nie potrafi³em odwróciæ od niej oczu; by³a tak pe³na ¿ycia i mroczna w przyæmionym œwietle komnaty, sali w samolocie, i po¿¹da³em jej.Pragn¹³em dotkn¹æ wewnêtrznej strony jej ud i sprawdziæ, czy jej pokryty runem kwiat jest równie dobrze zachowany jak wszystko inne.By³o to rozpraszaj¹ce i hañbi¹ce.Znowu nawiedzi³a mnie nowa myœl.Taka uroda jest w³aœciwa chorym stworzeniom.Mo¿e ogieñ jest chorym zjawiskiem, kiedy siê nad tym zastanowiæ, p³omieñ tañcz¹cy na knocie, po¿eraj¹cy to, co jest pod nim, tak jak choroba po¿era³a jej cia³o wokó³ duszy.Rachela pali³a siê wielkim p³omieniem gor¹czki i bystroœci umys³u.- Bêdziemy tym lecieæ - powiedzia³em.- Wzniesiemy siê i bêdziemy siê przemieszczaæ szybciej ni¿ po ziemi, niczym oszczep tn¹cy powietrze, ale sami wybierzemy kierunek.- Tak - przyzna³a.- Samolot zabierze nas na po³udnie tego kraju, na miejsce dotrzemy w niespe³na dwie godziny - powiedzia³a.- Udamy siê do domu, ma³ego domku, który przez wszystkie te lata nale¿a³ wy³¹cznie do mnie.Tam umrê.Wiem o tym.- Pragniesz tego?- Tak.W g³owie zaczyna mi siê ju¿ rozjaœniaæ.Czujê ból.Czujê, ¿e organizm oczyszcza siê z trucizny.Pragnê byæ œwiadkiem tego, co siê ze mn¹ stanie.Chcia³em powiedzieæ, ¿e nie s¹dzê, by œmieræ wygl¹da³a tak w przypadku wiêkszoœci ludzi, ale nie zamierza³em mówiæ nic, czego nie by³em pewien ani co mog³oby spotêgowaæ jej ból.Skinê³a na kobietê, która chyba czeka³a gdzieœ za mn¹.Samolot przesuwa³ siê, prawdopodobnie na tych ma³ych kó³eczkach.Nie sz³o to g³adko.- Coœ do picia - rozkaza³a Rachela.- Na co masz ochotê? - I niespodziewanie uœmiechnê³a siê.Chcia³a za¿artowaæ.- Co pijaj¹ duchy?Odrzek³em:- Wodê.Jak to dobrze, ¿e mnie spyta³aœ.Drêczy mnie pragnienie.To cia³o jest gêste i bardzo delikatnie zbudowane.Zdaje siê, ¿e rosn¹ mi nowe organy!Rozeœmia³a siê g³oœno.- Ciekawe, co to za organy?Pojawi³a siê woda.Mnóstwo wody.Cudownej wody.Przejrzysta butelka spoczywa³a w wielkim wiadrze z lodem, a lód by³ piêkny.Oderwa³em spojrzenie od samej wody i przyjrza³em siê przezroczystym kostkom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]