[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego już było zawiele! W jednej chwili stałem się z powrotemwidzialny. - Nie radzę wam tego robić -powiedziałem. - To chłopak Hogbenów! - ktośwrzasnął.- Łapać go ! Złapali mnie.Pozwoliłem im.Już po chwili siedziałem na krześle z podwiniętym rękawem, a pan Goridyspoglądał na mnie z wilczym uśmiechem. - Dajciemu wykrywacza prawdy - zarządził.- Nie ma sensu zadawać teraz temu obwiesiowipytań. Zamroczony pan Armbruster powtarzał wkółko: - Nie wiem, co się stało z Saunkiem! Alenawet gdybym wiedział, to i tok bym wam niepowiedział. Dali mu w łeb. Pan Gandy przysunął twarz do mojej twarzy. -Teraz dowiemy się prawdy o tym stosie atomowym - rzekł.- Jeden mały zastrzyk iodpowiesz na nasze pytania.Zrozumiano? No więc wbilimi igłę w rękę i wstrzyknęli, co mieli wstrzyknąć.Poczułemłaskotanie. A potem zaczęli pytać.Powiedziałem, żenic nie wiem. Pan Gandy kazał mi dać drugi zastrzyk. Jeszcze nigdy nic mnie tak niełaskotało. W tym momencie ktoś wpadł do pokoju zkrzykiem: - Tama zerwano! Tama Gandy'ego! Zalałopołowę farm w południowej części doliny! Pan Gandyzerwał się i wrzasnął: - Zwariowałeś! - zwróciłsię przy tym do wszystkich.- To niemożliwe.Od stu lat w Rzece WielkiegoNiedźwiedzia nie było wody! A potem zebrani sięskupili i zaczęli szeptać.Coś o wyborach.I o wielkim tłumie nadole. - Musi ich pan uspokoić - powiedział ktośdo pana Gandy'ego.- Tom jest straszne wrzenie.Wszystkie plony poszły namarne. - Ja ich uspokoję - rzekł pan Gandy.-Nie ma żadnych dowodów.I zaledwie tydzień do wyborów! Wypadł z pokoju, a reszta wybiegła zo nim.Wstałem z krzesła i zacząłem siędrapać.To, co we mnie wpompowali, piekielnie mnie mrowiło.Byłem wściekły napana Gandy'ego. - Szybko! - ocknął się panArmbruster.- Teraz się wymkniemy.Najlepsza okazja. Wymknęliśmy się tylnym wejściem.Było to bardzo proste.Okrążyliśmy budynek iprzed frontem zobaczyliśmy stojący na deszczu olbrzymi tłum.No stopniachbudynku stał pan Gandy, złośliwy jak zawsze, twarzą w twarz z wielkim, krzepkimfacetem, który się zamierzał kamieniem. - Każdatama ma swojq wytrzymałość - mówił pan Gandy ale wielki facet wrzeszczał iwymachiwał mu nad głową kamieniem. - Już japotrafię odróżnić dobry beton od złego! - pieklił się.- A to jest sam piasek.Te tama nie wytrzymałaby i galona wody, gdyby jąspiętrzyć! Pan Gandy potrząsnąłgłową. - Oburzające! Jestem tak samo wstrząśniętyjak i wy.Zawieraliśmy kontrakty w dobrej wierze.Jeżeli PrzedsiębiorstwoBudowlane Ajax użyło złych materiałów, to ich podamy dosądu. W tym momencie swędzenie tak mi już dopiekło, żepostanowiłem coś z tym zrobić.No i zrobiłem. Krzepkifacet cofnął się o krok i wymierzył palec w panaGandy'ego. - Wie pan, co mówią? Mówią, że to panjest ,właścicielem Przedsiębiorstwa Budowlanego Ajax.Prawdato? Pan Gandy otworzył usta i zaraz potem je zamknął.Wzdrygnął się lekko. - Prawda - odparł.