[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy oczywiœcie uwierzymy, wtedy zjednoczymy siê, zreszt¹ te¿ pewnie nie od razu, bo w tym zamieszaniu na pocz¹tek zaczniemy siê zabijaæ nawzajem.- Dok³adnie tak w³aœnie! - powiedzia³ Weingarten nieprzyjemnym g³osem i zaœmia³ siê krótko.Wszyscy przez chwilê milczeli.- A moim zwierzchnikiem jest kobieta - powiedzia³ Zachar.- Bardzo mi³a, m¹dra, ale jak ja jej mam o tym wszystkim opowiedzieæ? O sobie?I znowu wszyscy umilkli na d³u¿szy czas.Popijali herbatê.Potem G³uchow powiedzia³ cichym g³osem:- Jaka¿ to znakomita herbata! S³owo dajê, jest pan mistrzem, Dymitrze Aleksiejewiczu.Dawno nie pi³em takiej herbaty.Tak, tak.Oczywiœcie to wszystko jest trudne, niejasne.A z drugiej strony niebo, ksiê¿yc - patrzcie, jaki piêkny.herbata, papierosy.Doprawdy, czego jeszcze potrzeba cz³owiekowi? Telewizja nadaje serial kryminalny, zupe³nie niez³y.Nie wiem, nie wiem.Pan coœ mówi³, Dymitrze, o gwiazdach, o rozproszonej materii.A co nas to w³aœciwie obchodzi? Jeœli siê tak dobrze zastanowiæ? Jakieœ podgl¹dactwo, prawda? No wiêc dosta³ pan po ³apach - nie podgl¹daj! Pij herbatê, patrz w telewizor.Niebo nie jest po to, ¿eby w nim gmeraæ.Niebo jest po to, ¿eby siê nim zachwycaæ.I w tym momencie syn Zachara dŸwiêcznie i triumfalnie oznajmi³:- A ty jesteœ chytry!Malanow myœla³ w pierwszej chwili, ¿e ch³opcu chodzi o G³uchowa, ale nie.Ch³opczyk mru¿¹c oczy jak doros³y patrzy³ na Wieczerowskiego i grozi³ mu palcem umazanym w czekoladzie.„Cicho, cicho.” - z bezradnym wyrzutem wymamrota³ Zachar, a Wieczerowski nagle ods³oni³ twarz i przybra³ swoj¹ pocz¹tkow¹ pozê: rozwali³ siê w fotelu, wyci¹gn¹³, a nastêpnie skrzy¿owa³ swoje d³ugie nogi.Jego ruda twarz by³a rozeœmiana.- A wiêc - powiedzia³ - z radoœci¹ konstatujê, ¿e hipoteza towarzysza Weingartena prowadzi nas w œlepy zau³ek widoczny go³ym okiem.£atwo zauwa¿yæ, ¿e w podobny zau³ek prowadzi hipoteza legendarnej Ligi Dziewiêciu, tajemniczego rozumu ukrytego w otch³aniach oceanu œwiatowego i w ogóle dowolnej rozumnie dzia³aj¹cej si³y.By³oby naprawdê œwietnie, gdybyœcie teraz chwilê pomilczeli i przemyœleli problem, aby przekonaæ siê o niepodwa¿alnej s³usznoœci moich s³Ã³w.Malanow bezmyœlnie miesza³ w szklance ³y¿eczk¹.Niebywa³e, wszystkich nas drañ sprzeda³, nawet nie zauwa¿yliœmy kiedy! Po co? Na diab³a mu ten spektakl? Weingarten patrzy³ wprost przed siebie, z wolna wyba³uszaj¹c oczy, jego t³uste spocone policzki zastraszaj¹co podrygiwa³y.Skonsternowany G³uchow patrzy³ na wszystkich po kolei, a Zachar zwyczajnie cierpliwie czeka³ - widocznie nie dostrzeg³ ¿adnego dramatyzmu w tej minucie milczenia.Po jakimœ czasie Wieczerowski zacz¹³ znowu.- Zwróæcie uwagê.Aby wyjaœniæ fantastyczne wydarzenia, spróbowaliœmy zastosowaæ sposób rozumowania, chocia¿ fantastyczny, niemniej jednak le¿¹cy w sferze naszych wspó³czesnych pojêæ.To nam nie da³o nic.Absolutnie nic.Walentin udowodni³ to nam nadzwyczaj przekonywaj¹co.Dlatego zapewne nie ma ¿adnego sensu.powiedzia³bym, tym bardziej nie ma sensu rozumowanie wybiegaj¹ce poza sferê naszych wspó³czesnych pojêæ.Powiedzmy - wiara w Boga.albo.albo.jeszcze coœ innego.Wniosek?Weingarten spazmatycznym ruchem wytar³ twarz po³¹ koszuli i zacz¹³ gor¹czkowo ³ykaæ herbatê.Malanow zapyta³ ura¿ony:- To co - specjalnie wpuœci³eœ nas w kana³?