- Owszem,jestem. Trzeba było słyszeć ten ryk, jaki się wydobyłz tłumu.Dużego faceta zatkało. - Sam pan toprzyznaje? To może pan też przyzna, że pan wiedział, że tama jest nic niewarta,co? Ile pan na tym zorobił ?. - Jedenaścietysięcy dolarów - rzekł Gandy.- Netto, już po opłaceniu szeryfa, burmistrzai. Ale w tym momencie tłum wtargnął wyżej na stopniei już więcej nie było słychać pana Gandy'ego. -No, no -, powiedział pan Armbruster.- Teraz to już widziałem wszystko.Rozumiesz, co to znaczy, Saunk? Gandy zwariował.Nie może być inaczej.Partiareform wygra wybory, wyrzucą wszystkich oszustów i ja znów będę miał słodkieżycie w Piperville.To znaczy dopóki nie wyruszę na południe.Bo na zimę zawszeprzenoszę się na południe.Jakimś dziwnym trafem znalazłem w kieszeni paręgroszy.Napijesz się ze mną, Saunk? - Nie,dziękuję - odparłem.- Mama się będzie o mnie niepokoiła.Nic już panu niegrozi, panie Armbruster? - Później tak.Ale narazie jeszcze przez jakiś czas nie.O, prowadzą pana Gandy'ego do więzienia,widzisz ?Prawdopodobnie ze względu na jego bezpieczeństwo: Muszę to uczcić,Saunk.A ty na pewno nie.Saunk! Gdzie jesteś? Ale ja już byłemniewidzialny. No i tak się to skończyło.Przestałomnie już swędzić, więc poleciałem do domu pomóc im jeszcze przy tym prądzieelektrycznym z koła wodnego.Po jakimś czasie powódź się uspokoiła, ale myśmy odtej pory już mieli stały poziom wody w strumieniu dzięki temu, co zrobiłem wgórnym biegu.-I zaczęliśmy spokojne, osiadłe życie, takie, jakie my, Hogbenowie,najbardziej lubimy.I jakie jest zresztą najbezpieczniejsze dlanas. Dziadek powiedział, że była to powódź nie lada.Przypominała mu ono coś takiego, o czym mu opowiadał jego dziadek.Wygląda nato, że kiedy żył dziadek dziadka, Mieli nie tylkostosy atomowe, ale jeszcze wiele innych rzeczy i że bardzo szybko wymknęło imsię to wszystko z rąk i zrobiła się prawdziwa powódź.Dziadek dziadka musiał siępośpiesznie wynosić z kraju, o którym zresztą od tamtej pory wszelki słuchzaginął - jeśli się nie mylę, to chyba wszyscy na Atlantydzie potopili się naśmierć.Ale to byli sami cudzoziemcy. Pana Gondy'egozamknęli w więzieniu.Nikt się nigdy nie dowiedział, co go skłoniło do takiegowyznania, może wyrzuty sumienia? Nie sądzę, żeby to miało coś wspólnego ze mną.To mało prawdopodobne.Chociaż. Pamiętacie numertaty z tym zwarciem na odległość i przepompowaniem samogonu z jego żył do moich?No więc muszę przyznać, że mnie dość zmęczyło to swędzenie, zwłaszcza tam gdzienie mogłem się podrapać, i sam zastosowałem tę sztuczkę.Świństwo, które mi wstrzyknęli, tak paskudnie mnie swędziało, że wziąłem i ciutciut skręciłem przestrzeń dokoła siebie, i przepompowałem to wszystko prosto dokrwi pana Gandy'ego, tak jak tam stał na tych stopniach.Zaraz potem przestałomnie swędzić, a za to musiało nieźle zacząć swędzić jego.Dobrze mutak. Ciekawe, czy mogło go za swędzieć do tegostopnia, żeby aż powiedział prawdę ?przekład : NNpowrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]