- A co mi pozosta³o do zrobienia? - odpowiedzia³ Wieczerowski, unosz¹c swoje przeklête rude brwi pod sam sufit.- Mia³em wam sam udowadniaæ, ¿e chodzenie z tym gdziekolwiek nie ma najmniejszego sensu? ¯e w ogóle jest bez sensu takie stawianie problemu? „Liga Dziewiêciu albo rozum z Tau Wieloryba.”.Co to dla was za ró¿nica? O czym tu dyskutowaæ? Bez wzglêdu na to, jaka by³aby wasza odpowiedŸ, nie ustalicie na jej podstawie ¿adnego programu dzia³ania.Czy dom siê spali³, czy znios³a go woda, czy zniszczy³ huragan - musicie myœleæ nie o tym, co sta³o siê z domem, a o tym, gdzie teraz mieszkaæ, jak teraz ¿yæ i co robiæ dalej.- Chcesz powiedzieæ.- zacz¹³ Malanow.- Ja chcê powiedzieæ - stwierdzi³ twardo Wieczerowski - ¿e nic szczególnie interesuj¹cego z wami siê nie sta³o.Nie ma siê czym pasjonowaæ, nie ma czego badaæ, nie ma czego analizowaæ.Wasze poszukiwania przyczyn to po prostu ja³owa ciekawoœæ.Nie o tym powinniœcie myœleæ, jak i kto zbudowa³ tê komorê ciœnieñ, tylko jak siê zachowaæ pod ciœnieniem.A myœleæ o tym jest znacznie trudniej ni¿ fantazjowaæ o cesarzu Asioce, poniewa¿ od tej chwili ka¿dy z was jest sam.Nikt wam nie pomo¿e.Nikt niczego nie doradzi.Nikt o niczym za was nie zadecyduje.Ani Akademia Nauk, ani rz¹d, ani nawet ca³a postêpowa ludzkoœæ.Ale o tym dostatecznie przekonywaj¹co mówi³ Walentin.Wsta³, nala³ sobie herbaty i ponownie wróci³ na fotel, pewny siebie nie do zniesienia, niedbale wytworny, zapiêty na wszystkie guziki, jak na przyjêciu dyplomatycznym.Nawet fili¿ankê trzyma³ niby jakiœ lord na five o’clocku u królowej.Syn Zachara zacytowa³ na ca³y dom:- „Jeœli chory lekcewa¿y zalecenia lekarza, leczy siê niesystematycznie, nadu¿ywa alkoholu, to mniej wiêcej po piêciu, szeœciu latach drugie stadium choroby przechodzi w trzecie i ostatnie.”.Zachar nagle powiedzia³ z rozpacz¹:- Ale dlaczego? Dlaczego w³aœnie ja, dlaczego wy?Wieczerowski z leciutkim stukniêciem postawi³ fili¿ankê na talerzyku, a talerzyk na stole obok siebie.- Dlatego, ¿e wiek nasz chadza w czerni - objaœni³ Wieczerowski, osuszaj¹c szaroró¿owawe jak u konia wargi œnie¿nobia³¹ chusteczk¹.- Nosi wysoki cylinder, a jednak nadal uciekamy, potem zaœ, gdy zegar wybija godzinê bezczynnoœci, godzinê wyrzeczenia siê spraw powszednich, ogarnia nas rozterka i nie marzymy ju¿ o niczym.- IdŸ do diab³a - powiedzia³ Malanow, a Wieczerowski zaœmia³ siê sytym marsjañskim œmiechem.Weingarten wygrzeba³ z przepe³nionej popielniczki w miarê przyzwoity niedopa³ek, wetkn¹³ go pomiêdzy grube wargi, potar³ zapa³kê o pude³ko i czas jakiœ tak siedzia³ bezmyœlnie, gapi¹c siê w p³omyk.- Rzeczywiœcie - powiedzia³ w koñcu.- Czy to nie wszystko jedno, jaka w³aœciwie si³a.jeœli z góry wiadomo, ¿e przewy¿sza ludzk¹.- Zapali³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]